poniedziałek, 22 sierpnia 2016

Rozdział 50

 Mógłbym godzinami wpatrywać się w Mię, która nawet nie myślała o tym, żeby się odwrócić i mnie na tym przyłapać. Chciałbym ją przytulić, mocno przytulić, ale jedyne co teraz mogę, to błagać, żeby mi wybaczyła mój głupi pomysł. Wziąłem wdech, po czym ruszyłem w jej stronę, gdy w głowie miałem pustkę i właściwie nie wiedziałem, od czego mam zacząć.

-Dzięki, że mogłem tu przyjść-wypaliłem, siadając obok niej, jednocześnie zaciskając powieki. Jestem idiotą, nic lepszego po prostu powiedzieć nie mogłem.

-Lepiej dla ciebie, jak masz już ułożone przeprosiny-westchnęła.-Nigdy bym nie powiedziała, że będziesz spiskował przeciwko mnie ze swoim ojcem. I jak mam ci ciągle ufać?

-Przepraszam, nie przemyślałem tego do końca.

-Co ty nie powiesz-odparła w prowokacyjny sposób, na co się słabo uśmiechnąłem, żeby jakoś odreagować. Mia była zła i to mało powiedziane, a ja nie umiałem nic zrobić, prócz paplania bzdur.

-Twój ojciec, jak wiesz, miał długi. To miała być zemsta, a skoro go nie ma, zostałaś tylko ty. Nie chciałem, żeby cię skrzywdził, to powiedziałem, że ja z tobą skończę zamiast niego.

-Nadal mnie boli, jak mówisz, że chciałeś ze mną skończyć, Louis-syknęła, okręcając głowę. 

Jej oczy wypalały we mnie dziurę, jednak po chwili i tak wróciła do patrzenia w niebo, nadal marszcząc delikatnie brwi. Potarłem kark, bardziej podsuwając nogi pod brodę. Moja bezsilność w stosunku do Mii robi ze mnie idiotę, bo nie wiem, co mam zrobić. Nigdy nie czułem się tak skrępowany jak w tej chwili, a żadna osoba nie sprawiła, że mam wyrzuty sumienia. 

-Mia, Boże, przepraszam. To wszystko miało na celu go oszukać, myślisz, że mi było wygodnie to zrobić?! Wolałabyś, gdyby cię zmuszał do bycia prostytutką lub podobnych rzeczy?! W cholerę by się ucieszył, gdybyś go co noc odwiedzała-wyrzuciłem z siebie na jednym tchu, ciągle widząc, jak dziewczyna zaczyna się wkurzać.-Na dodatek pytałem, czy mi ufasz, a jakbyś trochę pomyślała, to byś
wszystko połączyła, Mia.

-No faktycznie, dupku, zwal winę na mnie, bo to ja jestem winna. To ja zaatakowałam swoją dziewczynę i to mój popierdolony przyjaciel, wmawiał jej, że jej nigdy nie kochałam i miałam ją w dupie. Jesteście siebie warci-w chwili gdy ostatnie słowa wyszły z ust dziewczyny, zobaczyłem, jak zamyka oczy, żeby się nie rozpłakać. Ja za to poczułem ukłucie w klatce. Jeżeli Mia zrównała mnie ze Stylesem, to znak, że gorzej już być chyba nie może.

-Przepraszam-mruknąłem, kładąc się.-Przepraszam. Mi też nie jest łatwo. On tak męczył ten temat, że na końcu czułem, jakby ciebie na serio nie było. To bolało. Udawałem, że cieszę się z twojej śmierci, a on dobijał mnie na każdym kroku-powiedziałem, po czym zakryłem oczy ręką, żeby nie zauważyła, że od niedawna są załzawione.-W końcu po raz kolejny zostałem uświadomiony, że nigdy ci nie dam tego, na co zasługujesz. Ja i miłość? Przecież nie widział nawet łzy u mnie, odkąd ciebie nie ma-dodałem z nienawiścią w głosie. 

-Nienawidzę cię, Louis. Nienawidzę tego, że przychodzisz pieprzony dzień po każdej kłótni i ja za każdym razem się poddaje-powiedziała, gdy ja jedynie domyślałem się, że na mnie patrzy. 

-Przepraszam. Uwierz, że nie chciałem dla ciebie źle. Nie chciałem cię krzywdzić. Wiedziałem, że będziesz bezpieczna, jeżeli sam to wszystko zrobię, a Harry? Nie było w planie niczego, co powiedział. Przyrzekam, że nic o tym nie wiedziałem.

-Przestań się mazać, głupku. Zaczynam się czuć winna.

-Kocham cię, nie wiesz jak bardzo, ale nie potrafię wybierać właściwych rozwiązań. Zawsze coś na końcu wychodzi nie tak i myślę, że mogłem zrobić to inaczej, tylko że wtedy jest już za późno.

-Louis, przestań już-szepnęła, ścierając kciukiem zabłąkaną łzę z mojego policzka.

-Nie przestanę, dopóki do cholery nie zrozumiesz, że jestem ostatnią osobą, która by cię skrzywdziła. Nie umiem powiedzieć, jak cię kocham, a każde słowo, które na ciebie wypowiem, albo cokolwiek co ci zrobię, to tylko dlatego, że wiem, jak mi ufasz, a sama rozumiesz, że pod wpływem chwili dużo robię i mówię.

-Umiesz grać-stwierdziła.-Chyba.

-Chyba? Nie chciałem cię stracić, nie wiesz, do czego on jest zdolny. Nie powiedziałem ci nic i jeśli mógłbym cofnąć czas, nie zrobiłbym tego, bo nie chcę cię martwić.

-Nic nie zmienia faktu, że mogłeś mi powiedzieć, że coś się stanie, to bym przynajmniej nie panikowała. A tak miałam chęć cię zabić, za to co zrobiłeś.

-Nie, z tym wszystkim koniec. Chcemy sprzedać dom, wszystko co związane z dotychczasowym życiem i po podzieleniu się pieniędzmi, każdy zamieszka gdzie chce.

-A ty co chcesz zrobić?-spytała, nadal jeżdżąc kciukiem po moim policzku. 

-Zamieszkać z tobą w jakimś domu, który sobie wybierzesz-odparłem.-Jestem frajerem, że cię napadłem, przepraszam.

-Nie da się ukryć-uśmiechnęła się, opierając podbródek na mojej klatce.-Ale już przestań przepraszać, tylko daj mi to wszystko przetrawić, a w końcu zapomnimy i będzie dobrze-dodała.

Mia chwilę patrzyła prosto w moje oczy, aż jej wzrok padł na moje usta. Schyliła się, przybliżając powoli swoją twarz do mojej i delikatnie musnęła moje wargi, uśmiechając się. Ja nie miałem ochoty na zabawy, więc pogłębiłem pocałunek, nasuwając na dziewczynę koc i przytulony do niej, przestałem się już o cokolwiek martwić.

-Kocham cię.

-Ja ciebie też, bekso-zaśmiała się, na co i ja w końcu się uśmiechnąłem, całując dziewczynę w czoło.

-I tak wiem, że będziesz mi to wypominać.

-Miałabym przegapić taką okazję?

Leżąc na plecach z wtuloną w moje ciało Mią, patrzyłem na gwiazdy, które stopniowo zaczynały zlewać się w jedno, aż zmieniły się w całkowitą ciemność. Nie drgnąłem ani razu, chociaż czułem, że jest mi trochę za zimno, gdy ktoś szturchnął mnie w ramię. Otwarłem ponownie oczy, widząc, że Mia też zasnęła i nadal śpi.

