sobota, 21 lutego 2015
wtorek, 17 lutego 2015
Rozdział 2
Louis pov*
Po dwóch godzinach znowu byłem na nogach i chodziłem po pokoju w poszukiwaniu swoich spodni. Gdy w końcu je znalazłem, ubrałem je i zszedłem do kuchni. Byłem głodny, ale postanowiłem wcześniej iść sprawdzić, czy te debile posprzątały w salonie. Obydwaj spali na kanapie, ale przynajmniej było posprzątane. Choć nie, jeszcze się doczepię do butelek przy fotelach. Mają być wyniesione do kosza. Wróciłem do kuchni i wziąłem się za robienie jajecznicy z bekonem. Uwielbiam to jeść, zwłaszcza na śniadanie. Już miałem siadać do stołu, gdy przypomniałem sobie o małym szczególe. Mia James. Uśmiechnąłem się i biorąc talerz, poszedłem do naszego biura. Mam tam przecież piękną lekturę do przeczytania. Zająłem miejsce w swoim ulubionym obrotowym fotelu po czym włączyłem sprzęt. Kliknąłem w zapisany wczoraj folder.
-Mia James-powtórzyłem, to co było napisane dużymi literami, zaraz obok jej zdjęcia.
Lat osiemnaście-pełnoletnia menda. Za tydzień skończy dziewiętnaście. Zamieszkała w Londynie. I wtedy zobaczyłem jej adres. Już wiem, co będę dzisiaj robił. Matka ją zostawiła-nie dziwię się. Mieszka z ojcem. Bardzo dobra uczennica-ciekawe czemu nie studiuje? Z resztą co komu przyniesie szkoła. Jest jedynaczką. Miałem już czytać następną informację, gdy do środka wleciał Zayn.
-Siema, zdążyłeś zobaczyć co zrobili w salonie?
-Część, niestety tak. Opierdoliłem ich i posprzątali-zaśmiałem się, powoli zamykając laptopa.
-Co ty tam masz-podszedł i go włączył.
Zajebiście, zacznie się gadanie.
-O to nasza Mia-uśmiechnął się.-Po co ci to? Mam nadzieję, że do złych czynów.
-A myślisz, że bym ją zostawił, po tym co zrobiła? Znasz mnie-wziąłem kęs bekonu do buzi.
-No w sumie racja. Miłego czytania-zaśmiał się i wyszedł.
Doczytałem do końca cały folder i go wyłączyłem. Super. Wydrukowałem najważniejsze informacje, które włożyłem do teczki. Poszła ona do szuflady z naklejonym ''J''. Poszedłem do kuchni i wrzuciłem talerz do zlewu.
-Co planujesz z tą dziewczyną?-Niall.-Widzę, że nieźle cię załatwiła-spojrzał na mój brzuch.
-Nie wiem jeszcze. Zniszczę jej życie,a dzisiaj ją znajdę.
-Mogę jechać z tobą, bo nie mam co robić.
-Spoko. Przyda się jeszcze jedna osoba.
-Boisz się, że znowu cie pobije-zaczął się śmiać.
-Gdybyś był bliżej, to byś dostał-uśmiechnąłem się.-I nie, nie boję się. Za to ona by mogła zacząć, nawet nie wie co ją czeka.
-Mam rozumieć, że na końcu ją zabijesz?
-Tak-powiedziałem obojętnie.-Ale na początek mam inne plany.
-Spoko, zostawiam to tobie. Sorka za salon, trochę zaszaleliśmy.
-Ok, ale mam pytanie. Czy któryś z was przyprowadził laski.
-A jak myślisz- Niall zaczął się śmiać.-Harry zawsze jakąś wyczai.
-Zabiję go kiedyś za to. Robi z naszego domu burdel.
-W sumie nie,bo on i tak się z nimi ''bawi'' w swoim pokoju.
-A nie może iść do domu tych dziewczyn?
-To już nie do mnie-podniósł ręce w geście obrony.
-Zresztą niech robi co chce-westchnąłem.
-A jak myślisz, zabawi się z tą Mią- spojrzałem na niego.-No wiesz, brzydka to ona nie jest, a Harry...
-Wiem, wiem już. Znając go, w końcu i tak ją przeleci.
-To ja jeszcze obejrzę do końca mecz, a później możemy jechać.
-Spoko. Teraz pewnie i tak jej nie ma w domu, a ja chcę ją bardzo spotkać.
Chłopak wyszedł, a ja usiadłem się przy stole i zacząłem wystukiwać palcem, rytm. Mia James. Mia James, pieprzona Mia James. Jak ją dorwę, to ma przejebane. Raz za dużo widziała, dwa walnęła mnie w brzuch. Nie odpuszczę jej.Powoli zaczęło mi się nudzić, więc wyszedłem już na dwór. Pójdę się przejść.
-Niall zaraz wracam, idę się przejść-krzyknąłem do chłopaka, choć i tak miałem wrażenie, że mnie nie słyszy.
