czwartek, 23 kwietnia 2015

Rozdział 14

Louis pov*

Odkąd ostatni raz rozmawiałem z Mią, minęło kilka dni. Mogłem się spodziewać, że tak będzie. Ona chyba lubi się mną bawić, a ja mam już tego dosyć. Raz udaje, że coś do mnie czuję, a drugi nie daje znaku życia.Zaczyna mnie do końca wkurzać. Jest warta swojego ojca. Niepotrzebnie wtedy za nią poszedłem. Mogła tam siedzieć do rana.

-Słyszałem, że dzisiaj idziesz....

-Idę, bo jestem wkurzony. Jeszcze coś?-splunąłem na przyjaciela.

-Człowieku czy ja coś ci zrobiłem. Rób, co chcesz, ale nie będę cię woził do szpitala.

-Bo nikt mnie nie będzie musiał tam wieźć.

-Myślisz, że nie wiemy, z kim chcesz się bić. Każdy wie, że jeśli Jacob wrócił, to cię wyzwie na pojedynek.

-I ja to przyjmę bez zastanowień. Nic z tym nie zrobicie.

-A jak cie będzie trzeba ratować? On bije bez zasad.

-Nie będzie do cholery-mruknąłem, ale nie zrozumiał, że ma dać mi spokój.

Po chwili pokiwał zrezygnowany głową i poszedł w inną stronę. Jeszcze mi tego brakowało, żeby ktoś decydował o tym, co mam robić. Dokończyłem jeść swoją kanapkę i wyszedłem z domu. Pójdę do tego miejsca, gdzie mam walczyć z tym debilem. Jest to stara siłownia, przerobiona na miejsce do walk. Co chwila odbywają się tam nielegalne bójki. Co chwila ja w nich uczestniczę. Lubię to robić. Rzadko kiedy przegrywam, co bardziej mnie motywuje. W sumie dawno tu nie byłem, wszystko przez sprawę z Mią. Po co ja znowu o niej myślę. Wszedłem do środka, gdzie rozciągał się długi korytarz. Trzeba zauważyć, że są to podziemia. Nie wiem, kto to wymyślił. Przeszedłem powoli całą trasę i znalazłem się przed kolejnymi drzwiami. Pchnąłem je po czym znalazłem się w głównej sali. To tu odbywają się każde walki. To tu prawie codziennie zbiera się tłum ludzi, po to by oglądać tłukących się kolesi. Walki są bez zasad, ale niektórzy, jak Jacob posuwają się aż za daleko. Jeden z najbardziej nieobliczalnych gamoni. Oparłem się o linki i tępo patrzyłem na niebieską podłogę. W końcu będę miał, na czym się wyżyć. Za wszystko co sprawiło mi ból i wszystko co zaprząta mi głowę. Nikt i nic mi nie przeszkodzi.

-Kogo ja znowu widzę-za jakie grzechy się na niego natknąłem?

-Też się cieszę z tego spotkania. Gotowy na porażkę.

-Kto przegra ten przegra Tomlinson. I wiesz co? Będziesz to ty.

-Chyba sobie teraz marzysz. Jak z tobą skończę, będziesz jeździł na wózku.

-Czy to była groźba? Nie boje się ciebie, ale ty powinieneś zacząć frajerze. Widziałem wczoraj tą, czekaj , jak ona ma......, a Mia-spojrzałem na niego i zobaczyłem ten uśmiech satysfakcji.-Pierwszy raz z bliska, jest bardziej gorąca niż myślałem.

-Czy ja ci kurwa czegoś nie mówiłem? Miałeś ją zostawić-popchnąłem go na ścianę, a on tylko otrzepał kurtkę z niewidzialnego pyłu.

-Spokojnie, bijemy się wieczorem. Wracając do tematu, była z taką blondynką. O ile się nie mylę, Layla. To już chyba bardziej działka Niall, czyż nie?-chodził spokojnie po pomieszczeniu.-Ona zaczyna go lubić, a ciekawe co się stanie, gdy blondynka dowie się o zakładzie.

Zmarszczyłem brwi i na niego spojrzałem. Kutas jest do tego zdolny.

-Ty też mogłeś się założyć. Przecież Mii jeszcze nie zaliczyłeś. Marnuje się.

-Masz chyba za dużo wolnego czasu.  Nie powiesz jej tego.

W odpowiedzi usłyszałem głośny śmiech. Co ja gadam. Zrobi to z wielką przyjemnością.

-Wiemy i ja i ty, że nie mówisz prawdy. Napiszę jej pewny list albo się nawet spotkamy. W epicki sposób opowiem, że kochany Niall założył się z Harrym o to, że ją zaliczy. Obydwie nie darzą Harrego dobrym uczuciem, więc pomyśl co będzie wtedy.

-A jeśli on jej to powie pierwszy? Może na serio się zakochał.

-Zlituj się i nie pierdol głupot. On nadal jest na etapie wygrania zakładu za wszelką cenę. Nie widzę, żeby się w niej zakochiwał, ale ona.........to inna sprawa-zaśmiał się ciszej i po krótkiej chwili wyszedł.

Gdyby nie ten zakład, nie miałby żadnego haczyka na nas, a teraz? Gdy Layla się dowie, zabije chłopaka. Na początku też mnie bawił ten zakład, ale teraz mam inny pogląd na niego. Zbuduje jej zaufanie i od tak je straci w ułamku sekundy. Będzie tego żałował, ale Jacob ma rację. On w tej chwili dąży do wygrania zakładu, nie liczy się z Laylą.Oby dziewczyna się za szybko mu nie oddała. Westchnąłem pod nosem i wyszedłem z budynku. Wprost nie mogę się doczekać aż wieczorem tu wrócę. Zapiąłem ciaśniej kurtkę po czym ruszyłem przed siebie. Nie mam ochoty na nic. Czuję w sobie jakąś pustkę, ale nie wiem, jak ją wypełnić. Bez niej jakoś nic mnie nie uszczęśliwia, jak kiedyś.Najchętniej zasnąłbym i obudził się za jakiś czas, żeby nie musieć tego znosić. Wróciłem do domu i o dziwo nikogo nie zastałem. W sumie , może i lepiej. Do końca dnia rozmyślałem o moich planach. Dawno tego nie robiłem, ale mam nadzieję, że z formy nie wyszedłem.  Nim się obejrzałem, podskakiwałem w miejscu w ramach rozgrzania mięśni. Zostało mi osiem minut do wyjścia. Dasz radę stary, dasz radę. Wykonałem kilka ćwiczebnych ruchów i mogłem śmiało stwierdzić, że jestem gotowy. Potarłem trochę swoje knykcie po czym czekałem aż będę mógł iść na miejsce walki.

-Przemyślałeś to?

-A co tu jest do przemyślenia człowieku.

-Nic nie ważne, nie przegraj tego.

Poklepał mnie po plecach i poszedł. Ja i przegrana, pewnie. Jedynym przegranym będzie Jacob. Wziąłem głęboki wdech po czym poszedłem w odpowiednie miejsce. Jak szło się spodziewać, stało tam już pełno ludzi. W śród nich mogłem spokojnie odróżnić tych, którzy kibicowali mi i mojemu przeciwnikowi. Zobaczyłem ten jego zasrany uśmiech. Za chwilę zniknie, jak mu przypierdolę.

-Jak zakład? Wszystko idzie zgodnie z planem, czy wręcz przeciwnie-zaśmiał się.

-O to pytaj Nialla, a nie mnie. Tam stoi.

-Nie tylko on. Cała zgraja-spojrzał za mnie i w tym samym momencie nagłym ruchem chciał mi przyłożyć, ale zdążyłem zrobić unik.

Tym samym sposobem to ja mogłem go uderzyć. Jeden zero dla Louisa.

-Coś kiepsko zaczynasz. Nie rozgrzałeś się?-zakpiłem z niego, ale on nie zareagował.

-Nie rozgrzałem się. Plus nie chcę ci nic zrobić.

-O to się nie bój. Jak na razie to ty dostajesz.

Drugi raz mu przyłożyłem. Zobaczyłem, że z jego wargi cieknie krew. Fajnie się zaczyna. A oni będą mi mówili, że mam nie przegrać. Ubawiłem się. Na mojej twarzy pojawił się uśmiech.Pokiwałem mu przed twarzą rękę i był to błąd, bo
chwilę później poczułem jego uderzenie. Złapałem się za brzuch.

-Widzisz, jednak  rozgrzany-zaśmiał się.

Poczułem kolejne uderzenie, za które nie byłem dłużny. Przynajmniej się odegrałem. Cały czas odczuwałem ból brzucha, ale na pewno się nie poddam. Dookoła dokładnie słyszałem okrzyki ludzi. Adrenalina taka, że słyszysz tylko swój oddech i bicie serca.

-Patrz Mia-wskazał za mnie, a ja jak debil się odwróciłem.

Znowu brzuch, moje chyba najczulsze miejsce. Wziąłem głęboki wdech po czym naskoczyłem na chłopaka, uderzając go w twarz. Tak chce się bawić, to będziemy. Na zmianę się okładaliśmy, ale co chwila to ja miałem przewagę.

-Zależy ci na niej.

-Nie interesuj się, bo źle skończysz.

-Jak na razie to ty masz rozjebany łuk brwiowy.

Walnąłem go kilka razy w twarz, gdy on w tym czasie spudłował.

-No widzisz, ty masz całą twarz rozwaloną.

Odszedłem na kilka kroków i poczułem osłabienie. Coś mi się stało. Musiało. Nigdy jeszcze nie miałem takiego rozkojarzenia, od zwykłych uderzeń. Przez moją nieuwagę dostałem po raz kolejny. Zwinąłem się na ziemi.

-Stary przestań, bo tu zginiesz-zobaczyłem nad sobą twarz chyba Zayna.

Widok zaczął mi się rozmazywać. Nie będę się poddawał.

-Spadaj. Ja nie odpuszczam.

-Wiesz, jak wyglądasz. Zaraz odpłyniesz.

Wstałem z wielkim trudem i spojrzałem na Jacoba. Czekał aż będzie mógł zadać kolejny cios. Niedoczekanie. Wezbrałem w sobie siły i tym razem to ja go powaliłem. Nie w takim stopniu jak on mnie, ale zawsze coś. Wiedziałem, że ze mną koniec, gdy poczułem ogromny ból brzucha i całkowicie rozmazał mi się widok. Ostatnie co pamiętam, za nim runąłem na ziemię, to głos Mii, chyba zacząłem już śnić.

Mia pov*

Szłam leniwie po chodniku, nie zwracając na nic uwagi. Mój stan psychiczny się pogarsza.

Prawie już byłam w domu, gdy zobaczyłam, jak podjeżdża Liam. Co on taki szybki.

-Mia wsiadaj, już-warknął, otwierając drzwi.

-Ale po co?

-Wsiadaj do cholery-krzyknął.

Momentalnie weszłam do środka auta i zapięłam pas. Chłopak się nie odzywał. Gdzie on mnie wiezie, co on chce zrobić.

-Gdzie jedz....