-Louis, chodźcie do domu, pogoda się psuje-usłyszałem nad sobą Nialla, który sam nie wyglądał na zadowolonego, że musiał po nas tu przyjść. Kiwnąłem ręką, żeby sobie poszedł, jednak dopiero po chwili zrozumiałem, co powiedział. Ponownie otwarłem oczy, po czym odrzuciłem koc.

-Mia, wstawaj-szepnąłem.

Dziewczyna przebudziła się i mozolnie podniosła, by zabić mnie wzrokiem, za to że w ogóle pozwoliłem sobie ją obudzić. Uśmiechnąłem się, a złapawszy oba koce, poszedłem za brunetką do domu. Zatrzasnąłem nogą drzwi, rzucając wszystko co miałem w rękach na schody. Byłem zmęczony dzisiejszym dniem, a zwłaszcza tym, że ostatniej nocy nie spałem praktycznie wcale, więc nawet myśl, że jeszcze muszę dojechać do domu, odbierała mi ochotę na życie.

-Na razie, skarbie-złapałem Mię w pasie jedną ręką, przyciągając do siebie i cmoknąłem ją w policzek.

-Co?-spytała zdziwiona.-Co ty robisz?

-Jaka ty jesteś słodka, gdy jesteś zaspana i nie wiesz, co się dzieje-zaśmiałem się, widząc jej zmieszaną minę.-Jadę do domu, chcę spać i w końcu odpocząć.

-Wiem, gdzie chcesz jechać-przewróciła oczami.-Zostajesz tutaj.

-Mia, sama chciałaś, żebyśmy mieszkali osobno, więc nie możesz...

-Nie chcę, żebyś wracał tak późno. Masz się położyć obok mnie i iść spać-mruknęła, narzucając na siebie o wiele za dużą koszulkę.-Jak już tu jesteś, to nie masz wyboru.

Dalej stałem przy łóżku, patrząc na dziewczynę i myślałem nad tym, co robić. I tak wiedziałem, że prędzej czy później się poddam, bo moje ciało błagało o to, by się położyć, jednak nim doszedłem do takiego wniosku, Mia mruknęła coś pod nosem i popchnęła mnie na łóżko. Usiadłem, uśmiechając się pod nosem, po czym zrzuciłem z siebie zbędne rzeczy, które przeszkadzały mi w wygodzie i się położyłem.

-Dobranoc.

-Dobranoc-ziewnąłem, łapiąc dłoń Mii i splatając ją ze swoją.

Oboje po dzisiejszym dniu byliśmy w takim punkcie, że nie potrzebowaliśmy przytulania, a starczyła nam nasza obecność. Mia leżała skulona w kłębek, oddychając coraz spokojniej, co znaczyło, że zasypia, a ja jeszcze chwilę patrzyłem w ciemność pokoju, by zasnąć w tempie ekspresowym.

Gdy się obudziłem, dziewczyna już dawno krzątała się po pokoju, więc gdy zobaczyła, że się ruszam, od razu złapała jakieś pudełko i nim poruszyła. W pierwszej chwili patrzyłem na nią zaspany, nie rozumiejąc, o co chodzi, aż przypomniałem sobie o telefonie. 

-Dlaczego to kupiłeś?

-Było przeczytać kartkę.

-Zrobiłam to i wiesz, o co mi chodzi.

-Bo wszystko zaczęło się ode mnie. Możesz potraktować to jako prezent z powodu pierwszej, lepszej okazji-odparłem. Mia pokiwała głową i usiadła obok mnie na zgiętej nodze.

-Ale nikt nie kazał mi w ciebie rzucać telefonem.

-A ja mogłem wyjść i cię nie denerwować. Gramy dalej?-brunetka spojrzała na telefon i się zamyśliła, przez co złapałem ją w pasie i pociągnąłem ze sobą na poduszki.-Prezent na urodziny.

-Jasne, a na urodziny kolejny.

-Ej, miała być niespodzianka-zrobiłem smutną i zawiedzioną minę, przez co Mia się uśmiechnęła.-Co dziś robimy? Jakieś zachcianki?-spytałem słabszym głosem, znów się kładąc.

-Kupimy pizzę-uśmiechnęła się, całując mnie w kącik ust.-Pojedziemy nad jezioro, rozłożymy się na plaży i ją zjemy. Później wrócimy do domu, a dalej nie wiem, co się stanie.

-Mmm, ja wiem-mruknąłem, jeżdżąc opuszkami palców po dole pleców dziewczyny.-Myślałem, że wymyślisz coś bardziej skomplikowanego, chociaż i tak mi się podoba. A do tego czasu co robimy?

-Poszukamy tego nowego domu, gdzie chcesz ze mną zamieszkać.

-Więc gdzie on ma być?

-Nie wiem. Z jednej strony bym chciała, żeby był blisko mojej mamy, ale z drugiej nie chcę zostawiać przyjaciół. Przerąbane-westchnęła. Chwilę leżałem obok dziewczyny, która na siłę wyduszała ze mnie każde słowo, więc gdy poszła do łazienki, od razu wykorzystałem chwilę, by zejść do kuchni i zrobić nam śniadanie. W trakcie szykowania nie wiedziałem, jak wynagrodzić Mii dotychczasowe sytuacje, które wynikały tylko i wyłącznie z mojej winy, aż wpadłem na pomysł wakacji. Zadowolony złapałem tackę i ruszyłem po schodach do pokoju. 

-Kocham cię, pamiętaj-skradłem jej całusa, siadając na łóżku. 

-Powtórz to.

-Kocham cię, kocham cię, kocham cię-powtarzałem, obcałowując każdy centymetr jej twarzy. Mia cicho się śmiała, leżąc pode mną, aż zakryła mi buzię ręką. Odsunąłem się, po czym zobaczyłem, jak bierze tackę i kładzie między nami.-Gdzie chcesz jechać?

-Zależy o co ci chodzi. Mówiłam ci już, że nie wiem, co chcę dziś robić...

-Miałem na myśli wyjazd na tydzień na jakieś wakacje-sprostowałem.-Trochę się ostatnio działo, a jakikolwiek dotychczasowy wyjazd był porażką. Więc gdzie?

-Nie, Louis-zaparła się, co nie było dla mnie zaskoczeniem.-Nie chcę, żebyś teraz wydawał pieniądze na moje zachcianki. Nie muszę nigdzie jechać.

-To moja zachcianka. Tylko na niej skorzystasz, dlatego mów, gdzie jedziemy-powtórzyłem po raz kolejny, jednak nim Mia zabrała głos, zdążyłem się odezwać.-Masz pięć sekund, albo sam wybiorę.

-Louis, zrobię się rozpieszczoną księżniczką.

-Mia, ale właśnie w tym rzecz, że masz być rozpieszczana, bo jak widzisz, jak na razie w twoim życiu jest przeciwnie-przedrzeźniałem ją. Brunetka ugryzła kolejny kawałek kanapki, przewracając oczami, po czym pokiwała przecząco głową.-Czas ci minął.

-Jestem przyzwyczajona do takiego życia-zaśmiała się, chociaż mi nie było do śmiechu, jeżeli chodzi o ten temat.-Skoro minął, to nie jadę. Nie zmusisz mnie do tego, nie?

-Wiesz, jesteś słodka, jak udajesz, że nie chcesz jechać, ale jak włączył się nam czarny humor, to ci powiem, że mogę znowu spowodować, że zaśniesz i obudzisz się na miejscu-uśmiechnąłem się zwycięsko, sięgając swój kubek z kawą, po czym złapałem kontakt wzrokowy z dziewczyną.-Czekam rozpieszczona księżniczko.

-Spadaj, Louis-mruknęła.-Chyba nie chcę wakacji na plaży, wolałabym jechać w jakieś góry.