Wyszedłem z domu na ulicę. Jak zawsze jeździło tu pełno auto o tym czasie. Ludzie z pracy i do pracy. Szedłem powoli, swoim tempem przy ulicy. Mijały mnie setki osób, od małych dzieciaków, do ludzi starszych, chodzących o kulach. Włożyłem ręce do kieszeni i spuściłem wzrok na chodnik. W ten sposób doszedłem do pierwszych pasów. Spojrzałem w górę-czerwone światło. To sobie postoję. Auta jechały w tą i z powrotem, gdy w pewnym momencie mignęła mi przed oczami dziewczyna. Odszukałem ją znowu wśród tłumu, który stał po drugiej stronie przejścia. Spojrzałem na nią i się upewniłem tak, to jest Mia. Zacząłem iść w jej stronę. Na moje nieszczęście zauważyła mnie i gdy nasze oczy się spotkały, zaczęła się cofać. Kurwa, znowu mi spierdoli-przemknęło mi przez myśl. Znalazłem się po drugiej stronie,powodując tym samym hamowanie jednego z aut. Gościu wyszedł z niego i zaczął coś krzyczeć w moją stronę, ale ja pokazałem mu tylko środkowy palec. Cały czas miałem dziewczynę, w polu widzenia. Zacząłem biec, żeby ją dogonić, ale gdy już miałem złapać ją za rękę, zdążyła przebiec przez przejście, a mnie cofnął tłum ludzi, który szedł w przeciwną stronę co ja.
-Suń się do cholery-przepchnąłem się między nimi.
Na nic się to jednak zdało, bo Mii już nigdzie nie było. Ja pierdolę, nie wierzę, że po raz drugi mi uciekła. Ta dziewczyna cały czas pogarsza swoja sytuację. Przeczesałem z nerwów włosy i zacząłem wracać do domu. Byłem zły. Wszedłem trzaskając drzwiami i usiadłem się w salonie.
-A tobie co?-Harry i Niall spojrzeli na mnie jak na debila.
-Chcecie się pośmiać?-powiedziałem z sarkastycznym uśmiechem.
''powiedziałem z sarkastycznym uśmiechem'' |
-Dawaj-Harry pokiwał ręką.
-Byłem się przejść i kogo spotkałem?-wskazałem na Nialla, żeby mówił.
-Mię.
-Tak, a co ona zrobiła?-teraz przeniosłem rękę na Harrego.
-Patrząc na to, że jej tu nie ma, to ci znowu spieprzyła.
-Brawa dla was. Byłem tak blisko, żeby ją dorwać, a ona tak po prostu przeszła szybko między ludźmi i tyle ją widziałem.
-Ja jej nie widziałem, ale już ją lubię-Liam wszedł i zaczął się śmiać.
-Bo tobie nie zajebała w brzuch i po raz drugi nie uciekła-warknąłem.
-A może ona jest jakąś tajną agentką?-zaśmiał się Harry.
-A może ty jesteś debilem.
-Może-wzdrygnął ramionami, a ja zacząłem się śmiać.
-Dobra Niall, jedziemy.
Chłopak wstał i poszedł się ubrać, a ja jeszcze chwilę gadałem z chłopakami. Dobrze, że się nie wypytują o to, gdzie jedziemy. Wyszedłem za Niallem z domu po czym poszliśmy do auta. Z powodu, że ja kierowałem, jechaliśmy moim.
-Wkurza cię, nie?
-To mało powiedziane, nie wiem co jej zrobię, jak ją dorwę.
-Chce ci się zabijać taką laskę?
-Za bardzo mi zalazła za skórę, żebym ją zostawił. Plus jak już mówiłem, za dużo widziała.
-Z tego co widziałem, Harry jej nie lubi. Na każdym kroku jej ubliżał.
-Nie obchodzi mnie to.
-Jak tak sobie myślę, to ona będzie miała tu przejebane. Raz ty, a dwa Harry.
-Zasłużyła sobie, zamiast się szlajać po mieście i takich miejscach, mogła siedzieć w domu lub iść do galerii z przyjaciółką.
-A skąd wiesz, że nie miała powodu, żeby późno wrócić do domu? Może kłótnia rodziców.
-Nie wiem tego. Mieszka tylko z ojcem. Matka ją zostawiła.
-No chyba, że tak. A pro po przyjaciół, nie wiesz, czy Mia nie ma jakiejś przyjaciółki.
-Pewnie ma jak każdy. Nie zamoczysz-powiedziałem poważnie, ale miałem chęć zacząć się śmiać.
-Jeszcze zobaczymy-powiedział z udawaną urazą, a po chwili zaczęliśmy się obydwoje zanosić śmiechem.
Zaparkowałem samochód przy ulicy, na której mieszka dziewczyna. Wyciągnąłem telefon z schowka. Zayn do mnie dzwonił, ale skoro nie robi tego znowu, to nic ważnego. Schowałem go do kieszeni i wyszedłem z auta.
-Więc ,który dom?
-Chwila, muszę go znaleźć, chodź-powiedziałem, idąc wzdłuż domów.
Szedłem powoli i patrzyłem na każdy dom. Żaden nie miał odpowiedniego adresu.
-To na pewno tu?
-Raczek tak......Bingo-powiedziałem, patrząc na żółty dom.-Teraz trzeba czekać.
-To w sumie dobrze, że są tu te drzewa.
-Tak.
Usiadłem się pod drzewem i czekałem. Ciekawe gdzie ona do późna jest. Obstawiałem raczej, że będzie w domu, po tym jak się dzisiaj ze mną spotkała.
-Obstawiałem, że będzie w domu.
-Ja też, zwłaszcza po dzisiejszym dniu-zamknąłem oczy i założyłem ręce za głowę.
-Powiedz, że ona jest niezła.