-Bez pytań-po raz kolejny na mnie warknął.

Mam wrażenie, że przez te kilka minut on nadrobił wszystkie dni, gdy był dla mnie miły. Co ja mu do cholery zrobiłam. Chłopak pędził ulicami, mijając auta. Zaczynam się trochę bać, jak mam być szczera. Chciałam się znowu zapytać o jedną rzecz, ale gdy jego wzrok padł na mnie, momentalnie zamknęłam usta. Gdyby wzrok mógł zabijać, już bym nie żyła-zakpiła moja podświadomość,a ja się uśmiechnęłam.

-Na twoim miejscu bym się tak nie uśmiechał-mruknął pod nosem.

-To mi może powiesz, o co chodzi, a nie tylko na mnie warczysz.

-Bo mnie wkurwiasz.

Spojrzałam na niego, krzywiąc się. Co za palant. Jednak miał rację, gdy mówił, że on nie odróżnia się od reszty ich bandy. Krótko po tym Liam się zatrzymał. Nie wiedziałam tylko, gdzie ja jestem. Najbardziej się zdziwiłam, gdy chłopak pociągnął mnie do jakich drzwi. Za nimi ciągnął się korytarz, a ja poczułam chłód na ramionach. Musieliśmy iść do jakichś podziemi. Im bliżej celu byliśmy, tym głośniejsze stawały się krzyki. Jakby duża grupa ludzi, dopingowała kogoś. W tym samym czasie usłyszałam, jak krzyczą słowo Louis.

-Czy mi się to zdawało?-stanęłam w miejscu.

-Nie, tu chodzi o niego-spojrzał na mnie, żebym szła dalej.

-Nie chcę się z nim znowu widzieć.

Spotkanie z Louisem było ostatnią rzeczą, którą teraz chciałam zrobić. 

-Dupa do przodu Mia, bo cię sam kuźwa tam zaniosę-krzyknął na mnie, a ja momentalnie ruszyłam przed nim.

Drogi Boże, co się stało z w miarę miłym Liamem. W tej chwili co pchnęłam drzwi, usłyszałam głośny jęk tłumu ludzi.  Nie wiedziałam co się dzieje, ale miałam bardzo złe przeczucie.

-Co tu robi taka lala jak ty i w dodatku sama?-jakiś gościu się do mnie przystawił, ale za nim zdążyłam coś powiedzieć, głos zabrał Liam.

-Nie jest sama, teraz suń dupę-popchnął go.

Nie chcąc się zgubić, poszłam za Liamem. Chłopak się przepychał, żeby dotrzeć do powodu tego zbiegowiska. Rozglądałam się dokoła i widziałam tylko pełno ludzi. Nie wyglądali na grzecznych, ale co ja się dziwię, to miejsce mówi samo za siebie. Za każdym razem, gdy ktoś na mnie spojrzał, byłam zmierzona od góry do dołu. Nie pasuję tu, za bardzo to widać. W końcu znalazłam się na samym przodzie, ale żałuję, że tak się stało. Louis właśnie dostał w twarz i kulił się na ziemi. Zayn coś do niego mówił, ale chłopak wyglądał, jak oderwany od rzeczywistości.

-Zrób coś-powiedziałam do Liama, ale on się zaśmiał.

-To ty tu jesteś, żeby coś zrobić.

-Louis!-krzyknęłam, ale mnie nie usłyszał.

Cholerni ludzie zagłuszają wszystko. Nie poradzę sobie sama. Krzyknęłam po raz kolejny, ale z marnym skutkiem. Louis podniósł się, uderzył tamtego chłopaka i chwilę później zobaczyłam, jak poleciał na ziemię. Nie patrząc na Liama, który nie zdążył mnie złapać, podbiegłam do Louisa. Stracił przytomność.

-Hahahaha , a więc to jest Mia. Fajnego masz chłopaka-zaczął się śmiać i tym samym podchodzić do nas.

-Louis obudź się-szepnęłam zdenerwowana, ale nie zareagował.

-Nie udawaj, że nie słyszysz-warknął, ale nadal nie patrzyłam na tego idiotę.-No i obydwoje nie żyjecie.

Gdy już miał podejść i zrobić....w sumie nie wiem, co on chciał zrobić, ktoś krzyknął, że mamy uciekać.

-Macie szczęście, bo gdyby nie psy, już byście obydwoje nie żyli.

Zaraz potem zniknął, a chłopaki wzięli Louisa. Poczułem gulę w gardle.

-Mia chodź, wracamy-Liam złapał mnie za rękę i pobiegłam za nim.

-A co z Louisem?!-odwróciłam się, ale już ich nie było.

-Spokojnie, spotkamy się w domu.

Wybiegłam na dwór z chłopakiem i wsiadłam do auta. Z paniką zapięłam pas. Ja nie wiem, jak oni wytrzymują w takim życiu.Ja tu jestem od góra pół godziny i
już mam dosyć.

-On powinien jechać do szpitala.

-I co jeszcze, jakoś się wykaraska.

-Liam proszę. Nie wiadomo, co mu się stało.

-Będzie za dużo pytań. Nie ma mowy-parsknął na mnie i skierował swój wzrok na widok przed autem.

-Proszę. Ten jeden raz. Skąd wiesz, czy on nie umiera.

-Bo wiem.

Nadawałam mu przez najbliższe dziesięć minut, w końcu przyniosło to skutek.

-Do jasnej cholery, jesteś najbardziej upierdliwą osobą, jaką znam.

Chwilę później wyciągnął telefon i po krótkiej rozmowie z którymś z chłopaków, zawrócił w stronę szpitala. Uśmiechnęłam się do niego po czym cmoknęłam w policzek.

-Dziękuję.

-Dziękuj swojemu upierdliwemu charakterowi, a nie mi.

Zaczęłam się śmiać na jego dobór słów. Nie moja wina, że jak się uprę, to muszę dopiąć swojego. I tak tego nie zmieni. Chłopak stanął na parkingu, a ja od razu szybszym krokiem poszłam do szpitala. Podeszłam do lady, gdzie stała szczupła kobieta, ubrana na biało, zdawała się miła. 

-Gdzie leży Louis Tomlinson?

-Pani z rodziny?-uniosła na mnie swoje oczy, odrywając je od komputera. 

-Nie, gdzie on leży-Jezu, czy ten Liam umie coś, oprócz warczenia na każdego człowieka. 

-Spokojnie. Z tego co wiem.....-zaczęłam przewracać kartki.-Właśnie go operują. Trafił tu niecałe pięć minut temu. Podejrzenie wewnętrznego krwawienia, więcej dowiecie się po operacji-powiedziała i wróciła do swojej czynności. 

-Super-mruknęłam pod nosem.-Chodź. Musze się usiąść.

Poszłam z Liamem usiąść się na kanapie w końcu korytarza. To czekanie mnie dobije. Siedząc tak, nawet nie wiem kiedy, moja głowa opadła na ramię Liama. Zaczęłam przysypiać, gdy momentalnie chłopak się podniósł,a ja walnęłam głową o miękki materiał, którym była obita kanapa.

-Dzięki-szepnęłam bardziej do siebie, ale momentalnie wstałam, gdy zobaczyłam dlaczego i on przestał siedzieć. 

-Wszystko z nim dobrze?

-Tak, krwawienie ustąpiło. Nie było komplikacji. Raczej z tego wyjdzie. 

-A można do niego wejść....

-Oczywiście, ale na razie śpi, a musi odpoczywać. 

Pokiwałam głową i odprowadziłam lekarza wzrokiem. Liam na mnie spojrzał, co oznaczało, że mam wejść sama, a on zostanie. Słabo się uśmiechnęłam i zniknęłam za białymi drzwiami. Moje oczy spotkały się z Louisem. Leżał na łóżku, podpięty do jakichś maszyn. Był opatrzony, a podejrzewam, że i brzuch miał owinięty. Po co on to robił. Nic dobrego to nie przyniosło. Przysunęłam sobie krzesło do łóżka i złapałam jego rękę. Była trochę chłodna. Niby taki bad boy, ale teraz wygląda, jak potulna owieczka. Na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Gdyby usłyszał to określenie, już bym pewnie nie żyła. Wiedząc, że i tak mnie nie usłyszy, złapałam mocniej jego dłoń. Zostaje mi tylko przy nim być. Po jakiejś chwili poczułam zmęczenie , a oczy same mi się zamykały. Ułożyłam głowę obok ręki  chłopaka i ku mojemu zdziwieniu, zasnęłam w tej niewygodnej pozycji. 

 

 

 

 

 

 

 

 CZYTASZ-SKOMENTUJ

Przepraszam za błędy :D







sobota, 18 kwietnia 2015

Rozdział 13

Mia pov*



Jak szło się spodziewać, rano nie było mi dane spać. Przebudziłam się około 6:30. Co ja tak wcześnie robię. Okręciłam się na drugi bok, idealnie widziałam widok za oknem. Wpatrywałam się tam i nawet nie wiem, kiedy do moich myśli wtargnął Louis. Byłam ciekawa, gdzie on poszedł, że Niall mi na razie nie chciał powiedzieć. Mnie już w sumie nic nie zdziwi. Teraz czułam się trochę źle. Mogłam mu to jakoś inaczej powiedzieć, ale z drugiej strony niby jak. Nadal jestem trochę roztrzęsiona po tym co się stało. Minuta później i już by nie zdążył. Nim się obejrzałam, minęła mi godzina na przemyśleniach.

-Czemu nie śpisz?-usłyszałam ciche mruknięcie Layli.

-Nie wiem, jakoś nie mogę.

-Moja ochota na wstanie minęła, gdy sobie przypomniałam, że ten debil tu przyjdzie.

-Wprost pajasz do niego uczuciem.

-Nie, mam go dosyć.

-Kto się czubi, ten się lubi-zaśmiałam się do niej, a ona tylko parsknęła.-Ja wstaję i tak nie zasnę.

-Mhm, ja poleżę.

Dziewczyna nakryła się kołdrą po czym dalej próbowała zasnąć. Ja wzięłam swoją torbę i po wyciągnięciu ubrań, poszłam do łazienki się przebrać. Po porannej toalecie, wróciłam do pokoju. Momentalnie cofnęłam się o krok, gdy zobaczyłam, że ktoś tam stoi. Niall. Uśmiechnęłam się do niego, gdy położył palec na ustach, skradając się do łóżka. Ona go zabije. Nie musiałam długo czekać, a usłyszałam jej krzyk, by następnie dokładnie słyszeć jej słowa, które kierowała do Nialla.

-Odpowiem od razu na twoje pytanie, które byś zadała po uspokojeniu się. Przyszedłem rano, bo wieczorem nie mogę.

-No co za pech-uśmiechnęła się sarkastycznie.-Mogłeś się nie trudzić i nie przychodzić.

-I tak wiem, że w głębi duszy się cieszysz słonko.

-Nie jestem żadnym zasranym słonkiem-warknęła w jego stronę, co wywołało u niego uśmiech.-A za tą cholerę mam chęć ci wyjebać.

-Dawaj.