-Dobrze myślisz. Wyłączę ogrzewanie w naszym pokoju, to się ode mnie nie odkleisz-mrugnąłem w stronę dziewczyny, ciesząc się, że w końcu zaczyna współpracować.-Na pewno góry?-Mia potwierdziła skinieniem głowy, na co poczochrałem jej włosy na czubku głowy, od razu się odsuwając.

-Louis!-krzyknęła, łapiąc poduszkę, którą we mnie rzuciła.

-Jak chcesz, to współpracujesz, skarbie-zaśmiałem się, jednak tym razem Mia zeszła z łóżka i ruszyła w moją stronę z kolejną poduszką. Nim się obejrzałem, dziewczyna zaczęła mnie nią okładać, jednocześnie nie dając sobie jej zabrać.-Lubię, jak jesteś taka agresywna.

-Ty nie widziałeś mnie agresywnej-uśmiechnęła się.

Kolejne uderzenie poduszki w moje ciało było już ostatnim, bo zwinnym ruchem złapałem ciało brunetki i przerzuciłem je przez ramię, by po kilku krokach zrzucić na łóżko. Usiadłem na niej, przygważdżając Mię do łóżka, po czym dałem nam chwilę na złapanie oddechu. 

-Świnia z ciebie-zaśmiała się. 

Pocałowałem dziewczynę, podpierając się na wyprostowanych rękach i ani razu nie pomyślałem o tym, żeby się od niej oderwać. Kocham się z nią całować, kocham czuć jej ciało tak blisko i kocham to, jak Mia mi pomaga samą obecnością. W ciągu kilku sekund poczułem, jak język brunetki zostawia mokry ślad na moim policzku, przez co zacząłem się śmiać. 

-I to miało mnie zmusić do zejścia z ciebie?

-Nie wiem-wzruszyła ramionami.-Próbuję wszystkiego, ale teraz daj mi dokończyć śniadanie. 

Wstałem z łóżka, spełniając prośbę dziewczyny. Sam spojrzawszy na godzinę, schowałem telefon do kieszeni i pocałowałem Mię w policzek tak samo jak wczoraj, a raczej dziś w nocy, gdy zmusiła mnie do zostania. 

-Do wieczora?

-Pamiętaj, że nie lubię owoców w pizzy-skrzywiła się. 

-I oliwek, wiem-uśmiechnąłem się.-Kocham cię, Mia. 

-Ja ciebie też-krzyknęła, gdy byłem już na korytarzu z uśmiechem wymalowanym na całej twarzy. 



 

 

CZYTASZ=KOMENTUJESZ

Rozdział jak widać dodany po pierwszej w nocy, więc nawet go nie sprawdzałam xd Ale że wyjeżdżam na kilka dni, stwierdziłam, że muszę się zmusić i go dziś dodać, żeby nie było długiej przerwy :D Miłego! I do następnego rozdziału!

niedziela, 7 sierpnia 2016

Rozdział 49

Louis POV*

 

Siedziałem w swoim fotelu, nie umiejąc odpowiedzieć sobie na pytanie, jaki byłem głupi, że zgodziłem się na takie coś. Cholera wie, czy Mia by mi wybaczyła i czy w ogóle by chciała mnie wysłuchać. Przeczesałem swoje włosy, nawilżając językiem wargi, gdy usłyszałem, że ktoś wszedł do biura i grzebie coś na półce, jakby był u siebie.

-Wiedziałem, że jesteś mądry, Louis-ten głos, ten cholerny głos, który doprowadza mnie do szału.

-Jak skończyłeś, możesz już zniknąć-odparłem, nie odwracając się.

-Oj, nie obrażaj się. To co się stało, już nie wróci. Jesteś praktycznie dorosły, zacząłeś myśleć i z tego co widzę, zmądrzałeś, jeżeli chodzi o rodzinę tej dziewczyny.

-Ona nie była jak jej ojciec-odparłem, przełykając gulę w gardle. Mówienie, że Mia nie żyje, jest najgorszą rzeczą, jaka kiedykolwiek mi się przytrafiła.

-Myśl realnie, synu. Mogę się założyć, że wpajał jej wszystko od małego i jak oboje skończyli? Właśnie. Zasłużyli na to, długi tego dupka same by się nie spłaciły,a innego rozwiązania nie widziałem.

-Ty nie widziałeś-parsknąłem.-W tym problem. Tylko ty nie widziałeś-powiedziałem, nie mając już żadnej ochoty na okazanie złości, chociaż buzowała ona w moim ciele od początku dnia.-Mogliśmy to rozwiązać inaczej, ale jak zawsze ty masz tylko jedno wyjście. 

-No i jakie wyjście wymyśliłeś? Skoro tak bardzo kochałeś tą małą szmatę, to pozwoliłbyś, żeby pracowała jako prostytutka? To jest niemożliwe, żeby nawet w ten sposób nam się odpłaciła. Chyba, że przy okazji by przychodziła do mnie w niektóre noce-zaczął się śmiać pod nosem, swoim popierdzielonym, władczym głosem, a ja patrzyłem na szafę przed sobą, w której mieściła się broń, idealna do użycia w tym momencie. Ile problemów by to rozwiązało, ale również ile nowych ze sobą przywlekło.

-Przestań tak o niej mówić! Skoro jej nie ma, to daj już kurwa spokój całej sprawie!

-Nie dam, a wiesz dlaczego? Bo ich śmierć spłaciła długi, ale nie dostanę już pieniędzy, które przepieprzył na swoje zachcianki. A co do tej kochanej Mii-jak widzisz, jednak nie uroniłeś nawet łzy, odkąd jej nie ma. Tak ją kochałeś?

-Zamknij się.

-Nic już nie zrobisz, a nadal żyjesz?! Czyli jednak nie była ważna, była dla ciebie nikim.

-Była najważniejsza, dlatego nie wiem, po jaką cholerę Styles nagadał jej takich rzeczy, nim odeszła! Po co jej dogadywał, że jej nie kochałem, skoro tak nie było?! I kluczowe pytanie, po co ty kazałeś mu to zrobić!-krzyknąłem, wstając z fotela.

-Nie miałem z tym nic wspólnego. Sam to chciał powiedzieć. Z resztą lepiej, że odeszła, wiedząc prawdę o tobie, niż miałaby się wiecznie męczyć ze zgubną nadzieją-wycedził, patrząc mi prosto w oczy. Wkurzyłem się, naprawdę się wkurzyłem, nie wiedząc, co ze sobą począć.

-Nie wierzę ci-syknąłem.-Nie wierzę w żadne twoje słowo. Jesteś fałszywym gównem.

-Tak czy siak-zaczął, nawet się tym nie przejmując. Ludzie, dlaczego to mi trafił się taki ojciec?!-Wszystko znów jest dobrze i to dzięki tobie, synu. Nie myślałem, że kiedyś się jeszcze dogadamy, chociaż od zawsze musiałem naprawiać twoje błędy.

-Błędem to jesteś ty.

-Błędem była Mia i to że ją zaślepiłeś. Ty i miłość-parsknął, odkładając jakąś książkę na regał.-Jak chcesz, możemy zrobić tak, że wyprawimy normalny pogrzeb, chyba że już leży gdzieś pod ziemią.

Pokonałem szybko odległość, która nas dzieliła i przyparłem go do ściany, widząc, że chyba pierwszy raz to on poczuł przede mną respekt, a nie to ja starałem się nie okazywać strachu. Nie chcę już ani chwili rozmawiać o Mii, bo będzie to najgorszy temat do końca mojego życia.

-Zamknij już ten cholerny pysk i po prostu wypieprzaj. Zniszczyłeś jej życie, zniszczyłeś moje, to teraz zamknij drzwi od mojego domu i już nawet nie wracaj-wywarczałem, by od razu dać spokój i wyprostować swoją bluzkę. 