-Nie. Jest jak każda inna.
-Okłamujesz się, przyznaj, że gdyby ci nie zaszła za skórę, to byś mógł z nią kręcić-trącił mnie łokciem w bok.
-No dobra, jest ładna, ale i tak ją zabiję-powiedziałem, a Niall się zaśmiał.-Na świecie jest pełno ładnych lasek, a do każdej cię nie ciągnie. Może ona jest ładna, ale właśnie mnie nie przyciąga.
-Łał, nie słyszałem nigdy tak mądrych słów z twoich ust.
-Ja za chwilę zacznę żałować, że cię zabrałem-wyśpiewałem, krzyżując nogi.
-Wiemy, że tak nie jest.
-Tego ci nie przyznam.
Upłynęło następne kilkanaście minut, a jej nadal nie było. Zaczynałem się wkurwiać, a na dodatek byłem głodny. Po co tracę tu czas? Już wiem, żeby zniszczyć jej piękne życie.
-Gdzie ona jest?-jęknął Niall, obstawiam, że też jest głodny.
-Nie wiem, też mnie zaczyna to denerwować-spojrzałem na godzinę w komórce.-Jest ósma. Jak ona w końcu przyjdzie,to później możemy iść na pizzę z chłopakami.
-A jeśli poszła na imprezę? Albo śpi u przyjaciółki.
-Wątpię, żeby jej się chciało.
Poprawiłem się i dalej czekałem. Niech Niall nie myśli, że ja jej odpuszczę. Usłyszałem, jak Niall zaczyna śpiewać. Myślałem, że walnę, ale po chwili się do niego przyłączyłem.
-Ej czy to nie ona?- przestał i się wychylił, zrobiłem to co on.
-W końcu się zjawiła.
-A obok jest?
-Dzięki za dzisiaj, pomogłaś mi-przytuliła dziewczynę.
-Spoko, na przyjaciół można liczyć nie?Pa.
-I widzisz, masz tą swoją przyjaciółkę-szepnąłem do Nialla.-Ślinisz się-upadłem na ziemię, udając, że mdleje.
-Spadaj deklu.
Poczekaliśmy aż wejdzie do pokoju. Po kilku minutach zapaliło się światło w jednym z okien. Jest lepiej niż myślałem, ma okno od strony ulicy.
-Czekaj na mnie, zaraz wrócę-powiedziałem do przyjaciela i pobiegłem w stronę auta.
Wyciągnąłem z niego długopis i wydarłem kartkę z jakiegoś zeszytu. Mam nadzieję, że nie był on nikomu potrzebny. Wróciłem do Nialla.
-Wiesz co, ona jest zajebista.
-Bo?-spojrzałem na niego, marszcząc brwi.
-Właśnie się przebiera-uśmiechnął się, wychodząc zza drzew.
-Nie wyłaź, bo cię zobaczy-pociągnąłem go z powrotem.
-Dobra, co jej napisać?-pokazałem kartkę.
-Mnie się pytasz? Wymyśl coś.
Spojrzałem ukradkiem z drugiej strony. Dziewczyna przebierała się do spania. Akurat zdejmowała spodnie. Także teraz chodziła w samej bieliźnie. No dobra, Niall ma rację, jest niezła. Rozłożyłem papier na kolanach i zacząłem pisać, poszło mi to raz dwa. Kilka słów, żeby jej się lepiej spało.
-Jak jej to dać?
-Może balkon, rzuć to z kamieniem.
-Masz łeb, ale nie mam nic.....
-Ja mam-wyciągnął kawałek jakiegoś sznurka z kieszeni spodni.
Zawiązałem kartkę do kamienia i rzuciłem. Odbił się od okna po czym wylądował na podłodze balkonu. Nie czekaliśmy długo, gdy dziewczyna wyszła zabierając go do ręki. Miała na sobie za długą bluzkę.
-Zaraz tam pójdę i nawet nie wiesz, co z nią zrobię-zaśmiał się Horan.
-Nie zabraniam ci-poklepałem go po ramieniu.
Spojrzałem znowu w górę i zobaczyłem jak spanikowana i wystraszona dziewczyna wchodzi znowu do pokoju. Tak, na pewno pomogę jej zasnąć.
-Dobra chodź, jedziemy coś wszamać.
Poszedłem rozbawiony do samochodu, szykuje się zajebisty wieczór z przyjaciółmi. Niall zaczął coś wystukiwać na telefonie, a ja już wiedziałem co.
-Mam rozumieć, że już im napisałeś, tak?
-Tak,ale stwierdziliśmy, że zamiast jechać do knajpy, możemy zamówić do domu.
-Pizza była wczoraj, z tego co widziałem.
-Wiem, dlatego dzisiaj chłopaki już zamawiają chińszczyznę.
Po dziesięciu minutach byliśmy w domu. Wjechałem samochodem do garażu i razem z Niallem poszedłem do domu. Wszyscy siedzieli w salonie.
-Gdzie wy tyle byliście?-zaczął Zayn.
-Z tym do niego-blondyn wskazał na mnie.
-Powiem, ale później. Teraz chcę aby któryś z was się ruszył i przyniósł z lodówki piwo, bo trzeba czymś popić jedzenie.
Wszyscy zaczęli coś mówić, ale nastała cisza, bo usłyszeliśmy dzwonek. Spojrzeliśmy na siebie.
-Tak szybko by przywieźli?