Poklepał się po klatce i patrzył na to, co zrobi Layla. Dziewczyna tylko zmrużyła oczy, ale dalej zajmowała się swoimi sprawami. Po raz kolejny uśmiechnęłam się z ich powodu. Nie chcąc im przeszkadzać, poszłam na dół coś zjeść. Wyciągnęłam z lodówki jajka i wrzuciłam je na patelnie. Po kilku minutach już miałam gotową jajecznicę. Usiadłam do stołu, wcześniej nalewając sobie soku do szklanki. Co jakiś czas przyłapuje się na tym, że odpływam. Po prostu Niall zostawił mi pytanie bez odpowiedzi, a ja chcę ją poznać. Nie musiałam długo czekać,  a usłyszałam jego głos.

-Coś ty taka zamyślona-pomachał mi ręką przed twarzą.

-Nic, nie powiedziałeś mi gdzie poszedł Louis.

-To nie jest ważne Mia. Wrócił, ma się dobrze, no może nie aż tak dobrze, ale jest ok.

-Mnie już nic nie zdziwi, zrozum to. Chcę wiedzieć, gdzie on wtedy poszedł.

-I tak ci nie powiem-powiedział, huśtając się na krześle.-Wiesz, że on jest przybity. Nie ma na nic ochoty.

-Przepraszałam go, co mogę zrobić. Mógł myśleć, jak mnie tam zostawił.

-Dużo o nim nie wiesz, więc nie wyciągaj wniosków-mruknął na mnie, a ja oparłam się o oparcie.

-Ani razu mi nie powiedział, że mnie kocha. Dwa razy pocałował, jak dla mnie wygląda to, jak chęć zaliczenia.

-No widzisz, nie każdemu łatwo przychodzi wyrażanie uczuć.

-Nie chcę o nim rozmawiać.

Chłopak wzdrygnął ramionami i zaczął się bawić palcami. Nie czekałam długo, a do kuchni zeszła Layla. Usiadła obok Nialla.

-No więc co blondasku, jestem głodna.

-To sobie zrób śniadanie-zaśmiał się.

-Ja nie, ale skoro jestem twoja, to ty mi zrobisz kanapki.

-Co za to dostanę?-uniósł brwi, a Layla się uśmiechnęła.

-Zobaczymy.

Chłopak wstał i zaczął robić to, o co prosiła dziewczyna. W między czasie zdążyłam z nią porozmawiać.

-A może chcesz z nim porozmawiać?-Niall położył talerz na stole.

-Nie wiem, on będzie chciał?

-Pewnie tak. Można spróbować.

-Jak coś będzie nie tak, to jest twoja wina, bo ty mnie zmusiłeś.

-Ok. Jak będę wracał, to pojedziesz ze mną-uśmiechnął się.

Co jak co, ale jego uśmiech jest zajebisty. Poszłam sobie do salonu i włączyłam telewizor. W tym samym momencie usłyszałam śmiech przyjaciółki. I ona mi powie, że nienawidzi  Nialla. Większego kłamstwa nie widziałam. Może i jest chamski, władczy i cholernie zaborczy, ale taka jest większość facetów, a już na pewno takich jak on. Skakałam po wszystkich kanałach, nie mogąc znaleźć odpowiedniego filmu. Gdy w końcu znalazłam jakiś odpowiedni , leżałam, tępo wgapiając się w ekran. Jak niby ma wyglądać rozmowa z Louisem.  Nawet nie wiem jak się odezwać. Mam cichą nadzieję,  że to on zacznie mówić jako pierwszy. Kolejnym problemem jest to,  że nie mamy o czym gadać.  Chyba nie będzie ciągnął tematu,  związanego z ostatnimi wydarzeniami.A o czym byśmy mieli rozmawiać-zganiłam się w myślach. Nim się obejrzałam, jechałam z Niallem do domu chłopaków. Zestresowana jechałam w aucie, nie odzywałam się do chłopaka. Bo po co. Wolnym krokiem szłam w stronę drzwi. O ludzie, nie myślałam, że będzie tak ciężko. Zadzwoniłam dzwonkiem, co było trochę głupie, bo po chwili bez niczego do środka wszedł Niall. Chłopak kazał mi iść do pokoju Louisa. Zrobiłam, jak mi mówił i czekałam. Podeszłam do okna. Stałam oglądając ogród, gdy usłyszałam otwierane drzwi. Odwróciłam się. Louis.

-Cześć-powiedziałam cicho.

-Co ty tu robisz?

Zmarszczyłam brwi na jego słowa, a on do mnie podszedł.

-Wiesz, o co mi chodzi-przechylił głowę i na mnie patrzył.

-Niall stwierdził, że moglibyśmy pogadać.

-Mamy o czym?

-Wiem, że jesteś na mnie zły, ale nie bądź taki chamski, ok?

Przeczesał swoje włosy po czym założył ręce na klatce. Zrobiło się jeszcze bardziej niezręcznie. Żadne z nas nie chciało się odezwać.

-Jesteś szmatą-w końcu wypalił, a ja na niego spojrzałam.

-Bo?

-Jeszcze się pytasz? Najpierw mi mówisz, że mnie kochasz, a później okazuje się, że chciałaś tylko, żebym cię wypuścił. Wykorzystałaś mnie.

-Nie, to nie tak.

-A jak? Chciałaś pokazać, że da się mnie zrobić w konia? Chyba jeszcze nie zauważyłaś, jak kończą tacy ludzie.

-Louis przepraszam. Mi też nie jest łatwo. Nie chciałam się oszukać ani wykorzystać. Po prostu......-w tym momencie mnie zatkało, co ja mam właściwie powiedzieć.

-No czekam, jak na razie nie podałaś mi ani jednego dobrego argumentu.

Zaczęłam czuć łzy w oczach. Jak mam mu powiedzieć, że go kocham, ale nie ufam, bo mnie tam zostawił. Spojrzałam na swoje buty i potarłam rękę. Chłopak stał, miażdżąc mnie wzrokiem.

-Tak naprawdę to ja cię kocham.

-To czemu odchodzisz?!-warknął na mnie, a ja wiedziałam, że zaraz się poryczę.

Nie wiedziałam jeszcze z jakiego powodu. Powód nadszedł szybko, gdy już miałam odpowiedzieć Louisowi do pokoju weszła jakaś blondynka. Zwracała uwagę swoim strojem. Niby nic, gdyby nie to, że podeszła do niego i uwiesiła mu się z tyłu na szyi. Spojrzała na mnie, ale widziałam, że ma chęć zacząć się śmiać.

-Gdzie się tyle podziewasz Lousiek-chłopak cały czas na mnie patrzył.

-Rozmawiamy, prawda?

-To może wrócisz do nas, hm-zaczęła mu szeptać na ucho, a ja odwróciłam głowę, żeby nie patrzeć.

Zmarszczył brwi i się uważnie przyglądał.Dopiero teraz wiedziałam, co było powodem. Na swoim policzku poczułam pierwsze łzy. Louis i ona. Zabolało mnie, ale co mogę zrobić. Nigdy nie będę pasowała do Louisa.

-Louisek....

-Nie mów tak do mnie-mruknął, a ona wydęła usta.

Nie czekałam na to, co się ma zdarzyć i wyszłam. Zabiję Nialla. Zabiję. Od razu nadarzyła się sytuacja. Chłopak wszedł mi w drogę.

-Ej, co się stało.

-Wiedziałeś o tym? Specjalnie mnie tu przyprowadziłeś, gdy ona rzuca się na Louisa?

-Mia ja ci przyrzekam, że nie wiedziałem.

-Mam już to w dupie.

-Nie chciałem. Nawet na to nie wpadłem, że one by tu mogły być, ale....

-Nie chcę tłumaczeń-starłam kolejne łzy.-Idę do domu.

Wyszłam już całkowicie załamana. Nigdy nie będę się liczyła u chłopaka. Co ja myślałam, że jak przyjdę, to mi padnie na kolana. On i ja to dwa całkowicie inne światy. Usiadłam się na ławce po czym przyciągnęłam kolana do klatki. I po co ta rozmowa, jeszcze pogorszyła sytuację.










Louis pov*



Gdy zobaczyłem Mię, nie wiedziałem czy się cieszyć czy nie. Wygrała jednak moja złość. Zacząłem ją wyzywać i wytykać to co czuję przez jej zachowanie. Nie hamowało mnie nic. Dopiero gdy to pokoju weszła jedna z ''koleżanek'' Harrego i uwiesiła mi się na szyi, zobaczyłem w oczach dziewczyny smutek. Nie musiałem długo czekać, a na policzkach zobaczyłem łzy. Jakoś moja złość minęła, ale nim się obejrzałem, jej już nie było. Zdecydowanie nie lubię takich sytuacji. Usiadłem na łóżku, a gdy po raz kolejny zostałem nazwany Louiskiem, po prostu wyszedłem. No do cholery, kto normalny wymyśla takie zdrobnienia. Chciałem iść do salonu, ale cały czas coś mnie gryzło. Chyba jednak pogadam z Mią na spokojnie, ale z drugiej strony minęło już sporo czasu, więc może już jest w domu. Mój wewnętrzny głos wygrał i po założeniu kurtki, wyszedłem. Nie musiałem długo spacerować, bo zobaczyłem ją na ławce. Nadal płakała, nie tak jak na początku, ale jednak płakała. Nic nie mówiąc, zarzuciłem na jej ramiona kurtkę i przysiadłem się. Ku mojemu zdziwieniu oparła głowę o moje ramię.

-Przepraszam za nią. Nie wiedziałem, że się przywlecze.

-Wisi mi to-mruknęła.-Fajne masz zainteresowania.

-Nie kłam. Wiem dobrze, że to przez nią wyszłaś-powiedziałem to spokojnie, ale miałem chęć ją opierdolić za to co powiedziała.

-Kochany Louisek ją zostawił?

-Nie mów tak, bo zaraz się zrzygam. Ona nie przyszła do mnie.

-Wyglądało na coś innego.

-Ale tak nie było. Ona przychodzi do Harrego, ale myśli, że dam się nabrać na jej gierki. Chce ze mną chodzić, ale tak na prawdę zależy jej na seksie.

-A tobie nie-parsknęła, ale od razu zamknęłam buzię.-Przepraszam. Jestem zagubiona.

-Pamiętasz co ci mówię o tym, prawda? Jakbym chciał cię zaliczyć, to bym to zrobił, nie patrząc na twoje protesty.

-Dlaczego za mną poszedłeś?

-Chciałaś pogadać, a uciekłaś.

-Odprowadzisz mnie?-podniosła głowę i na mnie spojrzała.

W tym samym momencie zobaczyłem, że dzwoni Harry. Spojrzałem na dziewczynę i na wyświetlacz. Jestem głupi, ale cóż. Uniosłem wzrok na nią i się uśmiechnąłem.

-Chodź-pociągnąłem ją za rękę.-Więc na czym skończyliśmy.

-Zostawiłam się, ale nie pomyślałeś , jak ja się czuję.

-Mówiłaś już. Nie ufasz mi , bo cię oddałem.

-No właśnie. Nie złość się za to. Sama jestem zagubiona.