-Nie zamierzam, chyba że po raz kolejny mnie zmusisz-westchnął.-A i pamiętaj, nie chcę słyszeć, że spotkałeś się z kimkolwiek, kto jeszcze żyje z tamtej rodziny, bo będziesz miał przesrane.

Złapał swoją kurtkę, po czym wyszedł, poprawiając kołnierz. Zatrzasnąłem drzwi za mężczyzną i wkładając ręce do kieszeni, podszedłem do okna, by upewnić się, że odjechał. Przed domem rozległ się charakterystyczny dźwięk zapalania samochodu, po czym czarna plama, którą tworzył, zaczęła stopniowo znikać w oddali. Przymknąłem na chwilę oczy, przypominając sobie wszystko co tu powiedziałem. Łzy-łzy były dobrą opcją, jednak nie chciałem być pizdą. Potarłem kark, wahając się przed tym, co mam teraz zrobić. Telefon w mojej kieszeni wibrował od jakiegoś czasu, a ja wiedząc kto to, nie chciałem odebrać. Nie byłem na to gotowy, więc wyłączyłem go i wyszedłem za zewnątrz, żeby na chwilę oderwać się od wszystkiego. Jak zawsze potrzebowałem pomocy, po którą wstąpiłem do najbliższego sklepu. Później szło już z górki, dotarłem na stare trasy wyścigowe, gdzie do dziś Zayn nielegalnie się ściga i powoli jechałem, biorąc łyk za łykiem Whiskey. Alkohol za każdym razem palił mój przełyk, co za każdym razem skutkowało tym samym-chciałem więcej. Opanowałem się jednak do tej jednej, jak na mnie niedużej butelki, chociaż w tym momencie złamałem zasadę daną Mii, że nie będę się zapijał. Z resztą na tę chwilę nie ma to już nawet sensu. Po kolejnym łyku, zaczynałem powoli tracić nad sobą kontrolę, a musiałem jeszcze dotrzeć do domu. Odłożyłem butelkę na siedzenie obok i nakręciłem, by znów wrócić na główne ulice. W międzyczasie włączyłem telefon, gdzie czekało na mnie pełno nieodebranych połączeń. W skrócie mam przesrane. Dopiłem do końca butelkę, po czym wysiadłem, biorąc ją ze sobą.

-Nie nawaliłem się, wszystko wiem-powiedziałem,widząc, jak Niall wyszedł, zapewne chcąc zobaczyć, w jakim jestem stanie.-To była jedna butelka.

-Jedna-mruknął.-Na ciebie szklanka to za dużo, bo się na niej nie skończy.

-Nie przesadzaj-jęknąłem, zdejmując buty.

-Co ty właściwie odwalasz, co? Najpierw układasz plan, a później to my musimy go ratować, żeby nic się nie wydało.

-Ale jest dobrze-bąknąłem, przeciągając się. Momentalnie zrobiłem się senny, jednak gdy doszło do mnie, co powiedział Niall, odwróciłem się. Chłopak zrobił głupią minę, kiwając głową.-Twój staruszek podjechał w odwiedziny do starego domu Mii, zgadnij kto tam był?!

-Zabraliście ją, powiedz, że się nie widzieli.

-Może zacznijmy od tego, że Mia nadal się nie obudziła i leży w domu Layli, bo razem z chłopakami odwróciliśmy uwagę tego debila, a ty może na następny raz zajmij się swoją częścią,a nie wiecznie robisz to samo, myśląc, że się nic nie stanie.

-Kurwa, przepraszam-jęknąłem, pocierając skroń.-Miałem dosyć grania, że ona nie żyje i miałem dosyć słuchania o tym, jak ją oszukiwałem, że ją kocham. Wypominał mi wszystko, rozumiesz?! Aż doszedłem do momentu, gdzie wyobraziłem sobie, że jej serio nie ma.

-To już nie moja wina, że Styles sobie pozwolił na takie dogadywanie Mii i to jeszcze w takiej chwili. Od początku mogłeś go ogarnąć, bo jakoś Layli do dziś nic nie robi.

-Bo po prostu się uczepił Mii, nic na to nie zrobię-warknąłem.

-Weź już zniknij, człowieku.

Tak samo zdenerwowany jak blondyn, ruszyłem w przeciwną stronę bijąc się myślami, czy właściwie kiedykolwiek Styles odwali się od mojej księżniczki. Rozebrawszy się, wskoczyłem do łóżka, nadal czując lekkie zawroty głowy, które nie pomagały mi w zaśnięciu. Po pewnym czasie, gdy już myślałem, że spokojnie zasnę, za każdym razem budziłem się spocony, myśląc, że Mii naprawdę już nie ma. Sam cierpię, na czymś co nie powinno wywoływać takich skutków, przecież ona żyje. Na końcu odechciało mi się spać i po prostu leżałem, wpatrując się w czerń pokoju. W ciągu całej nocy nie przespałem choćby trzech godzin, co wyssało ze mnie wszelkie siły. Jedyną rzeczą, która mnie podtrzymywała, to myśl, że muszę zobaczyć się z Mią. Dlatego szybko wyszedłem z łóżka i wziąłem kąpiel, która trochę mnie rozbudziła. Nie mając ochoty na śniadanie, złapałem banana ze stołu i zjadłem go po drodze. Wysiadłem z samochodu krótko po dziesiątej, niepewnie idąc w stronę drzwi.

-Hej-niechętnie odparła Layla.

-Słuchaj, wiem, że nie jesteś moją fanką w ostatnim czasie, ale...

-Może zamiast pogarszać swoją sytuację, po porostu idź do niej i módl się, żeby cię nie zabiła.

Skrępowany jej słowami, wahałem się chwilę nad zadaniem kolejnego pytania, lecz w końcu ruszyłem do pokoju, gdzie zawsze spała Mia. Wziąłem wdech, po czym otwarłem drzwi, by zobaczyć Mię, która leżała na łóżku. Słysząc hałas, podniosła się i widząc, że to ja, zmarszczyła brwi.

-Wyjdź stąd-warknęła, odrzucając kołdrę.-W sumie jestem zdziwiona, że masz odwagę tu przyjść.

-Mia, ale ja...

-Wypierdalaj, Louis! Jesteś porąbany, nie wiem, czego się mam po tobie spodziewać. Mam tego wszystkiego dosyć!-krzyknęła, jednak gdy ja po raz kolejny chciałem się odezwać, dziewczyna wpadła w jakąś furię i rzuciła we mnie poduszką, gdy jednak nie dało jej to upustu emocji, w nerwach złapała swój telefon. Uniknąłem go, robiąc krok w prawą stronę i trochę się schylając, jednak telefon po spotkaniu ze ścianą, posypał się po podłodze.

-Mia, przepraszam. Daj mi wszystko powiedzieć.

-Nie chcę cię słuchać!-wstała z łóżka i do mnie podeszła.-Nie chcę słyszeć nawet słowa od ciebie, jesteś tyle samo wart, co Styles! Takie same debile i gnojki, co myślą o sobie.

-Ja pierdolę, Mia...

-Nawet nie wypowiadaj mojego imienia!-po raz kolejny mi przerwała, odpychając moje ciało od siebie. Co sekundę czułem, jak jej pięści okładają mnie bez namysłu.-Zabije cię. Zabiję cię za wszystko, co mi zrobiłeś.

-Przepraszam-tym razem to ja krzyknąłem, myśląc, że ją uciszę, ale jedynie pogorszyłem sytuację.