-Oni pewnie dopiero to szykują, nie wiem kto to.
Poszedłem do drzwi i je otworzyłem. Zobaczyłem dwóch policjantów. Dwóch policjantów, których bardzo dobrze znałem.
-Dobry wieczór Louis, zostajesz zatrzymany-powiedział z chamskim uśmiechem, chcąc założyć mi kajdanki.
Cofnąłem się, bo dobrze wiedziałem, jakie mam prawa i po drugie dobrze się znaliśmy z przeszłości.
-Hola, hola kolego. Za co jestem zatrzymany?-oparłem się o drzwi.
-Za zniknięcie pewnego faceta. Nie wciągaj mnie w gadki-szarpnął mnie i zakuł obie ręce.
-Nie mam z tym nic wspólnego-debile, jasne, że mam.
-O tym pogadamy na komisariacie, ale bądź pewny, że noc spędzisz w celi.
-Ej, ej za co go bierzecie?-z domu wyszedł Harry.
-Nie wtykaj się Styles, bo ty będziesz następny.
-Idź do chłopaków, zadzwonię z komisariatu.
-Na pewno?
-Jak mówi, to to rób-warknął policjant, a Harry go zabijał wzrokiem.
Wsadzili mnie do środka radiowozu. Zajebiście, jak ja lubię to miejsce.
-Zaginięcie zgłosiła jakaś młoda dziewczyna.
-Co powiedziałeś?-syknąłem.
-Zaginięcie zgłosiła jakaś młoda dziewczyna-powtórzył pisząc coś w notesie.
-Kiedy?
-Dzisiaj, teraz mi nie przeszkadzaj. Mówiłem, że pogadamy na miejscu.
Zaraz mnie jasny szlag trafi. Ta mała suka na mnie nakablowała. Wiedziałem, że ledwo ją puszczę, to poleci na policję. Zabiję ją normalnie. Pewnie dzisiaj się wystraszyła i poleciała do psów. Zasrana szmata.
Mia pov*
Obudziłam się rano w zasranym nastroju. To przez wspomnienie wczorajszego dni. Louis, Harry, Louis, reszta jego przyjaciół. Masakra, nie wiem w ogóle jakim cudem, ja mu uciekłam. Ubrałam się w luźną bluzkę i założyłam swoje zielone rurki. Zeszłam po cichu na dół. Ojciec był z jakąś kobie......sorka dziwką.
-Gdzie się wybierasz?-powiedział, kładąc rękę na jej ramieniu.
-Na miasto, wrócę wieczorem. Zrobię ci później obiad.
-Chociaż raz się przydasz, a nie ciągle się obijasz...
Tak, tak, wyszłam na dwór. Ojciec i tak nie powie nic nowego. Zawsze to samo. Nieużyteczna, obijam się, i tak dalej. Wyjęłam z torby kasę i ją policzyłam. Nie myślałam, że będę jej aż tyle miała. Najczęściej kradnę ją z skrytki ojca, dziwne to, że tego nie zauważa. Mój drugi sposób to zabieranie, gdy idę zrobić zakupy. Kupuję co potrzebne i zabieram resztę. Jemu mówię, że tyle kosztowało, zawsze się łapie. Weszłam do kawiarni, gdzie pracowała mama Lalyi.
-Dzień dobry-uśmiechnęłam się, idąc na tyły.
-Witaj Mia, Lalya pomaga w przenoszeniu paczek. To co zawsze?
-Tak, dziękuję-podałam jej pieniądze.
Weszłam do pokoju, gdzie nie było słychać już gwaru z środka kawiarni. Zobaczyłam wtedy moją przyjaciółkę.
-Cześć-przytuliłam ją.
-Hej, dzisiaj spokój?
-Tak, następna chętna do niego przyszła.
-Ma wzięcie-zaśmiała się.-Robisz coś dzisiaj? Bo jest impreza u Mikkela.
-Dzięki Lalya, ale nie mam ochoty-mruknęłam, przypominając sobie o Louisie.
-Spoko, nie zmuszam. No, ale ładna jesteś, może byś kogoś wyrwała.
-Yyy nie, żeby coś, ale ty też nie masz chłopaka.
-Miałam, dziękuję. Na razie nie chcę. Ty za to możesz mieć.
-Ok, to ja zjem śniadanie i lecę do domu. Powiedziałam, że zrobię obiad, a nie chcę mieć później przechlapane.
-To, pa. Wpadnij do mnie później.
-Ok.