-Ale nie możesz wrócić. Będziemy udawać, że znowu cię nie lubię.

-Jak ty to sobie wyobrażasz?-zaśmiała się.

-Teraz sobie wyobrażam ciebie bez ubrań.

-Debil z ciebie wiesz?-uśmiechnęła się, a ja podniosłem ręce do góry.

-Każdy wyobraża sobie, co chce. To co, nie wrócisz.

-Nie. Na razie będę mieszkała z Laylą, a później się zobaczy-skręciliśmy w prawo i wiedziałem, że zaraz się rozstaniemy. Chciałem, żeby ten moment trwał wiecznie.

-Bez ciebie to nie to samo-mruknąłem.

-Przyzwyczaisz się. Masz pełno dziewczyn, wystarczy iść do Harrego.

-Czy ty mnie próbujesz wkurzyć?-stanąłem i na nią spojrzałem.

-Ja? Wcale.

-Wpadniesz jeszcze czasem.

-Mam rozumieć, że Harry nie ma się na kim wyżyć?

-To nie jest śmieszne. Nic ci już nie zrobi, mówiłem. Wróć, brakuje mi ciebie.

-Przepraszam, ale nie mogę.

Stanąłem przed drzwiami domu Layli. Mia popatrzyła na nie, a ja nie wiedząc co robić, powiedziałem:

-Przytulas na pożegnanie?

-Ok.

Podeszła do mnie i się przytuliła. Gdy już miała odejść, przyciągnąłem ją do siebie i złączyłem nasze usta. Nie protestowała. A splotła ręce za moją szyją.

-Kocham, gdy jesteś taki grzeczny-szepnęła.

-Nigdy nie jestem grzeczny. Taki urok. Na razie-puściłem ją.

-A kurtka?

-Będzie okazja do następnego spotkania-krzyknąłem.

Szedłem uśmiechnięty chodnikiem,  gdy usłyszałem głos zza rogu.  Rozejrzałem się i nie widziałem osoby,  ale doskonale znałem ten głos. Nie wierzę, że on wrócił.

-Ładna dupa, twoja?

-Spierdalaj od niej. Nie jesteśmy razem.

-Kto by cię chciał. Chyba się o nią nie boisz,  nie. Przecież jest delikatna, krucha.....

-Powiedziałem, że masz się trzymać od niej z daleka-warknąłem.

-Spokojnie. Nie mam planów do niej.  Jak na razie oczywiście.

Powoli zaczął wychodzić z cienia, a mnie roznosiło. Zaraz mu wyjebie.

-Nie myślałem, że odważysz się wrócić.

-Chyba w duchy nie wierzysz. Co porabia twoja banda.

-Nie interesuj się.

-Wiem o tobie więcej niż się domyślasz. To, że mnie nie było, nie znaczy, że nie dostawałem informacji. Wiesz co ci powiem. Skoro Mia uniknęła śmierci, może ona przyjdzie do niej.

W tej samej chwili podszedłem do niego i przydusiłem do najbliższej powierzchni. Chyba sobie śni.

-Czy ty mnie nie zrozumiałeś. Zostaw ją w spokoju, spróbuj jej coś zrobić, a ja postaram się to byś miał Deja Vu sprzed dwóch lat, ale z większym skutkiem.

-Spokojnie-strzepnął moje ręce.

-To jest jeszcze spokój, bo masz nieobitą mordę. Nie będę marnował na ciebie czasu.

Odepchnąłem go i poszedłem przed siebie. Idiota zepsuł mi dzień. Przypomniałem sobie o telefonie od Harrego. Pewnie będzie wściekły, ale mam to w dupie. Włożyłem ręce w kieszenie i dalej wracałem do domu. Ah, szkoda, że Mia nie chce wrócić, ale nic nie poradzę. Normalnie bym ją zmusił, jednak nie będę pogarszał sytuacji. Potarłem swoje ramiona z zimna. Dobrze, że nie mieszkam aż tak daleko. Wszedłem do domu i jak mogłem się spodziewać, lokowaty od razu na mnie naskoczył.

-Gdzie do cholery byłeś, dzwoniłem do ciebie.

-Wiem.

-Poszedłeś do tej szmaty. Jeszcze ci się nie znudziła.

-Szmaty to były tutaj przez pół dnia, ona ma imię.

-Jebie mnie to. Może zgadniesz, kto wrócił.

-Spotkałem go. Pogadaliśmy, no może nie za grzecznie, ale zawsze coś. Nie boje się go, pamiętasz, jak skończył ostatnio.

-Darujmy sobie-machnął ręką i sobie poszedł.

Nie długo później sam poszedłem do swojego pokoju. Byłem zmęczony dzisiejszym dniem, a nie wiedziałem co mogą przynieść kolejne. 

 

 

 

 

 

 

 

CZYTASZ=SKOMENTUJ 

Przepraszam za błędy, jeśli się pojawiły :D



środa, 15 kwietnia 2015

Rozdział 12

Gdy zobaczyłem jej oczy pełne smutku, poczułem kolejną falę wściekłość. Spojrzałem na tych dwóch kolesi. Byli tak samo źli. Dwójka pojebańców. Chyba nie wiedzą kim jestem.

-Mało masz pokoi? Jesteśmy zajęci palancie-podszedł i mnie popchnął.

-Co proszę? Z tego co widzę, to ona tego nie chce-spokojnie Louis, nie chcesz draki.

-Zapłaciłem, jej zdanie mam w dupie-powiedział jeden z nich.-Skoro ma taką robotę, to będzie to robiła, a ty możesz wypierdalać.

-Tylko tyle, że.....ona jest moja-powiedziałem i mu przyłożyłem.-Więc jak nie chce tego robić, to nie będzie-kolejny cios.

Momentalnie podbiegł do mnie drugi z nich. Panowała mną złość. Byłem wkurzony po tym, co zobaczyłem, co chcieli zrobić i co powiedzieli.

-Twoja? Teraz moja-zaśmiał się i podszedł by ją pocałować.-Patrz i podziwiaj.

Ścisnął jej policzki, żeby się nie wyrwała, a ja nie wytrzymałem. Biedna zaczęła się wyrywać. Wyciągnąłem pistolet i do niego strzeliłem. Dla mnie norma, dla Mii nie. Na szczęście zamknęła oczy, gdy zobaczyła, co chcę zrobić.

-Jak nie chcesz skończyć jak on, to masz zniknąć i już się na mnie nie natknąć, bo cie zabiję. Raz cię zobaczę i po tobie-warknąłem do drugiego i już go nie było.

Nikt nie będzie robił czegoś, wbrew mojego zdania. Na pewno nie, gdy ja tu rządzę i Londyn jest mój. Schowałem broń po czym spojrzałem na Mię. Bała się, było widać. Nadal miała zamknięte oczy.

-Widzę, że sobie poradziłeś-powiedział Liam, gdy wszedł do środka.

-Jest ok, ale...

Spojrzał na dziewczynę i zrzedła mu mina. Widział to samo co ja. Wystraszoną i płaczącą Mię. Kiwnął tylko ręką, zostawiając nas samych. Powoli podszedłem do dziewczyny. Momentalnie wstrzymała oddech.

-Mia, to ja Louis-szepnąłem.

Nie zareagowała. Dalej do niej podchodziłem. Odpiąłem jej ręce od ramy tak, że mogła się normalnie usiąść. Podkuliła nogi i zwinęła się w kłębek. Gdy byłem przy dziewczynie, usiadłem naprzeciw po turecku. Wyciągnąłem rękę do Mii. Nie wzięła jej.Wziąłem głęboki wdech. Zaczęła delikatnie się trząść. No fakt, chłodno się zrobiło. Zdjąłem swoją skórzaną kurtkę i narzuciłem jej na ramiona. Miała na sobie tylko stanik Powoli podniosła głowę. Zobaczyłem,  że szczelniej się otula, co wywołało u mnie uśmiech. Małymi krokami, małymi.

-Boisz się? Nic ci nie zrobię, spokojnie-przejechałem po jej ręce.-Już jest ok.

Uważnie śledziła co robię. Jest teraz wystraszona. Wiem, jak to jest. Być tak zdezorientowanym przez strach, że nie wiesz, co się dzieje. Nie wiedziałem co robić. Ona jest zdenerwowana. Nie idzie po dobroci, to zrobię to po swojemu. Szybkim ruchem przyciągnąłem ją do siebie i zamknąłem w ramionach. Wyrywała się z całych sił, ale jej nie puściłem. W końcu się zmęczy.

-Mia już spokojnie. Jest dobrze, nic ci nikt nie zrobi-zacząłem do niej mówić.-Uspokój się. Proszę.

Położyła głowę na moim ramieniu i przestała walczyć. Kołysałem ją jak małe dziecko. Może i dziecinne, ale działało. To był męczący dzień. Nie dla mnie, ale dla dziewczyny.

-Louis. Nie zostawiaj mnie nie odchodz. Ja już będę grzeczna, nie postawię ci się, ale proszę, nie pozwól nas rozdzielić.

Nie chciałem takiej Mii. Nie zmierzałem do tego, żeby ze strachu, była grzeczna.Nie wiedziałem jednak co jej powiedzieć.

-Idziemy?-szepnąłem jej nad uchem.

-Nie chcę. Nie mam nigdzie miejsca. 

-Masz u mnie, a zawsze możesz iść do Layli.

-Nie mam, Harry mnie cały czas poniża i znęca się. Nie umiem już tego wytrzymać. 

-On ci już nic nie zrobi. Obiecuję. 

-Nie jesteś tego pewien. Co jeśli was nie będzie, a on do mnie przyjdzie. 

-Przestań tak mówić-mruknąłem trochę zirytowany.-Chodź.

Pokiwała przecząco głową. Znowu wkracza moja rola. Wziąłem ją na ręce. Lekka jak piórko. Co jakiś czas nadal z jej policzka leciała łza.

-I widzisz, jednak idziemy-zaśmiałem się, ale ona nie zareagowała.

Wyniosłem ją z klubu po czym usadziłem w aucie na swoich kolanach . Leżała, przysypiając. Starłem resztę łez z jej policzków. Kurczowo trzymała moją bluzkę w swoich zaciśniętych piąstkach. Za każdym razem, gdy ją przesuwałem, zaciskała je jeszcze bardziej. Liam nic nie mówił. Posprzątał wszystko łącznie z zabitym facetem. Nie miał ochoty na gadanie albo nie chciał się wtrącać. Na miejscu zaniosłem ją do sypialni. Przez chwilę patrzyłem na kanapę i moje łóżko. Położyłem ją na moim posłaniu. Nie będzie spała na tym twardym gównie. Ułożyłem dziewczynę na kołdrze. Chciałem iść się umyć, ale nie puściła mojej koszulki. Uśmiechnąłem się i przejechałem dłonią po jej policzku.

-Mia, puść mnie. Wrócę-złapałem jej dłonie i odsunąłem.-Obiecuję.

-Zostawiłeś mnie z nimi. Zabrał mnie mój ojciec. Jak mam ci zaufać.