-Całe to pierdzielenie, czy ci ufam, czy cię kocham, czy ci wybaczę! Po cholerę to było?! Dla zmyłki, to mogłeś powiedzieć, żeby Styles mnie zagadał, mimo że i tak już swoje powiedział. Słyszałam wszystko, co wtedy wyszło z jego ust, miałam jeszcze na tyle świadomości, żeby to zapamiętać-wyrzuciła z siebie na jednym tchu, łamiąc po drodze głos. Dziewczyna opierała się, zamykając oczy, jednak jej charakter wygrał i po chwili zobaczyłem pierwsze łzy na policzku.-To boli. To wszystko nie ma sensu, ty nie masz sensu, ta cała wasza banda, czy jak to nazywacie siada mi na psychice, rozumiesz? Raz za razem mnie przez to poniżasz lub ranisz, a w mojej głowie nigdy to nie znika.

-Mia, daj mi coś powiedzieć, a nie ciągle przerywasz.

-Nie, to ty mnie słuchaj. Nie będę już tego tolerowała, bo znam swoje granice. Za dużo już zrobiłam, a wczoraj przeszedłeś samego siebie, nie mówiąc mi o niczym. Co ja miałam myśleć, skoro osoba, której ufałam najbardziej, usypia mnie i nie wiem, co chce zrobić?! Jeszcze twój durny, kochany przyjaciel. Po prostu mnie zostaw, bo chcę zadzwonić do mam...-zatrzymała się w pół zdania, patrząc na podłogę. Nie dość, że na jej policzku łza goniła łzę, to Mia przyklękła nad podłogą i zobaczyła swój telefon w częściach. Usiadła po turecku, po czym wyrzuciła wszystko znów na
ziemię, załamując się jeszcze bardziej. Ok, nie tak miało to wszystko wyglądać.

-Dam ci czas, skoro nie chcesz mnie teraz widzieć, ale naprawdę zadzwoń, to przyjadę i ci wszystko wytłumaczę-mruknąłem, nadal nie zmieniając swojej pozycji.-Przepraszam jeszcze raz i nie zapomnij, że od początku nie chciałem ci nic zrobić.

Wyszedłem z domu Layli, od razu sprawdzając wiadomości, jakbym oczekiwał, że Mia każe mi wrócić. Nawet po powrocie do domu, miałem ciągle brak jakiegokolwiek znaku, aż dałem sobie spokój. Muszę dać jej czas. Gdybym sam był w takiej sytuacji i tak nie byłbym tak spokojny jak ona, chociaż i tak już mi pokazała, że jest wkurzona. Jeszcze ten telefon, który można powiedzieć rozwaliła przeze mnie. Zadzwoniłem do Nialla z prośbą, żeby podjechał do galerii i kupił mi nowy, sugerując, żeby nie kupował żadnego gówna. Wróciwszy po dwóch godzinach, dał mi go, a ja od razu zaniosłem telefon do samochodu, żebym nie zapomniał go ze sobą zabrać.

-Nawet nie pytaj-mruknąłem.

-Domyślam się-odpowiedział.-Jednak dobrze, że zostawiliśmy was samych.

-To i tak nie zrobiłoby różnicy. Nie chciała mnie słuchać, więc powiedziałem, że dam jej czas.

-Na szczęście mamy już spokój. Niech inni zajmują się naszą działką, bo ja już do tego nie wrócę. Wolę to życie teraz, gdzie mam więcej czasu dla Layli i się nie kłócimy.

-Ja to bym chciał wrócić do walk, ale Mia nawet nie chce o tym słyszeć-westchnąłem.-A przecież od razu nic mi się nie stanie, z resztą zawsze wyzdrowieję.

-No, ale postaw się na jej miejscu. Jakby to ona miała ciągle chodzić i okładać się z innymi laskami, które mogą skopać jej tak dupę, że nie wstanie przez rok-odparł.-Chociaż rozumiem też ciebie.

-Jasne-mruknąłem.-Sorry, ale muszę lecieć do Zayna, bo chciał pogadać-wskazałem na drzwi, po czym wymusiłem słaby uśmiech, sprawdzając swój telefon.

Blondyn kiwnął głową, a ja wyszedłem, żeby porozmawiać z Zaynem, który aktualnie siedział w swoim pokoju. Wszedłem do niego, kodując, że od dawna tu nie byłem, a przecież kiedyś wiecznie przesiadywałem noce w tych czterech ścianach i grałem z Malikiem w Fifę. Tym razem nie było inaczej, siedział oparty o łóżko, trzymając pada w ręce, a drugą rękę zanurzał w paczce chipsów. Usiadłem obok, biorąc drugiego pada do ręki, po czym chłopak włączył grę od nowa.

-Chciałeś o czymś pogadać.

-Wczoraj, gdy cię wywiało, mieliśmy z chłopakami spotkanie.

-I?-uniosłem brwi, patrząc na Zayna.

-Razem stwierdziliśmy, że to wszystko jest nam niepotrzebne. Po co nam sala kinowa, skoro siedzimy praktycznie ciągle w pokojach lub salonie. Po co nam sala gier, z której najczęściej korzystamy tylko w czasie imprez i nawet wtedy nie zawsze. Zmierzam do tego, że nie będziemy przecież wiecznie siedzieć razem w jednym domu, jakbyśmy byli pedałami lub porównywani do tych, co siedzą przez całe życie z rodzicami. Chcemy sprzedać ten dom, sprzedać resztę rzeczy, co nam została po współpracy z handlarzami i oczywiście pozbyć się broni. Pieniędzy będzie dużo, a dojdą jeszcze te za dom. Podzielimy się nimi, każdy kupi sobie swoje małe mieszkanie. Ty masz Mię, Niall ma Laylę, ja poznałem ostatnio dziewczynę-uśmiechnął się, przez co i na mojej twarzy pojawił się uśmiech.-Jedynie nie wiadomo co z Harrym i Liamem, ale oni sobie sami poradzą. Więc pytanie-wchodzisz w to?

-Szczerze? To najlepsza informacja dzisiejszego dnia-odparłem.-Mogę stąd wyjechać nawet dzisiaj.A co do tej dziewczyny? Jaja sobie robisz, czy na serio jakąś poznałeś?

-Poznałem debilu-fuknął, udając urazę.-Na początku nie powiem, opierała się.

-Zmusiłeś ją-zaśmiałem się.

-Słuchaj, spodobała mi się, okey? A jeżeli kogoś kochasz, to masz o niego walczyć, bo ktoś inni zajmie twoje miejsce i co? I wczoraj zadzwoniła, że mam do niej przyjść, bo musi z kimś porozmawiać. Nie wybrała przyjaciółki, rodziców, tylko mnie. Z resztą wiem, że coś do mnie czuje.

-No okey, już nic nie mówię-po raz kolejny zaśmiałem się pod nosem.

Przesiedziałem z Zaynem całe popołudnie, przypominając sobie, jak dobrze się kiedyś bawiliśmy. Gdy wyłączył grę i zaczął sprzątać puste paczki z ziemi, które zostawiliśmy, ja wstałem i zniosłem puste butelki od soków do kuchni. W tym samym czasie poczułem, że moja kieszeń wibruje. Wyciągnąłem telefon, całkowicie zapominając o umowie z Mią i zdziwiłem się, widząc na wyświetlaczu ''Layla''. Dopiero po kilku sekundach zrozumiałem swój błąd. Kazałem Mii zadzwonić do mnie, wiedząc, że rozwaliła telefon. Puknąłem ręką w czoło, po czym przeczesawszy włosy, poszedłem do samochodu. Spieszyło mi się, by zobaczyć Mię, póki nie doszło do tego, że musiałem wejść do domu. Wszedłem do środka bez pukania, jak to miałem w zwyczaju, gdy byłem akurat pod tym adresem i przechodząc obok salonu, zobaczyłem, jak Niall przytula Laylę i delikatnie gładzi ją po brzuchu, który był już dość widoczny. Pokonawszy szybko schody, wpadłem do pokoju, jednak nigdzie nie było Mii. Odłożyłem więc telefon na łóżko, wiedząc, że zobaczy go, jak mnie już nie będzie i wyszedłem na balkon. Spojrzałem odruchowo w dół, po czym się uśmiechnąłem. Mia leżała na kocu, oglądając niebo. Wróciłem do pokoju, by wziąć coś dla siebie, gdybym chciał się położyć i wyszedłem do ogrodu za domem.