Odebrałam od jej mamy swoje śniadanie i poszłam do stolika. To co zawsze. Sok pomarańczowy oraz kanapka z kurczakiem. Zjadłam ją i zaczęłam myśleć, co zrobić ojcu na obiad, żeby nie było opieprzu. On kocha zapiekankę z makaronem. Zrobię ją i mogę lecieć do Lalyi. Jeszcze raz podziękowałam po czym wyszłam z kawiarni. Przeszłam kilka kroków i znalazłam się przed przejściem dla pieszych. W oczekiwaniu na zielone światło, rozglądałam się na boki. Wtedy moje oczy spotkały się z oczami jakiegoś chłopaka. Patrzył na mnie, a ja dopiero po chwili się zorientowałam kto to. Louis. Zaczęłam się cofać. Nie, nie, nie raz mu uciekłam, drugi też się uda. Przyspieszyłam kroku i zauważyłam, że na kolejnym przejściu zaraz zaświeci się zielone. Przeszłam przez nie i zobaczyłam, że Louis zablokowali ludzie, idący w drugą stronę. Udało mi się po raz drugi uciec od śmierci. Zajebiście, tylko teraz będę miała chyba jeszcze bardziej przesrane. Wróciłam do domu i zobaczyłam, że ojca nie ma. Przywiesił kartkę na lodówkę: ''Musiałem wyjść, jak wrócę mam nadzieję, że obiad będzie czekał w mikrofalówce''. Dzięki, miałam super rozpoczęcie dnia jakbyś pytał. Wyciągnęłam wszystko co potrzebowałam i zaczęłam robić tą zapiekankę. Wsypałam wszystko do miski po czym wymieszałam. Teraz to na blachę, na to dodatki i do piekarnika. W tym czasie co zapiekanka się piekła, zdążyłam posprzątać. Napisałam do przyjaciółki, że będę za dziesięć minut. Czekałam jeszcze chwilę, gdy usłyszałam sygnał oznaczający, że jest gotowa. Wyciągnęłam ją i przykryłam folią, żeby nie wystygła. Przynajmniej mnie ojciec nie zjebie. Postawiłam ją na stole i zabierając moją torbę wyszłam z domu. Lalya już na mnie czekała.
-Co tak długo?
-Zapiekanka sama się nie zrobiła-westchnęłam, leżąc na łóżku.
''westchnęłam, leżąc na łóżku'' |
-No dobra, na pewno nie chcesz iść?
-Nie, już i tak mam dość na głowie.
Chciała coś powiedzieć, ale jej przerwałam:
-I nie, na razie nie będę mówiła.
Pokazała mi język i się odwróciła.
-A może ty już masz chłopaka? Tylko czemu on ci pozwala mieszkać z ojcem-zaczęłam się śmiać.
-Nie, nie mam chłopaka.
-Szkoda, teraz lepiej mów, co mam ubrać-wyciągnęła dwie sukienki.
-Na imprezę tą niebieską.
-Głupia jesteś, chciałam iść na nią, ale dzisiaj przyjeżdżają jacyś ludzie do mamy i mam na tym być.
-No to, jednak ta fioletowa. Jest bardziej elegancka-zaśmiałam się.-Skoro chcesz iść, to po kolacji z nimi, ucieknij na tą imprezę, bo nie wierzę, że ona będzie trwała do dziesiątej nie?
-Wiesz co, zastanowię się nad tym.
Odłożyła sukienki i usiadła się obok mnie. Siedziałam u niej cały dzień, ale w końcu musiałam wracać, z znanych powodów. Lalya zaproponowała, że mnie odprowadzi.
-No to baw się dobrze, może kogoś wyrwiesz na tej kolacji-zaczęłam się śmiać z jej miny.
-Tak, pewnie. Kapitan drużyny futbolowej pięćdziesiąt plus.
Obie zaczęłyśmy się śmiać.Pożegnałam się i weszłam do domu. Kompletna ciemność. Zaświeciłam światło. W kuchni stała reszta zapiekanki, czyli ją zjadł. Nie ma żadnej kartki, co skutkuje tym, że mu smakowała. Nałożyłam sobie trochę na talerz i poszłam do swojego pokoju. Torbę rzuciłam w kąt, ale musiałam po nią znowu wstać, bo przypomniałam sobie, że zostawiłam tam telefon. Wtedy spojrzałam w okno, zdawało mi się, że kogoś widzę, ale gdy znowu tam spojrzałam, nie było nikogo. Oj, za dużo przygód z panem Louisem. Położyłam komórkę na łóżku i po tym jak zjadłam większość przyniesionej zapiekanki, zaczęłam się przebierać. Nie mogłam znaleźć dołu od piżamy, więc chodziłam w samej bluzce, która i tak większość zakrywała. Już miałam iść na dół, odnieść talerz, gdy usłyszałam jak coś upada na balkonie. Weszłam na niego i sięgnęłam kamień z kartką.
Po raz drugi mi uciekłaś. Pogorszyłaś tym tylko swoją sytuację, wiem i widzę wszystko, co robisz.
-L
Momentalnie zamknęłam balkon i usiadłam się na łóżku. Super, po prostu super. Myślała, że mnie w końcu zostawił, a on mi wjeżdża z takim czymś. Jeszcze raz to przeczytałam i złączyłam dwa fakty: ''wiem i widzę wszystko co robisz''. Nie zdawało mi się, że kogoś widzę. To był on, a ja głupia nie zsunęłam rolet. Położyłam głowę na poduszkę i przykryłam się kołdrą. Szykują się super noce i dni, spędzone na strachu przed Louisem.
czwartek, 12 lutego 2015
Rozdział 1
Mia pov*
Spacerowałam sobie powoli alejkami w parku. Mój ojciec znowu nawalony, aż nie chce się wracać. W sumie ja nie mam gdzie iść, jak do domu. Wiele razy miałam propozycję by zamieszkać u przyjaciółki, ale nie będę zrzucała im się na głowę. Ściągnę na nią masę kłopotów, wliczając w to mojego ojca. Nie dziękuję, niech chociaż ona ma swoje życie i przede wszystkim szczęśliwe. Nie wiem co mnie dzisiaj skusiło, żeby iść inną drogą. W sumie nawet jej dobrze nie znałam. Nie prowadziła w żadnych uliczkach, więc szłam na luzie. Mijałam grupki rodzin i moją uwagę zwracał uśmiech na twarzach dzieci. Ja nie miałam szczęśliwego dzieciństwa. Z resztą koniec użalania się nad sobą. Skręciłam w lewo za małym sklepikiem i momentalnie się cofnęłam. Sumienie podpowiadało mi, żeby iść jak najdalej z tego miejsca. Ciekawość wygrała, znowu wyjrzałam zza rogu. Stało tam trzech facetów, ewidentnie się kłócili.