-Wiem, nie chciałem. Jak wrócę pogadamy.

Wszedłem do łazienki. Woda mnie odprężyła i uspokoiła. Siedziałem w pomieszczeniu dobre dwadzieścia minut. Nie mogłem jednak unikać rozmowy. Założyłem na siebie bokserki i wyszedłem. Mia leżała przebrana na swoim posłaniu.Zaczyna do niej docierać, co zrobiłem. Kurwa.

-Dlaczego przeszłaś na kanapę?-szepnąłem, żeby się nie wystraszyła. 

-Nie pozwalasz nikomu spać na swoim łóżku-szepnęła tak jak ja.-Nie będę ryzykowała.

-Chodź-uniosłem kołdrę.-Ty jesteś wyjątkiem. Jak nie przyjdziesz, to sam cię przeniosę-mruknąłem, gdy widziałem, że nawet się nie ruszyła.

Wiedziała, że nie żartuję, więc wstała i przyszła. Przytuliłem ją, tak ,że leżeliśmy na łyżeczki.Nie czekałem długo, a odwróciła się i znowu zacisnęła swoje dłonie na mojej bluzce. 

-Może od razu ci przykleję te ręce, co?

-Mhm, ale później odklej.

-Zrobił ci coś?-w końcu musiałem zapytać.

-Kilka razy uderzył, bo później przyjechali po mnie faceci z klubu. Nie ch...ciałam tego ro..bić-zaczęła cicho płakać.

-Nie, nie, nie. Już nie płaczemy. Nie musisz mówić, ale nie płacz.

-Louis lubisz mnie? Chcę szczerej odpowiedzi-szepnęła, a ja się uśmiechnąłem.

Przekręciłem się tak , że bez problemu mogłem ją pocałować. Oddała pocałunek, ale nie był on taki jak pierwszy.

-Bardzo-cmoknąłem ją w ramię.

-To czemu mnie tam zostawiłeś?-powiedziała już głośniej, ale i tak nie miała za dużo sił.-Czemu?

-Ah, chciałem cię zabić, jak mówiłem od dawna-powiedziałem niepewnie-Gdy jechałem do domu z chłopakami to mnie coś ruszyło, że już cię nie zobaczę, gdy wrócę. Nie będę mógł patrzeć, gdy śpisz. Zrozumiałem, że jednak też coś czuję do ciebie. Wróciłem, ale dowiedziałem się, że ten kutas cię zabrał. 

-Nic nie zmienia faktu, że mnie zostawiłeś.

-Sorry, zrobię cokolwiek, żebyś mi to wybaczyła.

-Wypuść mnie i nie trzymaj w zamknięciu-ok to mnie zatkało, nie spodziewałem się tego.

-Nie rozumiem-pokiwałem głową, ale i tak wiedziałem, do czego ona zmierza.

-Pozwól mi wrócić do swojego normalnego życia. Mówiłam już, że nic nikomu nie powiem. Obiecuję ci to. Nie śledź, nie pilnuj, tylko wypuść.

-Mówiłaś, że coś do mnie czujesz. Teraz chcesz odejść. Jesteś głupia czy jaka.

-Wiem to, ale mnie zostawiłeś. Jak chcesz, żebym była szczęśliwa to mnie uwolnij.

Wstałem zdenerwowany z łóżka i zacząłem chodzić po pokoju. Ja pierdolę, co się dzieje. Ona sobie ze mnie żartuje.

-Ty żartujesz sobie, nie? Mnie to osobiście nie bawi-podniosłem głos, wskazując na nią palcem.

-Louis nie złość się. Ja chcę tylko wrócić do swojego dawnego życia.

-Dawnego? Co ty nazywasz dawnym życiem? Łażenie cały dzień po mieście, bo inaczej cię ojciec pobije. Chowanie się u przyjaciółki. To gówno, a nie życie.

-Przepraszam Louis. Przepraszam-zobaczyłem, jak z jej oczu lecą łzy, miałem to w dupie.

-Wiesz co. Rób co chcesz. Mam wyjebane na wszystko. Mogłem cię tam zostawić. Ci kolesie by cię przeruchali, ojciec pobił i byś gryzła ziemię. Wszystko piękne, tak jak chciałem i planowałem.

Wyszedłem z pokoju, trzaskając drzwiami. Mam dosyć. Niech robi co chce. Szmata, i to ja niby jestem tym dupkiem, który kocha, a porzuca. Niech idzie. Ojciec ją w końcu zabije i wszyscy będą szczęśliwi. Nikt nie będzie za nią tęsknił. Nikt.

 

 

 

 

 

 

 

Mia pov*

Stałam właśnie przed drzwiami do domu Layli. Robiło się już ciemno. Odkąd wczoraj Louis wyszedł zły, nie widziałam go. Rano zjadłam śniadanie z chłopakami po czym siedziałam z nimi kilka godzin. Zaraz później poszłam się spakować oraz postanowiłam iść do mojej przyjaciółki, przecież nie wrócę do ojca. Zabije mnie pewnie. Stałam pod drzwiami i w pewnym momencie poczułam łzy na policzku. Wszystko przez wspomnienie o Louisie. Nie kłamałam, gdy mówiłam, że kocham go. Ale on mnie zostawił, chciał zabić tak, jak planował. Przecież byłam tylko problemem, takie piąte koło u wozu. W tym samym momencie usłyszałam otwierane drzwi. Podniosłam głowę.

-Mia, co ty tu robisz-zobaczyłam blondyna.-Nie mów, że mu uciekłaś, bo on się wścieknie, a...

-Ja odeszłam Niall-pokazał mi, żebym weszła.

-Czemu?

-Byłam problemem. Ulżyłam wam.

-Co ty mówisz dziewczyno. Przecież cię polubiliśmy. Nie jesteś taka zła-zaśmiał się, ale był to śmiech wymuszony.

-Nie prawda. Odeszłam i znowu wracam do dawnego życia. Nie martw się, obiecałam, że nikomu nic nie powiem, o tym zabójstwie.

-Tu nie o to chodzi do cholery-pociągnął za końcówki włosów.- Chcesz coś pić?

-Daj jakiś sok. Gdzie mama Layli?-rozejrzałam się po pomieszczeniach.

-Wyjechała przedwczoraj  na dwa tygodnie. Layla się kąpie.

Usiadłam w jednym z foteli i czekałam aż chłopak przyjdzie z moim sokiem. Zrobiłam wtedy wielki błąd, że poszłam tamtą drogą. Moje życie wyglądałoby inaczej. Mniejsza z tym czy lepiej czy gorzej, ale na pewno inaczej.

-Nic ci nie zrobił prawda?-spojrzał na mnie, uważnie śledząc moje zachowanie.

-Nie, ale gdy mu powiedziałam, że ma mnie uwolnić to się wściekł i wyszedł. Dzisiaj rano go też nie było.

-Czyli już wiem, gdzie on pojechał-westchnął.

-Mogę wiedzieć gdzie?

-Lepiej będzie, jak na razie się nie dowiesz.

Uśmiechnęłam się niepewnie i w tym samym momencie usłyszałam głos Layli. Schodziła po schodach, mamrocząc coś pod nosem, w końcu usłyszałam jej wyraźny głos:

-Niall ty dupku, co ja...

Nim się obejrzałam chłopak poszedł w stronę korytarza. Mogę się założyć, że właśnie ją opieprzał za to, jak go nazwała. Co jak co, ale oni nie lubią, jak ktoś robi takie coś. Bronić jej nie będę, nic jej nie zrobi przecież. To znaczy chyba. Weszła zła do salonu, ale gdy mnie zobaczyła momentalnie mina dziewczyny złagodniała.

-Mia, co ty tyle czasu robiłaś?-przytuliłam się do niej.

-Za dużo gadania.

-Nie uciekłaś mu prawda?

-Nie, sama odeszłam. Byłam piątym kołem u wozu-westchnęłam.-Wiesz, że chciał mnie zabić.

-Próbował?-powiedziała wystraszona, ale wzdrygnęłam ramionami.

-Nie wiem. Zaczęło się od tego, że.....

Opowiedziałam jej wszystko, zaczynając od tego, jak normalnie jechaliśmy na akcję, kończąc na wczorajszej wściekłości Lou. Nie potrafię zrozumieć, dlaczego on mnie tam zostawił, dlaczego chciał mnie zabić, co? Po pocałunku myślałam, że już nie chce tego robić, ale gdy zapytałam się, gdzie jest Louis i dowiedziałam, że mnie zostawił, to wszystko prysło.

-Ale cię uratował, wrócił.

-Zostawił i odjechał. Dopiero później się obudził, że jednak coś do mnie czuje. Chciał zabić-mruknęłam.

-Jakie zabić? Weź przestań.

-Jak to on powiedział. By mnie wyruchali i zabili. Super nie. Na koniec mi wykrzyczał, że mógł mnie tam zostawić, byłby spokój.

-Jednak miałam rację, gdy go nazwałam dupkiem.

-I nic ci nie odpowiedział?-uniosłam brwi.

-Żartujesz? Napisał mi sms, że mam przerąbane,ale jak szło się spodziewać, jeszcze ja dostałam opieprz, za to co na niego powiedziałam-spojrzała na Nialla i zaakcentowała ostatnie słowa. 

Chłopak zmrużył na nią oczy, a mi  zachciało się śmiać. Pasują do siebie dwa debile. Rozmawiałam z przyjaciółką kilka minut aż postanowiłam, że pójdę do góry się wykąpać. Pokiwała mi tylko głową. Po drodze zdążyłam usłyszeć, jak kłóci się z Niallem, mam tylko nadzieję, że nie z mojej winy. Po kąpieli ubrałam się w swoją piżamę. W tym samym czasie usłyszałam, jak chłopak się wydziera w bodajże kuchni.  Usiadłam w fotelu przy biurku po czym wyciągnęłam telefon. Zaczęłam się nim bawić , a do moich myśli wrócił Louis. Jestem ciekawa, gdzie on mógł pojechać. Chciałam jakoś nie zwracać uwagi na krzyki, ale nie mogłam. Po jakimś czasie ucichły.

-Nie wierzę, że z niego jest taki idiota-powiedziała Layla, wchodząc do pokoju.

-O co poszło? Chyba nie o mnie, nie-zaśmiałam się, ale po jej minie stwierdziłam, że nie jest jej do śmiechu.

-Pamiętasz tego chłopaka z kawiarni? Wzięłam od niego numer, bo fajnie mi się z nim gadało. Ostatnio pisałam z nim, a Niall zaczął się drzeć, że jestem jego. Pomijając fakt, że mnie to wkurwia. Tłumaczyłam mu, że on ma dziewczynę i się tylko przyjaźnimy, a on dzisiaj napisał mu wiadomość, że ma się pilnować, bo go zniszczy. Musiałam do niego oddzwaniać, że ma się nie martwić, bo Niall mu nic nie zrobi. W kuchni się kłóciliśmy o to, że mu wygarnęłam prawdę. Druga sprawa. Po tym jak nazwałam Louisa dupkiem, chłopak do mnie przyjechał. Powiedziałam mu, że Louis mi groził, ale on jeszcze mnie zganił, że tak na niego powiedziałam.