 

 

 

 

 

CZYTASZ=KOMENTUJESZ 

Kolejny rozdział...mam nadzieję, że długo utrzymałam was w napięciu i pytaniu, czy Mia żyje, czy raczej coś się jej stało. Jak się okazuje, Louis nie jest taką świnią :D Co do moich błędów, które się pewnie pojawiły---->wybaczcie mi je :/ Wykorzystam wakacje i wolny czas do końca, więc mimo że będę często wyjeżdżać, postaram się częściej dodawać rozdziały, choćby raz na tydzień, a może i częściej :3 

poniedziałek, 1 sierpnia 2016

Rozdział 48


Stałam i rozmawiałam z jakimś chłopakiem, którego imienia nawet nie pamiętam, jednak dalej myślałam o Louisie. Zmieniłam zdanie-chcę wrócić do domu i spędzić resztę dnia z chłopakiem. Mam w dupie Harrego i Liama, mam w dupie to, co ma się stać, po prostu najlepiej skończyć tę sprzeczkę, nim rozpęta się prawdziwa kłótnia między nami.

-Halo, słuchasz mnie?-szatyn pomachał mi przed twarzą ręką, a ja ocknęłam się, mrugając intensywnie oczami. Na twarzy chłopaka pojawił się duży uśmiech, po czym wypił do końca piwo ze szklanki.

-Tak, słucham-potwierdziłam skinieniem głową, jednak nie wiedziałam nawet, jakie było ostatnie słowo, które wypowiedział. Chłopak uniósł jedną brew, śmiejąc się, gdy podeszła do niego jakaś szatynka.

-Musimy lecieć-rzuciła, cmokając go w policzek.-Albo czekaj, jeszcze na chwilę pójdę do reszty-dodała szybko, znikając za drzwiami. Spojrzałam zdziwiona na chłopaka, który wzdrygnął ramionami, uśmiechając się. Czyli u nich to normalne.

-Więc może powtórzę, co mówiłem. Widzę, że między tobą a Lou jest napięcie.

-Chwilowe, po dzisiejszym poranku-tym razem to ja wzdrygnęłam ramionami.

-To was dopinguję, żeby wam minęło-mrugnął, śmiejąc się.

Chłopak odepchnął swoje ciało od blatu i po kiwnięciu mi na pożegnanie, wyszedł. Westchnęłam pod nosem z dwóch powodów. Raz-dlaczego oni tak zaczynają rozmowę i tak szybko ją kończą, dwa-zostałam sama. Z jednej strony poszłabym i poprosiła Louisa na osobność, ale z drugiej niech to on pokaże, że mu zależy. Czekałam na niego, wiedząc, że w końcu przyjdzie czas, gdy będziemy musieli jechać, a wtedy on będzie musiał zrobić pierwszy krok. Przez moje myśli, nie usłyszałam, jak brunet wszedł do pomieszczenia, całkowicie psując mój pomysł na zakończenie tego dnia. Dopiero jego słowa przywróciły mnie do rzeczywistości, która nie była już kolorowa.

-Przyzwyczajasz się do samotności?

-Ty za to bardzo starasz się mnie zdenerwować-mruknęłam.-Wiem, że będziesz zły, ale moglibyśmy już wrócić do domu?-spytałam powoli, jakbym bała się jego reakcji. Ale właściwie dlaczego?

-Bo?

-Bo mam już w dupie Harrego i Liama, chcę się w końcu usiąść i oglądnąć jakiś film-odparłam, obserwując zachowanie chłopaka.-Z tobą oczywiście. Nie chcę znów czuć tego, co czułam przez ostatni czas, gdy odszedłeś.

-Ja nie odszedłem-poprawił mnie niemal natychmiast.

-Dobra, wiadomo, o co chodzi. Wrócimy? Proszę-jęknęłam, wstając z krzesła.

Louis westchnął, jednak wyprostował się i po odszukaniu w kieszeni swoich kluczyków, zakręcił nimi na palcu i złapał w garść. Nic nie powiedział, co traktowałam jak moje małe zwycięstwo, że znów nie musieliśmy się kłócić. Powoli szłam za nim, słysząc dokładnie jego słowa, które skierował do przyjaciół na pożegnanie. Ja się nawet nie odezwałam. Wsiadłam po prostu do samochodu, zapięłam pas, po czym skierowałam swój wzrok na obraz za oknem. Nie powiedziałam już ani słowa w stronę chłopaka przez całą drogę. Myślałam, że jest dobrze, więc nie musimy rozmawiać, jednak gdy zatrzymaliśmy się na podjeździe przed domem, a ja chciałam wyjść z samochodu, Louis jednym wciśnięciem przycisku, zamknął wszystkie drzwi.

-Przestań się tak zachowywać-powiedział, opierając się o kierownicę.

-Niby jak?

-Raz się zachowujesz, jakbym chciała cię pobić i wyglądasz na wystraszoną, a za drugim, jakbyś mnie nie znała. I nie, nie mów mi przepraszam-wyprzedził mnie, nim zdążyłam otworzyć usta.-Harrego nie będzie w domu, reszta pewnie siedzi w swoich pokojach, jeżeli sami gdzieś nie wyszli.

Kiwnęłam jedynie głową, chociaż i tak miałam wrażenie, że  z moich ust wydobył się jęk ulgi. Teoretycznie sami w domu. W końcu dobra informacja dzisiejszego dnia. Po krótkiej wymianie zdań z chłopakiem, otwarł mi drzwi, przez co mogłam wyjść i pójść do domu. Pierwszy raz zdarzyło mi się, że wchodziłam do niego niepewnie. Nie powinnam się tak czuć, jeżeli dalej mam mieszkać tu z Louisem. Zdjąwszy buty, od razu poszłam do jego pokoju, po drodze mijają Zayna. Posłał mi spojrzenie, które jakby wyrażało przeprosiny, przez co zmarszczyłam brwi. Nie zdążyłam zadać pytania, o co chodzi, bo zniknął za drzwiami od swojej sypialni, a wiedziałam, że nie mogę tego tak zostawić. Przebrałam się w jakąś luźną bluzkę i krótkie spodenki, gdy po kilku minutach dołączył do mnie Louis. Sam zrzucił z siebie ubranie, zostawiając jedynie spodnie dresowe. Co jakiś czas na niego spoglądałam, nie widząc z jego strony jakiegokolwiek zainteresowania. Fuknęłam pod nosem, obracając się w stronę łóżka, jednocześnie wiążąc włosy w kucyka, gdy poczułam na biodrach jego ręce. Skończywszy wiązać włosy, położyłam swoje dłonie na jego i odchyliłam głowę. Louis dobrze wiedział, o co chodzi, więc złączył swoje usta z moją szyją.

-Dowiem się kiedyś, co się wydarzyło?

-Kiedyś pewnie tak-mruknęłam, zaciskając uścisk na dłoni chłopaka.

-Mia, nie mam sił na twoje zabawy. Powiem ostatni raz-co się stało?!-wyrzucił z siebie.

Odwróciłam się, żeby spojrzeć na jego twarz, która jednocześnie wyrażała zdenerwowanie i rezygnację. Przygryzając wargę, zgasiłam światło, by jedynie telewizor oświetlał pokój, po czym pociągnęłam go na łóżko.

-Przyszedł do mnie w nocy, jak ciebie nie było w pokoju-zaczęłam niepewnie, układając się obok chłopaka.-Może zacznijmy od tego, gdzie byłeś?