-Gdzie kasa?!
-Nie mam-powiedział jeden z nich. Wyglądał na napitego lub naćpanego.
-Znowu ją przepieprzyłeś idioto.
-Zdobędę ją, proszę.
-Jesteś w cholerę uzależniony, nie zrobisz tego.
-Żegnaj- powiedział trzeci, przystawiając pistolet do głowy tego człowieka.
-Harry skończ z nim-chłopak kiwnął obojętnie ręką.
Lokowaty nacisnął spust. Zakryłam buzię ręką, żeby nie było słychać mojego krzyku. Szybkim ruchem chciałam się odwrócić i uciekać, ale coś, a raczej ktoś zasłonił mi buzię szmatką. Momentalnie zrobiłam się senna, opadłam bezwładnie w jego ramiona. Ostatnie co pamiętam, to kruczo czarne włosy, postawione do góry. Zajebiście, moje życie właśnie się skończyło. Mój sen nie mógł trwać długo, bo gdy się obudziłam byłam nadal w tym samym miejscu. Delikatnie uchyliłam powieki i spojrzałam na nich. O ile się nie mylę, to Harry siedział oparty o ścianę i gadał coś z tym co mnie ''uśpił''.
-Louis, ona się chyba budzi-zaczął, gdy ruszyłam głową, z powodu delikatnego bólu.
-Dać jej następną dawkę?
-Nie bo jej nie wybudzimy.
-Zależy ci?-parsknął Harry.
-Śpiączka, a śmierć to różnica.
Całkowicie otwarłam oczy. Dopiero teraz się skapnęłam, że jestem związana. Jaką tempom trzeba byś, żeby nie zauważyć tego?
-Cześć kochanie-uśmiechnął się lokowaty. Nie licząc tego, że się go cholernie boję, to ma zajebiste zielone oczy.
Nic nie odpowiedziałam, ale rozejrzałam się po okolicy. W trzy dupy się bałam.
-Ktoś się boi-usłyszałam śmiech.
-Posprzątałeś Niall?
-Tak-tym razem zobaczyłam blondyna.
O matko, ilu was jeszcze tu jest? Harry, Niall, chłopak od spania i ostatni. Zdaje się być jakiś tajemniczy, cały czas wbijał we mnie wzrok, aż w końcu się ruszył.
-Co tu robiłaś-podszedł, kucając przede mną, a mi urosła gula w gardle.-Oj gdzie maniery. Jestem Louis, ten z lokami to Harry, blondyn to Niall i ostatni, który cię złapał to Zayn. Ty to?
Siedziałam nadal cicho i mierzyłam ich wzrokiem. W co ja się kuźwa wpakowałam?
-Radzę się odezwać!
-Mia-pisnęłam cicho ze strachu.
-A więc Mia, co tu robiłaś?-wstał i zabrał coś od Harrego.
-Przechodziłam i głupia zamiast uciekać, zostałam z ciekawości-wyszeptałam.
-Ciekawska ciota-śmiech Zayna. Jakim cudem ja zapamiętałam tak szybko ich imiona.
Spojrzałam w górę na Louisa i zrobiło mi się jakoś słabo. Zamknęłam oczy, opierając głowę o ścianę.
-Mogę dostać coś do picia?
Może to banalne w takiej sytuacji pytać się o picie, ale od samego rana nic nie piłam i obstawiam, że to dlatego mi słabo. Louis zmarszczył brwi, dziwnie się na mnie patrząc.
-W aucie mam sok, niech ktoś przyniesie-powiedział, nie spuszczając ze mnie oczu.
-Serio? Może ją jeszcze na kolację weźmiesz-warknął Harry, jak mam być szczera to zaczyna mnie wkurwiać. Louis skwitował to śmiechem.
-Jak będzie chciała.
Chłopak zmroził mnie wzrokiem, co spowodowało, że przeszły mnie ciarki. Zobaczyłam blondyna jak niesie mi butelkę. Chłopak rozwiązał mi nadgarstki i podał napój. Niepewnie go wzięłam.
-Odechciało ci się?
-Nie mam pewności, czy nic nie dosypaliście.
Zobaczyłam uśmiech na twarzy blondyna.
-Mała jakbyśmy chcieli, to już byś nie żyła. Butelka jest nie otwarta.
Spojrzałam na zakrętkę, faktycznie była nienaruszona. Odkręciłam ją i napiłam się. Zaraz będę chyba wymiotować.
-Wiesz może i oni piękni nie są, ale wyglądasz jakbyś miała puścić pawia-powiedział Niall,a ja mimowolnie się uśmiechnęłam.
-Jest mi po prostu źle.
-Dobra chłopaki, dzięki,możecie jechać, a ja skończę.