-Czyli, ale tak wszystko w skrócie.

-To, że do cholery nie jestem jego. Ten debil by najchętniej pobił każdego chłopaka, który ze mną rozmawia.

-Kocha cię i jest strasznym zazdrośnikiem. Sama mówiłaś, że lubisz spędzać z nim czas. 

-I co z tego? Lubię, ale on mnie wkurza. Nie jestem jego do cholery. Nawet mu nie powiedziałam, że chcę z nim chodzić. Sam decydował. 

-To jesteście razem?

-Nie!-krzyknęła i spuściła zdenerwowana ręce.

-Dobra, dobra nic nie mówiłam.

Położyłam się na łóżko i zobaczyłam, że ktoś do mnie napisał.  Był to blondyn, ale nie wiedziałam, o co może mu chodzić. Otwarłam wiadomość i się uśmiechnęłam.


 

 

 

Od:Nieznajomy

Powiedz tej małej cholerze, że jej nie odpuszczę, a to , że mi nie odpisuje, pogarsza tylko sprawę. Pro po Louisa-wrócił nawalony w trzy dupy.

 

 

 

  

Do:Niall

Wiesz, że nie musisz się tak złościć, to jej przyjaciel, nie chodzi z nim. 

 

 

 

 

  Od:Niall

Mam to w dupie. Jak mi nie odpisze, to jutro będzie miała spraną dupę.

 

 


 

Westchnęłam uśmiechnięta.  Mina Layli po przeczytaniu tej wiadomości, będzie bezcenna. Nie musiałam długo czekać, a dziewczyna wyszła z łazienki.Jej włosy były w typowym nieładzie, jak to po kąpieli.

-Mam coś do ciebie-zaśmiałam się, podając jej telefon.

Uważnie przeczytała pierwsze zdanie i ściągnęła brwi, ale widziałam, że jej kąciki ust drgają. To pewnie przez tą ''małą cholerę'''. Przygryzła palec wskazujący.

-I widzisz? On jest chory. Za tą cholerę go zabiję, tak samo za spranie dupy. Ten idiota mnie nawet nie dotknie.

-Ale go lubisz-spojrzałam na nią.

Stanęła na chwilę i zatrzymała się z rozczesywaniem mokrych włosów. Zobaczyłam jej odbicie w lustrze. Myślała nad odpowiedzią.

-To nie ma nic do znaczenia-powiedziała powoli, wracając do czesania włosów.

-Skoro tak mówisz. Może lepiej będzie, jak mu odpiszesz. Obojętnie co, ale odpisz.

 -Nie mam ochoty i tak pewnie jutro tu przylezie. 

Gadałam z przyjaciółką do godziny dziesiątej. Powoli robiłam się senna, więc okręciłam się na drugi bok i włożyłam rękę pod poduszkę. Czyli moja najlepsza pozycja do spania. Leżałam tak chwilę, gdy usłyszałam, jak Layla stuka coś na telefonie. Po chwili do moich uszu dotarł dźwięk piosenki. Dziewczyna momentalnie odebrała, żeby mnie nie obudzić. Dobrze, że nie wie, że ja nadal wszystko słyszę. Wtedy by pewnie nie odebrała.

-Niall do cholery odwal się już, jutro pogadamy.....nie, a ciebie nie powinno to obchodzić....twoja może być maskotka, ale nie ja.......śnisz, jak będę chciała to, to zrobię....nie odważysz się....mam cię dosyć.....wiesz co, spadaj człowieku-rzuciła telefon na szafkę w ten sposób, że zleciał z niej i walnął o ziemię. 

Nie przejęła się jednak i po tym jak przykryła się kołdrą, poszła spać. Podciągnęłam swoją część pod szyję po czym poszłam w jej kroki i też zasnęłam. W nocy śnił mi się Louis. Nie chciałam takiego snu, na pewno nie z nim. Doprowadziło to do tego, że zaczęłam płakać przez sen. Wszystko i wyłącznie za sprawą jednego chamskiego kontrolera.  

 

 

 

 

 

CZYTASZ=SKOMENTUJ


poniedziałek, 13 kwietnia 2015

Rozdział 11

 

 Liam cały czas nie przestawał gadać o moich rodzicach, a mnie coraz bardziej roznosiło. Zaraz mu coś zrobię. 

-Liam zamknij się-warknąłem, ale tylko bardziej go nakręciłem. 

-Nie, dopóki nie zrozumiesz. 

Trwało to tylko kilka minut, a nie wytrzymałem. Wcisnąłem pedał i auto zahamowało. Wyleciałem z niego, jak oparzony. Chciałem się na czymś wyżyć, nie było jednak na czym. Usiadłem zły pod drzewem obok drogi. Nikt mi nie będzie wmawiał, że ja umiem coś czuć. Nikt. Zacisnąłem pięści i w tym samym momencie do głowy napływały mi obrazy z przeszłości. W końcu dotarłem do wspomnień z Mią. Gdy ją pierwszy raz zobaczyłem. Leżała wtedy przy murze, uśpiona przez Zayna. Każdą naszą kłótnię i to gdy mi podpadała oraz wkurzała, ale nie potrafiłem długo się złościć. Jak się wkurzyłem, gdy zobaczyłem co robi jej Harry i w końcu dzisiejszy pocałunek. Mia. Mia James. Przyjadę do domu i nie zobaczę już dziewczyny. Nigdy jej nie zobaczę. Wcale nie chcę tego. Chcę, żeby była zawsze, gdy wracam wieczorami. Chcę, żeby się nadal śmiała z żartów Nialla.

-Louis, proszę cię chodźmy-tym razem głos Liama był delikatniejszy, ale nadal było słychać zdenerwowanie. 

-Tylko tyle, że ona mi teraz nie wybaczy, że ją oddałem-powiedziałem, czując jak powoli moja złość mija.

-Nie zrobi tego. Louis jedź tam. Warto spróbować.

Powoli odpaliłem auto i zawróciłem. Usłyszałem ciche westchnięcie ulgi chłopaków. Mam nadzieję, że nie będzie za późno. On mi ją na pewno odda, jest dobrym kumplem. Co innego, jeśli już nie ma u niego Mii. Wtedy będę musiał ją sam szukać. Gdy wróciłem na miejsce, wleciałem do środka. Nie patrzyłem nawet, czy jakiś gamoń próbuje mnie zatrzymać.

-Gdzie Mia?-krzyknąłem i zobaczyłem, jak chłopak wychodzi z jednego z pomieszczeń.

-Nie wiem, jakiś gościu ją wziął-powiedział obojętnie.-Miałeś rację, że szybko pójdzie.

-Ja pierdolę-odchyliłem głowę do tyłu.-Jaki? 

-Nie wiem. Wiedziałem idioto, że wrócisz, czekałem, ale cię nie było, więc ją oddałem. Mówiłem do cholery, że masz to przemyśleć.

-Jakieś szczegóły? No weź. Musisz coś wiedzieć. 

-Czekaj, coś mi się kojarzy, że miał na imię Taylor-powiedział, a mnie zatkało. 

-Powiedz, że żartujesz-warknąłem zły.

-No nie. Więcej nie wiem, było myśleć. Mówiłem, że masz myśleć, po coś masz ten mózg.

Wyszedłem wściekły z budynku. Muszę jechać do jej domu. Sprawdzić czy tam jest. Czy nic jej się nie stało, ale w sumie skoro jest z ojcem, to nie będzie źle. Ledwo wszedłem do środka, zaczęły się pytania. Zamiast leżeć w łóżku, muszę jeździć po całym mieście za jedną dziewczyną.

-I gdzie ją masz?-Liam znowu się wściekł.

-Pierdol się. Jej ojciec ją zabrał.

-I mówisz to tak spokojnie. To chyba ciebie pojebało. 

-Bo?-wjechałem na ulicę i wdusiłem pedał gazu. 

-Ty jeszcze tego nie zauważyłeś? Ma siniaki, na początku mówiła, że i tak nikt za nią nie będzie tęsknił, a za każdym razem jej prawie nie było w domu-zaczął mieć do mnie wyrzuty, nie chcieli mi nic powiedzieć , to jak miałem skleić fakty,skoro mnie to nie obchodziło.-Jej ojciec się nad nią znęca. Nie bije, ale znęca człowieku.

-Kłamiesz. Nie wierzę ci-zacząłem się denerwować. 

Wiedziałem, że ma rację, ale miałem skrawek nadziei, że żartuje. Nie możliwe, żeby przez ten czas już jej coś zrobił. Nie.

-Nie do cholery. Więc z łaski swojej rusz dupę. 

-Robię co mogę. Myślisz, że się nie denerwuje? Jedyny normalny w tym momencie to Niall.

-Sorry. Poniosło mnie. 

Fuknąłem coś pod nosem i zacząłem w myślach powtarzać znany mi tekst. Żeby nie było za późno. Muszę zdążyć. Jechałem  w kierunku jej domu, nawet nie pamiętałem dobrze drogi, a i nerwy nie pomagały, więc Niall mi pomagał. Wjechałem z rozpędu na podjazd. Razem z Liamem i Niallem wszedłem do domu. W salonie grał telewizor. 

-Mia!-krzyknąłem na cały dom. 

-Czego drzesz ryja? Kim jesteś w ogóle?-zobaczyłem tego samego faceta, co ostatnio. Jej ojciec.

-Mów kurwa, gdzie jest Mia-popchnąłem go. 

-Kim ty jesteś, żeby mi rozkazywać-oj za mądry się robi debil. 

-Wiesz kim ja jestem. Nie wiesz, więc trzymaj mordę i odpowiadaj, jak pytam. 

W tym samym czasie z góry zszedł Liam. Pokiwał tylko bezradnie głową, co oznaczało, że nie ma tam dziewczyny. Co ja narobiłem.

-Gdzie jest Mia!-wysyczałem przez zaciśnięte zęby, trzymając go za szyję przy ścianie.

-Louis, bo go udusisz-mruknął Liam i momentalnie puściłem tego gnojka.

-Robi to, do czego jest stworzona-złapał łapczywie oddech.

Nie wytrzymałem i mu przyłożyłem. Albo się pospieszy albo zrobimy to inaczej. 

-Bez tajemniczych odpowiedzi. Czyli?

-Aktualnie daje w jednym z klubów. Przecież to dziwka.

Myślałem, że się przesłyszałem. Walnąłem mu z pięści w brzuch, aż się zwinął na ziemi. Zabiję gnoja. Zabiję. Tak traktować córkę. Moją Mię.

-Który?!-cisza.-Który do cholery.

-A co? Tobie miała dać, a ci ją zabrali?  Było ją wykorzystać bez względu na to, czy chce czy nie.

-Który?!-krzyknąłem mu nad twarzą. 

-Niedoczekanie twoje. 

-Niall zajmij się nim i daj mi telefon-powiedziałem zrezygnowany. 

Nie będę się z takim ciulem bawił. Zrobię to tak, jak mówiłem. Wyszedłem na zewnątrz i wybrałem numer Layli w telefonie Nialla. Po drugim sygnale odebrała. 