-Cały czas w domu. Zszedłem na dosłownie dziesięć minut do kuchni.

-O dziesięć za dużo-stwierdziłam.-W każdym razie przyszedł i powiedział, że wczorajsza sytuacja to moja wina, bo jak to stwierdził-gdybym poszła do pokoju i nie stała jak ciota, to i twój ojciec by od razu wyszedł bez żadnej bójki z tobą. Dodał jeszcze, że mam dwa dni na zniknięcie. Miło, prawda?-uniosłam brwi.-To chciałeś usłyszeć? Oczywiście mówię o skróconej wersji. Dłuższa ma trochę więcej wyzwisk i z resztą nie chcę już o tym mówić.

-Nie zawiniłaś w niczym i co najważniejsze-nie ma żadnych dwóch dni na zniknięcie, rozumiesz?-Louis złapał moje policzki i podniósł głowę tak, by była na wprost jego twarzy.-Nie on tu decyduje i nie on rządzi moimi uczuciami-dodał. Złączył nasze usta, stopniowo pogłębiając pocałunek. Czułam się dobrze, będąc z nim sama. Dawał mi poczucie bezpieczeństwa i tego, że komuś na mnie zależy bardziej, niż mi się zdaje.

-Ale ja tak myślałam, że może faktycznie by było lepiej, jakbym zamieszkała w moim starym domu. Nie został przecież jeszcze sprzedany-powiedziałam, jednak nie wiedziałam, że wywoła to taką reakcję u Louisa. Odsunął się gwałtownie, jakbym go czymś poraziła i spojrzał na mnie oczami, które trochę pociemniały ze złości.

-Skończ, Mia! Nie będziesz mieszkała w żadnym jebanym domu, gdzie wszystko będzie ci przypominało o ojcu i tym co ci robił! Zostajesz tutaj-wywarczał, starając się opanować swój głos.

-Kochanie, proszę-jęknęłam, gramoląc mu się na nogi.-Przecież będziemy się widzieć codziennie.

-Nie, przestań mnie namawiać, bo nic ci to nie da. Masz nadal koszmary i słabsze dni, kto ci wtedy pomoże, co? Będziesz sama, a nikt nie chce byś sam, nie mieć się do kogo odezwać. Ześwirujesz w końcu. 

-Ale...

-Przymknij buzię-odparł chłodno, zakrywając mi usta.-Wymyślasz dzisiaj, Mia. Zaraz zacznę myśleć, czy ty nie chcesz na serio mnie zostawić.

-Jezus, nie chcę. Kocham cię cholernie mocno, ale widzę, że za dużo tu namieszałam. Daj mi tylko...

-Nie-po raz kolejny usłyszałam ostry ton głosu chłopaka.

Spojrzałam na niego z grymasem wymalowanym na twarzy, na co nie zareagował i włączył film. Oparłam głowę na poduszce, nadal myśląc, jak namówić Louisa na mój pomysł. Wiedziałam, że będzie nieugięty, ale nie, że aż tak bardzo. Przysunęłam się bliżej chłopaka, by móc się przytulić, gdy on wyprzedził mnie i zamknął moje ciało w swoich ramionach. Uśmiechnęłam się. Będę zawsze to powtarzała i nie znudzi mi się nigdy myśl, że Louis jeszcze rok temu chciał mnie dosłownie zabić, a teraz nie chce mi pozwolić opuścić tego domu.

-Mia, jesteś zła?

-Nie-odpowiedziałam zdziwiona takim pytaniem.

-Nie wiem, po co ci to potrzebne, ale...-zamilkł na kilka sekund, po czym dodał.-Jedyne gdzie możesz mieszkać to dom Layli. Nigdzie więcej ci nie pozwolę.

-Dziękuję, jesteś kochany-na mojej twarzy pojawił się chyba największy uśmiech dzisiejszego dnia, gdy przytuliłam Louisa, praktycznie się na niego rzucając. Brunet splótł swoje dłonie na moich plecach i bez słowa dalej oglądał film, który jak dla mnie był nudny. Co jakiś czas czułam, że całuje mnie w głowę lub bawi się włosami, co odrywało mnie od rzeczywistości.

-Ten film był nudny i to bardzo-stwierdziłam, widząc, jak Louis przełącza kanał.

-Był zajebisty, nie znasz się.

-Ej, to ty wybierasz filmy, które albo są horrorami, albo przypominają jakiegoś pornosa.

-Ooo na pewno nie. W tym filmie nie było ani jednej takiej sceny.

-Wow, jeden wyjątek-zaśmiałam się sarkastycznie.

Louis w jednej chwili zrzucił mnie z siebie i przygniótł do łóżka swoim ciężarem, nie dając mi przestrzeni, bym mogła się ruszyć. Zbliżył się do mnie, po czym cmoknął mnie szybko w nos i delikatniej musnął moje usta, jednak gdy ja chciałam, byśmy dalej się całowali, ciągle się odsuwał.

-Louis!-warknęłam, wywołując u niego cichy śmiech.

Gdy po raz kolejny w ostatniej chwili jego usta oddaliły się od moich, uderzyłam chłopaka w ramię. Uśmiechnął się, ciągnąc mnie za ręce tak, że usiadłam i w końcu normalnie mnie pocałował. Przeczesałam ręką włosy Louisa, po czym położyłam ją na karku chłopaka. Co jakiś czas na chwilę odrywałam się od niego, żeby nabrać powietrza, gdy on w tym czasie dalej składał na moim policzku pocałunki.

-Kocham cię.

-Niedosłyszałam-mruknęłam.

-Kocham cię-powtórzył, odsuwając się.-Chodź, przejdziemy się.

Louis pociągnął mnie za ręce w górę, gdy ja spojrzałam odruchowo na okno i zobaczyłam, że na dworze nie panuje pogoda, którą bym sobie życzyła i jest już ciemno. Mimo to bez marudzenia założyłam na siebie bluzę i spodnie, po czym otwarłam szafę i wyciągnęłam swoje Nike. Wsunęłam je na stopy, gdy usłyszałam, jak Louis szepcze coś na korytarzu, jednak jego głos był tak cichy, że czasami zanikał i miałam podejrzenia, że po prostu mi się zdawało. Wyszedłszy na korytarz, zobaczyłam go samego, więc utwierdziłam się w przekonaniu, że to tylko głupie wrażenie.

-Zawsze mi wszystko wybaczysz?-spytał, otwierając mi drzwi.

-Zależy co zrobisz i dlaczego o to pytasz?

-Od tak-wzdrygnął ramionami.

Zdezorientowana złapałam jego dłoń w swoją, jednak ścisnął ją bardziej niż zawsze. Odchrząknęłam, na co od razu zareagował, rzucając przepraszające spojrzenie. Nie podobało mi się to, jak Louis w ciągu kilku minut potrafił się spiąć. Wsunęłam swoją rękę całkowicie w bluzę, czując delikatny powiew wiatru, jednak nie mogłam wyrzucić z głowy szepczącego Louisa, przez co musiałam zadać to pytanie:

-Z kim szeptałeś na korytarzu?

-Z nikim, zdawało ci się-odparł, uśmiechając się.

-Nie rób ze mnie głupiej-w moim głosie wyczułam nutkę niepewności, jednak dalej męczyłam chłopaka pytaniami.-Więc dlaczego szeptałeś? Coś przede mną ukrywasz?

-Nie...dobra-westchnął.-Rozmawiałem z Harrym, nic przed tobą nie ukrywam, była to zwykła rozmowa, a to że nie darliśmy się na cały dom, nic nie znaczy.

-Jakoś myślę inaczej.

-Myślisz źle-stwierdził, całując mnie w skroń.