Wytrzeszczyłam na niego oczy, z czym on chce skończyć? Zostałam z nim sam na sam. Miałam ochotę się rozpłakać. To już wolę być u mojego ojca, niż z nim. Louis jest cholernie tajemniczy, co mnie jeszcze bardziej przeraża. Chłopak wyjął pistolet i zaczął nucić sobie coś pod nosem.
-Dobra, jest gotowy.
Odwrócił się w moją stronę i znowu tak samo dziwnie na mnie spojrzał. Poczułam pierwsze kilka łez na policzku. Louis zaczął się śmiać.
-Nie becz, na razie będziesz żyła.
Ominął mnie i wszedł do magazynu. Usłyszałam huk kilku strzałów. Siedziałam spokojnie, rozmyślając o tym co będzie dalej. Powoli odzyskiwałam siły, tak to jest, gdy próbując uniknąć ojca, prawie nic się nie je.
-Po co to robiłeś?-wypaliłam, gdy wrócił.
-Żeby na wszelki wypadek wyglądało jak strzelanina. Ty serio jesteś ciekawska.
Podszedł i rozwiązał mi nogi. Szłam powoli obok niego. Trzymał mnie za nadgarstek.
-Gdzie ty mnie właściwie bierzesz?
-Do siebie, do domu.
-A nie możesz mnie puścić, nikomu nie powiem, obiecuję. Nawet nie wiem kim był tamten facet.
-Nikim ważnym, a tobie nie wieżę. Ledwo cię uwolnię, to polecisz komuś powiedzieć. W sumie nawet tego nie próbuj, bo za nim cię zabiję, będziesz cierpieć.
-Co zrobisz-zatrzymałam się, ale pod wpływem jego szarpnięcia poszłam dalej.
-Zabiję, za dużo wiesz i jesteś za ciekawska.
-Ja obiecuję, że tego nie zrobię.
-Zamknij się już, bo twoje gadanie nie pomaga-syknął na mnie przez zęby.
Szłam dalej za nim, powoli dochodziliśmy do auta. Muszę coś szybko wymyślić, żeby mu uciec. Na razie nawet nie myślę o konsekwencjach tego, co za chwilę zrobię. Chłopak szedł, niczego się nie spodziewając, gdy walnęłam mu z łokcia w brzuch.
-Ty szmato-jęknął, kuląc się z bólu.
Długo nie wstawał, a ja zaczęłam biec. Musiał dostać w żołądek, dobrze wiem, jak to boli. Wiele razy dostawałam tam od ojca. Ból jest wielki. Biegłam nie patrząc na nikogo. Zatrzymałam się dopiero w pokoju, ojciec na szczęście śpi lub nie ma go w domu. Nieźle sobie z nimi posiedziałam. Poszłam do łazienki, żeby się wykąpać. Jestem cholernie wystraszona. Louis już pewnie szykuje jakąś zemstę. Nie wierzę, żeby taki chłopak jak on, popuścił mi mój czyn, pomijając fakt, że i tak miał mnie zabić. Poszłam do łóżka i zmęczona wtuliłam się w kołdrę. Może to śmieszne, ale teraz była ona moją jedyną ochroną od świata,który mnie otaczał. Leżałam, myśląc o dzisiejszym dniu. Za każdym razem, gdy zamknęłam oczy, widziałam wściekła minę Louisa, gdy kulił się na ziemi i mrożące mnie, zielone tęczówki Harrego.
Louis pov*
Ta mała suka ma przejebane. Po kilkunastu minutach leżenia na ziemi, w końcu wstałem. Bolało jak skurwysyn, a sam myślałem, że chyba zaraz będę haftować. Wsiadłem obolały do auta. Zniszczę to jej jebane życie. W mgnieniu oka znalazłem się u nas w garaży. Wszedłem do domu, a dokładniej korytarza.
-Już jeste......gdzie ona jest?-Harry, to się pośmiejemy.
-Spadaj, gdzie tabletki.
-Spierdoliła ci-parsknął ze śmiechu.-Ta szmata ci spierdoliła!-krzyknął i poleciał do salonu.
Po chwili usłyszałem śmiech chłopaków, kurwa zabiję ich i tą dziewczynę.
-Łap-Liam rzucił mi białe pudełko.-Może i Harry się śmieje, z resztą ja też, ale powiedział też, że chcesz jakieś tabletki-zobaczyłem jak po chwili wybucha śmiechem.
-Śmiejcie się śmiejcie, to nie wam zajebała z łokcia w brzuch.
-Masz rację, to nie nam spieprzyłam mała ciota.
-Zniszczę ją, jak i całe jej życie.Dowiem się o każdym szczególe. Na końcu ją zabiję.
-Ouuuuu Louis knuje zemstę, ale teraz bawimy się, bo następny palant już gryzie ziemię.
-Sorka chłopaki, nie mam na to ochoty-mruknąłem i poszedłem do pokoju, za sobą tylko słyszałem krzyk, że nic się nie stało.
Poszedłem prosto do łazienki i puściłem wodę, żeby kabina się ogrzała. Po zdjęciu koszulki, spojrzałem w lustro.Na brzuchu zaczął się tworzyć fioletowy ślad. Delikatnie go dotknąłem i syknąłem z bólu. Kurwa jak boli. Wszedłem pod wodę po czym dokładnie namydliłem swoje ciało. Opłukałem się z piany, a po dokładnym wytarciu założyłem bokserki. Byłem cholernie zmęczony, ale postanowiłem iść do naszego biura i poszperać trochę o Mii, nie wiem ile mi się uda, bo nie znam jej nazwiska. Usiadłem się w swoim fotelu i zacząłem szperać w komputerze.