-Niall ja ni...

-To nie Niall. Dzwoni Louis. Powiedz mi, do jakiego klubu zazwyczaj jeździ ojciec Mii. 

-Nie wiem, a o co chodzi-powiedziała zmieszana. 

-Nie ważne. Skup się Layla-jęknąłem do telefonu.

-No dobra. Może ''Gold''. Często tam bywa, ale o co chodzi. 

-Mówiłem, że nie ważne. 

-Co za dupek-mruknęła za nim się rozłączyłem. 

Ma przesrane. Napisałem jej wiadomość i oddałem telefon Niallowi. Tym razem Liam prowadził, a blondyn poszedł do Layli. Pewnie mu się poskarży. Mam to w dupie. Jeszcze Niall ją opieprzy, że tak mnie nazwała.  Nerwowo wybijałem rytm na kolanie. Gnojek, zajmę się nim później. Teraz muszę ją znaleźć. W klubie było słychać głośną muzykę. Ludzie tańczyli, a połowa z nich była tak najebana, że nawet nie umiała tego robić. Podszedłem do ochroniarza i wypytałem o Mię. Widział taką dziewczynę, ale nie wie, gdzie jest. Zacząłem po kolei otwierać drzwi. Przerwałem kilku osobom ''zabawę'', ale nigdzie nie było mojej Mii. Przecież nie mogła się rozpłynąć.

-Liam tracę cierpliwość-jęknąłem, zamykając bezradnie kolejne drzwi.

-Ty? Ty nigdy nie tracisz nadziei-otwarł kolejne drzwi i pusto.-Cicho.

Chłopak położył palec na usta i pokazał na ucho. Czegoś nasłuchiwał. Nie wiedziałem, o co mu chodzi. Wtedy usłyszałem jakieś głosy i płacz.

-Proszę, ja nie chcę tego robić-jakaś dziewczyna ewidentnie płakała. 

Wiedziałem, że to musi być Mia, bo jak nie ona, to  kto?

-Nie obchodzi mnie to kochanie. Dałem kasę za co najmniej dwie godziny. Obiecuję, że nie będziesz mogła chodzić-zaśmiał się jakiś męski głos.-Nie byłaś tania, więc się nie wywiniesz.

Głosy dochodziły zza drzwi z napisem tylko personel. Były zamknięte. Nie miałem ochoty na krzyk, żeby otworzył. Po prostu je wyważyłem. W środku byli dwaj faceci i moja Mia. Bezbronna, prawie goła, zapłakana i wystraszona Mia. Dziewczyna leżała na łóżku, przypięta kajdankami do jego ramy. Gdy wleciałem do środka, wszystkie oczy spojrzały na mnie. Poczułem, jak po raz kolejny dzisiejszego dnia napada mnie złość, a w sumie wściekłość. Zobaczyłem, jak dziewczyna wciągnęła powietrze po czym powoli je wypuściła. Nadal była cała spięta, ale to później. Na początek zajmę się tymi dupkami. 

 

 

 

 

 

Przepraszam za błędy. 

CZYTASZ-SKOMENTUJ 



środa, 8 kwietnia 2015

Rozdział 10

Mia pov*

 

Przez Harrego nie jestem dzisiaj sobą. Stresuje mnie dosłownie wszystko. Cały czas się boję, że on przyjdzie i dokończy, to co zaczął. Pomijając fakt, że go nie ma w domu. Siedziałam w salonie, oglądając jakiś denny serial. Była taka cisza, że dosłownie słyszałam tykający zegar. Do mojej głowy wróciły wspomnienia. Ja, Louis, mój sen, jego dotyk gdy mnie uspokajał. Dziwnie się wtedy czułam. Dziwnie w sensie, że dobrze. Tak jakoś bezpiecznie i przyjemnie. On sam mi się zdawał jakiś inny, ale to uczucie prysło. Dziś rano obudziłam się sama, a w kuchni ten debil rzucił tylko niemrawe cześć i sobie poszedł. Zachował się, jak zasrany dupek. Jestem nawet na niego zła. Najpierw wywołuje u mnie uczucia, a później znika. Mam go dosyć, a najgorsze jest to, że ja chyba do niego coś czuję. Nadal się boję, ale i jest przeciwna strona, gdy z nim jestem. Nie wiem czy to miłość, czy przyjaźń, a może mam objawy Stockholm Syndrome? W końcu zła poszłam do jego biura. Siedział tam od samego rana. Jeszcze się chowa. Weszłam szybko i stanęłam z założonymi rękoma przy biurku.

-Coś się stało?-oh proszę. Nie udawaj, że się martwisz.

-Tak-syknęłam.

-Coś złego?-wstał i odłożył teczkę do szuflady za nim. Był w cholerę obojętny.

-A czy ciebie to interesuje.

-Sama tu z tym przyszłaś i nie tym tonem Mia-mruknął, marszcząc brwi.

Stałam w ciszy przed nim, a on dalej coś pisał. Do cholery jasnej, muszę się bardziej postarać, żeby z nim wygrać. Czuję się wykorzystana.

-Lubisz mnie?-w końcu zapytałam.

-Nie. Pamiętasz, co z tobą zrobię, tak.

-To czemu mnie obroniłeś przed Harrym.

-Liam mi kazał-wzruszył ramionami.

-A od kiedy go słuchasz-splunęłam, a on podniósł na mnie wzrok.

-Od kiedy jesteś taka mądra, co?-kurcze, prawie go miałam.

-Od kiedy jesteś takim dupkiem.

Momentalnie się cofnęłam, robiąc kilka kroków w tył. Louis wstał z krzesła po czym zaczął iść w moją stronę.

-Co powiedziałaś?

-Gówno-zmarszczyłam brwi na swoją odpowiedź.

Co ja do cholery robię? Boję się go, a jeszcze mu pyskuję. Jestem jednak powalona. Tylko się proszę o kłopoty.

-Nie pozwalaj sobie, bo mnie wkurwisz mała szmato-syknął.

-A ty co dupku. Najpierw mnie bronisz, przytulasz, powodujesz, że zaczynam coś do ciebie czuć, a teraz co? Rano budzę się sama, a w kuchni się nie odzywasz.

-Przestań na mnie warczeć. Kto powiedział, że jesteśmy ze sobą blisko.

Zabolało i to cholernie. Poczułam dużą złość w środku mojego ciała. Tak mną nie będzie się bawić. Skoro mam umrzeć to nie zaszkodzi, gdy mu się postawię.

-Wal się. Jesteś następnym cwelem, który chce seksu i później udaje, że się nie znamy. Nie myślałam, że jesteś takim gnojkiem, jak Harry.

Louis na mnie spojrzał i zacisnął dłonie w pięści. O cholera, czy ja przesadziłam. Momentalnie cofnęłam się jeszcze bardziej, aż trafiłam na ścianę.  Pisnęłam wystraszona, gdy był już przy mnie. Złapał jedną ręką moje nadgarstki i przytrzymał je nad moją głową. Wbił się brutalnie w moje usta. Działo się to tak szybko, że nie miałam nawet czasu by zaprotestować. Tak samo było z przestrzenią. Przypierał mnie do jedynej wolnej ściany w pomieszczeniu. Nasze klatki się stykało tak samo jak uda. Podczas gdy jedną ręką trzymał mi nadgarstki, drugą położył na moją talię, wkładając ją pod bluzkę. Cały czas całował mnie zachłannie, a jego ręka delikatnie masowała mój brzuch. W końcu wiedząc, że mu nie ucieknę, położył i drugą dłoń na moim pasie. Swoje ręce zacisnęłam na jego koszulce. Nie da się opisać tego uczucia, które teraz miałam w sobie. Jakby wszystko co się we mnie kłębiło od dawna, nagle eksplodowało na dole mojego brzucha. Chłopak nadal nie przerywał pocałunku. Jezu, ja odpływam. Teraz jestem pewna, że coś do niego czuję. Całkowicie zwolnił pocałunek i delikatnie przygryzł moją wargę. Zaraz po tym cmoknął mnie ostatni raz, zostawiając samą. Stałam przy ścianie zszokowana oraz szczęśliwa. Przejechałam palcem po swojej wardze i się uśmiechnęłam. Zdecydowanie zajebiste rozpoczęcie dnia. Z rozmyśleń wyrwały mnie otwierane drzwi. Zobaczyłam w nich Harrego. Momentalnie się spięłam. Przeszłam powoli za biurko, jakby miało mi to pomóc.

-Co ty robisz?-zmrużył na mnie oczy i związał razem usta.

-Byłam z Louisem. Przed chwilą wyszedł-pisnęłam nerwowo.

-Mam ci wierzyć? Masz trzy sekundy, żeby zniknąć. Raz...dw...

W ekspresowym tempie podbiegłam do drzwi i w ostatniej chwili je zamknęłam. Fuck. Nie chcę go widzieć. Postanowiłam iść do kuchni coś zjeść. Wyciągnęłam składniki na zapiekankę. W jednej chwili wróciły mi wspomnienia z domu. Ojciec , o niego tu chodzi. Poczułam łzy. Kilka razy pomrugałam. Znowu mnie unika-pierwsza moja myśl. Pocałował mnie i wyszedł. Teraz znowu go nie ma. Dupek. Dokończyłam robić zapiekankę i włożyłam ją do piekarnika. Jebany koleś. Nie mogę go wywalić z myśli.

-Czuję jedzenie-zaśmiał się Niall, gdy wszedł do kuchni.

-Jeszcze musisz poczekać-mruknęłam mu w odpowiedzi.

Zmarszczył brwi i się przysiadł. Westchnęłam, patrząc jak się uśmiecha.

-Coś nie jesteś gadatliwa. Layla za to ma dzisiaj humor, jakiego jeszcze nie widziałem.

-To dobrze. 

-Ymmm... Layla mi powiedziała, co się dzieje u ciebie w domu. 

-Zabiję ją. Mogła od razu napisać to w internecie-mruknęłam po raz kolejny.

-Nie bądź na nią zła. Chciała dobrze, bo twierdzi, że jak się ktoś o tym dowie, to ci pomoże. 

-Wiem, o co ci chodzi. Jakoś nie widzę, żeby go to ruszało. 

-Bo o tym nie wie. Jesteś z nami i zostaniesz. Jeszcze zobaczysz, że będziecie razem.

-Nie sądzę. Dlaczego wy na siłę nas próbujecie swatać?

-Nie próbujemy tylko....

-Dobra koniec. Jak u ciebie i Layli?

-Nie pytam dalej. Nie wiem. Ona jest moja, nikt jej nawet nie dotknie, ale czuję, że ona tego nie odwzajemnia. Cóż nie ma w sumie wyboru-zaśmiał się na koniec.

-Ostatnio jak z nią rozmawiałam to mówiła, że nawet dobrze, że czasem przychodzisz. Mogę się zapytać. 

Podczas, gdy z nim rozmawiałam, wyciągnęłam już gotową zapiekankę. Dałam mu kawałek na talerzu i sama sobie nałożyłam. 

-Zdajesz się fajny, reszta w sumie też, ale oprócz Harrego-powiedziałam cicho. 

-Ciebie też polubiliśmy. Chociaż na początku niezbyt nam przypadłaś, jak mam być szczery. 

-Dzięki-zrobiłam obrażoną minę.

-Ale nadal się nas boisz-zaśmiał się, wkładając do buzi kawałek zapiekanki. 

-Mam chyba prawo, nie? Polubiłam was, a to, że przez was czasem mam chęć się zapaść to inna sprawa. Z resztą obstawiam, że Layla też się przy tobie stresuje. 

-I to jak-zobaczyłam jego uśmiech.-Ostatnio ją trochę skrzyczałem, bo mnie zdenerwowała, to myślałem, że pod łóżko się schowa. 

-Znęcasz się nad nią-zaczęłam się śmiać.

-Tak, po to ją przecież mam.

Za to lubię tego chłopaka. Można z nim pożartować w każdej chwili. Zjadłam do końca swoje jedzenie i gdy już chciałam napisać do Layli, do kuchni wszedł Louis. Spojrzał na telefon i na mnie. 

-Ja nigdzie nie pisałam-zaczęła mówić, ale w swoim głosie słyszałam panikę.-Możesz sprawdzić. 

-Nie chcę. Nic nie kombinuj-splunął. 

-A czy ja coś chciałam robić?-spytałam cicho, kątem oka zauważyłam, że Niall wyszedł już z kuchni. 

-Mówię na przyszłość. I tak nic ci nie pomoże-spojrzał na mnie zły.

No do cholery. Co on odpierdala.  Znowu wrócił Louis-zabij Mię i jej nie szanuj.

-Zaczynasz mnie wkurzać. Co jest z tobą nie tak?

-Ze mną? Ty się zastanów nad sobą. Cały czas pogarszasz swoją sytuację. 

-Pogarszam? To nie ja cały czas po sobie jadę i nagle całuję. 

-To był błąd, że to zrobiłem-ścisnął moje policzki aż poczułam ból. 

Zabolało mnie dziś po raz kolejny. Nienawidzę go, zasrany dupek. Nie chcę go widzieć. Po tym jak strzepnęłam jego rękę, przetarłam oczy. Nie będę przy nim płakała.

-Nie rycz dziewczyno, ja i ty to inna bajka. Nigdy nie moglibyśmy być razem. Zapomnij o tym pocałunku. Muszę po prostu popełniać mniej błędów-dlaczego on jest taki obojętny, podczas gdy ja się rozpadam.

-Jesteś chamem. Nienawidzę cię. Taki sam jak Harry, niczym się nie różnicie.

Wyszłam z kuchni i od razu poczułam łzy na policzkach. Miałam zasrane nadzieje, że pocałunek był szczery. Teraz wiem, że było to zjebane złudzenie.

 

 

 

 

 

 

 

Louis pov*

 

  Wszystko szło pięknie do czasu, gdy unikałem Mię. Wystarczyło jedno spotkanie, a już się zjebało. Odkąd weszła do biura, cały czas patrzyłem na jej usta. Niby słuchałem, co mówi, ale miałem to w dupie do czasu. W końcu nie wytrzymałem, gdy zaczęła mnie przezywać. Wściekłem się i żeby jej nic nie zrobić, po prostu wyładowałem się w pocałunku. Nie patrzyłem na to, czy chce go czy nie. Liczyłem się tylko ja. Po tym wyszedłem, ale musiałem się oczywiście na nią natknąć, bo nie byłbym Louisem. Nie chciałem z nią gadać, ale jak zaczęła temat to się znowu wkurwiłem. Wszystko cały czas pogarszała sprawa, że mnie przezywała. W końcu jej wygarnąłem, że pocałunek był błędem. Chyba ją zabolało, ale się z tym nie liczę. Nie martwię się o innych. Czy ich zraniłem czy nie. Niepotrzebnie ją całowałem i przytulałem. Na akcję jechałem w aucie z Zaynem oraz Harrym. W drugim jechała Mia, Niall i Liam. Chłopaki mieli jej wszystko wytłumaczyć. Nie chciałem tego robić. W ten sposób się tylko z nią minąłem i nie będę musiał się z nią widzieć, a nie wiem, jak by się to skończyło.

-Była zła na ciebie-szepnął Liam, gdy wchodziliśmy do budynku. 

-Super-mój sarkazm wyczułby każdy.-Jakoś mnie to nie rusza.

-Nie wiem co jej zrobiłeś, ale jest przybita w kit.

-Pocałowałem ją, a ona myślała, że to było szczere. Wszystko ładnie jej wytłumaczyłem. W końcu popełniam błędy, nie?-powiedziałem obojętnie. 

Chłopak razem z Niallem stanął w miejscu i na mnie spojrzeli. O ludzie, dajcie spokój.

-No nie wiem, czy to tłumaczenie było ładne-powiedział Niall.-Wyleciała płacząc.

-Powiedział ten, który zmusza dziewczynę, żeby z nim chodziła. 

-Bo jest moja i koniec. Coś ci nie pasuje?-warknął na mnie, a ja tylko pokiwałem głową, żeby wyluzował. 

-Dziwisz się, że Mia płakała? Obstawiam, że normalnie jej tego nie powiedział. Louis ma w dupie wszystko i wszystkich-Liam, jak zawsze szczery.

-No właśnie. Dzięki za objaśnienie Liam.

Wszystko szło jak zawsze. Dzisiaj tylko dobijaliśmy targu. Nawet nie używaliśmy broni. Tylko czysta rozmowa oraz targowanie się. Zayn i Harry stali przy wejściu, gadając z jakimiś facetami. Ja poszedłem do ich szefa. Rozmawiałem już z nim jakąś godzinę  i powoli kończyliśmy. W końcu się kumplujemy, to pójdzie szybko.

-Jaki jest ten bonus? I co za niego chcesz?

-Nic nie chcę, nie ma żadnych haczyków. Chcę się pozbyć problemu. 

-Więc? Jakieś szczegóły-pokiwał ręką. 

-Daję wam dziewczynę. Zróbcie z nią, co chcecie-powiedziałem wolniej i chyba trochę za cicho. 

-Po co mi ona?-wzruszył ramionami.

-Nie wiem. Sprzedaj ją komuś, jeśli wiesz, o co mi chodzi-wzdrygnąłem ramionami.-Przecież za to idzie duża kasa. 

-No nie wiem-szepnął. 

-Zobacz jaki masz zysk. Ja ci ją daje za darmo,a ty możesz ją sprzedać za ile chcesz-uśmiechnąłem się.

Oparł się i założył ręce na klatce. Chwilę myślał, a ja chciałem już po prostu wyjść. Siedział, patrząc na mnie, aż w końcu westchnął. Wiedziałem, że się zgodził.

-Wezmę ją, ale się dokładnie zastanów, bo jej nie oddam później.

-Nie mam nad czym się zastanawiać, podjąłem decyzję.

-Na pewno. Louis pomyśl chwilę.

-Do cholery, już podjąłem decyzję-wstałem i walnąłem dłonią w stół.

Momentalnie spod ściany zaczął iść w moją stronę jeden z jego ludzi. Zatrzymał go ręką.Spojrzałem na niego, prostując się.

-Spokojnie Mike, on jest spoko, nic nie zrobi. 

-Ok. Przepraszam-kiwnął do mnie.

Cofnął się i wrócił do tego co robił. Trzeba przyznać, że on dobrze traktuje swoich ludzi, w ogóle go lubią. Nie dziwię się z resztą.

-Chodzi o to, że nie będzie odwrotu. Oddasz ją i ode mnie nie odzyskasz.

-Nie chcę tego słuchać. Narka. 

-Nara-mruknął. 

Wyszedłem zły z budynku, pogwizdując. Czekał na mnie Niall i Liam. Oł czyli z nimi jadę do domu.

-Zayn i Harry już pojechali, gdzie Mia-powiedział Niall, rozglądając się.

-A jak myślisz, sprzedana za darmo, że tak powiem-zaśmiałem się, wsiadając do auta.

-Co kurwa?!-wrzasnął Liam.-Jesteś normalny? Pojebało cię.

Zignorowałem go i jechałem dalej. Nie będzie mi tu nic pierdolił. Jeszcze mi tego brakowało. Miałem plan, spełniłem go. Nie mam żadnych kłopotów. Nie muszę się martwić, że na mnie na kapują.

-A co ja mam powiedzieć Layli, co?-usłyszałem głos Nialla.-Stary weź zawróć. 

-Przytulisz ją i po sprawie. Albo mam lepszy pomysł. Powiedz jej, że Mia uciekła, bo jej coś zrobiłem.

-Louis przestań udawać. Jakby ci na niej nie zależało, to byś ją dawno zabił. 

-Wolałem ją trochę postraszyć i teraz skazać na śmierć-powiedziałem teatralnie.-Łał, wyczułeś ten dramat w ostatnich dwóch słowach?-zacząłem się śmiać.

-Jesteś niemożliwy-krzyknął Niall.-Zasrany psychol.

-Nigdy mi jeszcze nie powiedziałeś milszej rzeczy.

-Kurwa, Louis zawróć-dotarł do mnie krzyk wkurzonego i zrezygnowanego Nialla. 

-A wiesz co ci powiem? Nie.

-Zaraz ci człowieku wyjebię. Masz zatrzymać to auto.

-Zawsze możesz wyskoczyć. A ty nic nie mówisz-spojrzałem na Liama. 

Patrzył w szybę. Z jego twarzy nie mogłem wyczytać nic. Nie był zły, nie był smutny, był obojętny.

-Ja czekam aż do ciebie dotrze jedna sprawa.

-Pomożesz czy nie?-zrobiłem minę zbitego szczeniaka. 

-No ludzie, Liam. Jakim cudem jesteś taki spokojny. On ją tam zostawił-wydarł się Niall.

-Wiem, nie wariuj-syknął na niego i zmierzyli się wzrokiem.

-Dam , dam, dam, dam. Drama time-zacząłem się śmiać.

-Aż do ciebie dotrze, że ci na niej zależy. Pomyśl, że nie będzie jej już nigdy. Louis proszę, żebyś zawrócił. Bądź człowiekiem. 

-Nie jestem nim. Nie czuję współczucia, nie czuję miłości, ja nic nie czuję. Jestem oschły, myślę o sobie. Wiesz, co to sprawiło, więc nie próbuj mnie zmieniać. 

-Mia cię zmieni. Pozwól jej naprawić błąd twoich rodziców. 

-Nie mam rodziców do cholery-wydarłem się.-Nie mam. Nie waż się o nich mówić , rozumiesz? Wyłączyli u mnie człowieczeństwo. Nie wiem co to uczucia, a zwłaszcza miłość-zacząłem się drzeć i przestałem nad sobą panować. 

Po cholerę on zaczynał ten temat. Wiedział, że go nienawidzę. Wiedział, że przestaje nad sobą panować, gdy o tym mówię. 

 

 

 

 

 

 

CZYTASZ=PROSZĘ SKOMENTUJ 

Przepraszam za błędy.