-Imię Mia, miejsce zamieszkania Londyn-powiedziałem do siebie, wpisując jedyne dane, jakie o niej wiedziałem.
Siedziałem już jakieś pół godziny, zegar wskazywał pierwszą w nocy i nic, ja pierdolę, nie mogę sobie poradzić z jakąś zasraną dziewczyną. Oczy same mi się zamykały, a gdy już miałem się poddać i postanowiłem juro dalej szukać, zobaczyłem to jedno zdjęcie. Moja ''kochana'' Mia. Kliknąłem w jej dokument w bazie danych i wyskoczyło mi pełno wiadomości.
-Mia James-przeczytałem i się uśmiechnąłem.-Mam cię.
Skopiowałem każdą informację, jaka tam była zawarta. Udałem się zmęczony w trzy dupy, do swojego pokoju i rzuciłem się na łóżko. Nakryłem się kołdrą, rozmyślając o tym co będę robił jutro. Czyli przeczytanie każdej informacji i dowiedzenie się wszystkiego o Mii James. Ona chyba jeszcze nie wie, że zadarła z niewłaściwymi osobami, a już zwłaszcza ze mną. Leżałem tak jeszcze kilka minut, aż w końcu zasnąłem. Około szóstej obudził mnie jakiś hałas z dołu. Zszedłem tam i zobaczyłem Harrego i Nialla.
-Co to za hałas?
-Wyjebałem się i wywróciłem puszki, luzki.
-Co wy tu do cholery narobiliście!-warknąłem, dopiero teraz widząc, jak wygląda salon.
-Louis, nie krzycz tak, proszę. Łeb mnie boli-jęknął zielonooki.
-Super, najebaliście się. Gdzie reszta?
-Niall tu, ja tu, Zayn u Perrie, a Liam wczoraj nie pił.
-Jedyny kuźwa normalny. To ma być posprzątane.
-Dobra, dobra, teraz proszę cię wyjdź, obiecuję, że to posprzątamy. Prawda Niall.
Spojrzałem na blondyna i usłyszałem jego ciche mruknięcie, które oznaczało, że się zgadza. Leżał tak, a pro po na dywanie. Po całym pokoju walały się butelki po piwie i alkoholu, a stół był zawalony pudełkami po pizzy. Zajebiście. Spojrzałem jeszcze raz na chłopaków, którzy dalej poszli spać. Sam poszedłem do swojego pokoju i znowu odpłynąłem do krainy snów.
Jest pierwszy rozdział na nowym ff :D Miłego czytania i do nn :) Czytasz=komentarz
piątek, 6 lutego 2015
Prolog
Chowałam się gdzie popadnie, czyli jak prawie zawsze. Co najmniej połowa mojego życia jest marnowana na uciekanie.
-Otwórz drzwi szmato-usłyszałam głos ojca.
Tak, własnego ojca. Bije mnie od dawna. Za byle co. Najgorsze jest to, gdy się upije. Wtedy mam dosłownie przesrane.
-Otwórz, bo dostaniesz mocniej.
Siedziałam skulona przy łóżku. Moja mama okazała się nie wiele lepsza. Jędza bez serca. Uciekła od ojca, a mnie zostawiła. Ojciec jest wmieszany w jakieś gówna. Nawet nie chcę wiedzieć jakie dokładnie. Wszystko wydaje na narkotyki, alkohol i dziwki. Przyprowadza je nawet do domu. Sama nie poszłam w ślady ani matki, ani ojca. Uczyłam się, ukończyłam szkołę, ale na studia nie mam za co iść. Teraz nie mam z tego nic.
-Masz przejebane-krzyknął i usłyszałam huk.
Drzwi odbiły się od ściany, a on wleciał do pokoju. Próbowałam się jakoś bronić. Jedyna osoba w jakiej mam wsparcie to moja przyjaciółka. W tej sytuacji nawet ona by nie pomogła. Jeszcze by ją pobił. Gdy w końcu sobie poszedł, sama ubrałam bluzę i wyszłam na ulicę. Skierowałam się do przyjaciółki. Droga zajmowała kilka minut. Zadzwoniłam dzwonkiem i czekałam aż ktoś mi otworzy.
-O co....o matko, znowu?-jęknęła moja przyjaciółka.
Przytuliła mnie, potrzebowałam tego. Poprowadziła mnie do pokoju, gdzie z resztą śpię od jakiegoś czasu. Nie mam odwagi zostawać na noc, gdy on jest w domu. Po drodze zobaczyłam mamę przyjaciółki.
-Dobry wieczór-powiedziałam cicho.
-Witaj dziecko-westchnęła.
Dobrze wiedziała jaka jest moja sytuacja. Próbowała mi wiele razy pomóc. Jednak ile razy dzwoniła na policję, tyle razy mój ojciec był uniewinniony. Nie mieli na niego dowodów. Nic nie wskazywało, że to on mnie bije. W końcu dała sobie spokój, bo albo dostawałam mocniej albo przychodził do nich, żeby je nastraszyć. Zostaje mi tylko czekać aż los się do mnie uśmiechnie. Nic na to na razie nie wskazuje, ale przynajmniej mam na co czekać.
Subskrybuj:
Posty (Atom)