-A twoje zachowanie? Co chwila mówisz, jak mnie kochasz, wyciągasz mnie na spacer, a najcieplej nie jest, ściskasz jakbym miała zniknąć. Co się dzieje, Louis?!-mruknęłam, luzując trochę uścisk jego ręki na moim biodrze.

-Nic nie jest. Jak ci takie rzeczy nie pasują, to mogę przestać. Gdy się kłóciliśmy, było źle, teraz też jest źle. To co ja mam robić?-stanął i skrzyżował ręce na klatce.

-Wiesz, że nie o to chodzi. Ty coś ukrywasz.

-A ty wmawiasz sobie rzeczy, które nie mają miejsca-odgryzł się.

Przewróciłam oczami, wkładając ręce w bluzę i ruszyłam do przodu, wiedząc, że Louis idzie obok.

-Przepraszam-wyrecytował, zatrzymując mnie. Odwróciłam się i widząc, jak rozłożył ręce, przytuliłam się, po czym od razu poczułam ciepło jego ciała.-Zrobiłem się trochę natarczywy, ale ja cię kocham, Mia i chcę, żebyś o tym wiedziała. Z Harrym rozmawiałem na temat mojego ojca i tyle.

-Nie szło tak od razu?

-A mogę zadać jeszcze jedno pytanie?-powiedział z pełną powagę, na co lekko zmarszczyłam brwi, ale kiwnęłam głową, czekając, co usłyszę od chłopaka.-Ufasz mi bezgranicznie, że nigdy bym cię nie skrzywdził?

-No wiesz, chciałeś mnie zabić-zaśmiałam się, patrząc na Louisa, który sam się lekko uśmiechnął.

-Wiesz, że bym tego nie zrobił. Od początku mnie coś powstrzymywało, ale odpowiedz mi na pytanie.

-Jezus, Louis, tak ufam ci, że mi nic nie zrobisz. Kocham cię i ci wybaczę każde głupstwo, jeżeli będzie na odpowiednim poziomie-uśmiechnęłam się i podeszłam do chłopaka.

Louis przyciągnął mnie do siebie i pocałował po raz kolejny tak, jakbym miała zniknąć. Oderwałam się od niego praktycznie siłą, bo ciągle mnie przy sobie trzymał, ale nic nie powiedziałam, tylko złapałam jego rękę i odwróciłam się, by wracać już do domu. Leniwie stawiałam krok za krokiem, patrząc w dół i wciskając dłonie jak najgłębiej w kieszenie, gdy nawet nie wiem kiedy, a zorientowałam się, że Louis gdzieś zniknął, a zamiast tego przede mną stanął Harry.

-Czemu Louis mnie zostawił?-powiedziałam, czując niepokój, jednak na twarzy lokowatego debila zobaczyłam tylko uśmiech.-O czym rozmawialiście na korytarzu?

-Wiesz, to że Louis cię nie zabił na początku, nie znaczy, że nie zrezygnował z tego całkowicie.

-Co to miało...-nim dokończyłam zdanie, ktoś złapał mnie od tyłu i przycisnął do twarzy jakiś materiał.

Zaczęłam się szarpać, jak tylko mogłam, a najgorsze było to, że Harry nadal stał przede mną i bawił się tą sytuacją. Ja za to zdębiałam tym bardziej, gdy zobaczyłam podwinięte rękawy bluzy osoby za mną, przez co widziałam idealnie każdy tatuaż Louisa. W tym samym momencie przestałam się opierać i wzięłam wdech, przed którym opierałam się tyle czasu.

-Oj, Louis się znalazł-zakpił ze mnie, widząc, że powoli odpływam. Mój wzrok się zamazał do tego stopnia, że widziałam jedynie plamę przed sobą, jednak dobrze słyszałam, co Harry dodał na koniec.-On cię nigdy nie kochał, pogódź się z tym wreszcie.

Uścisk na moim ciele powoli się rozluźnił, a ja zamknęłam oczy i przestałam słyszeć cokolwiek, co działo się przy mnie. Nie mogłam tylko zrozumieć, dlaczego Louis mi to zrobił. Te wszystkie głupie pytania o zaufaniu i kochaniu mnie przestały mieć momentalnie dla mnie sens. Po raz kolejny się na nim zawiodłam, a miałam dziwne wrażenie, że był to jednocześnie ostatni raz. Czyli tak się dzieje, gdy zakochujemy się w nieodpowiedniej osobie i wybaczamy o raz za dużo. Dobra nauczka na przyszłość-nie wchodzić milion razy do tej samej rzeki, bo nawet znając już na pamięć jej głębokość, w końcu się utopisz.


niedziela, 3 lipca 2016

Rozdział 47

 Louis POV*

Siedziałem na miejscu kierowcy i spokojnie prowadziłem samochód, którym wracaliśmy z Mią do domu. Dziewczyna spała na miejscu obok, zwrócona twarzą w moją stronę. Co jakiś czas na nią spoglądałem, po czym wracałem do patrzenia przed siebie, gdzie jedyne co oświetlało ciemność nocy, były lampy samochodu. Nie chciałem wracać tak późno, ale Mia się uparła, że skoro już zobaczyła się z matką, to możemy wracać. Zmieniwszy bieg, wcisnąłem pedał gazu, patrząc jak strzałka kieruje się w górę. Auto zwiększało prędkość, aż osiągnęło 160km/h i zaprzestałem na tym, wiedząc, że i tak już ryzykuję, jadąc tak szybko. W końcu po upłynięciu półtorej godziny, byłem już w swoim mieście. Mijałem ulice, które były mi dobrze znajome, kierując się do domu, gdy zobaczyłem, że dzwoni do mnie Harry. W tym samym momencie co przyłożyłem telefon do ucha, skręciłem na naszą posesję, słysząc pierwsze słowa lokowatego, które mnie zaniepokoiły.

-Czemu mam niby nie wracać?-spytałem.

-Bo nie. Człowieku, nie chcę kolejnej dramy. Przejedź się dookoła, a ja pozbędę się problemu-usłyszałem od chłopaka. Zdziwiony wyszedłem z samochodu, zostawiając w nim Mię, która i tak pewnie jeszcze trochę, a się obudzi.

-Znowu coś spierdzieliliście?

-Nie. Boże, Louis po prostu mnie posłuchaj-powiedział w tym samym momencie, co wszedłem do domu. Chłopak spojrzał na mnie, po czym odsunął telefon od ucha i zacisnął usta.-Jak coś się stanie, to nie miej do mnie zasranych pretensji.

Przeszedłem obok chłopaka, chcąc dostać się w głąb domu, gdzie czekała mnie zapewne niemiła niespodzianka. Odrzuciłem kluczyki na szafkę, które zleciały z niej z charakterystycznym dźwiękiem, ale byłem tak nastawiony, by dowiedzieć się, co się stało, że ich nie podniosłem. Ledwo jednak wszedłem do salonu, miałem ochotę z niego wyjść. Ciemnowłosy mężczyzna stał do mnie tyłem, a ja już chciałem puścić pawia na myśl, że go widzę.

-Co ty tu kurwa robisz? Wyraziłem się niejasno, że masz się nie zbliżać do kogokolwiek z nas?-krzyknąłem, idąc w stronę swojego ojca. Ten wyciągnął rękę, żebym nie podszedł za blisko i zacisnął usta w cienką linię.-Wypierdalaj.

-Nie chcę ci nic zrobić.

-No fakt, już mi zrobiliście. Wyjdź, bo cię wywalę-wskazałem drzwi, zaciskając szczękę.

-Daj mi wytłumaczyć, po co tu przyszedłem. Chciałem ci powiedzieć, że masz przestać robić szum naokoło siebie. Zabiłeś jakiegoś faceta, wsadziłeś Jacoba do więzienia i pozbyłeś się jego ludzi. Przystopuj trochę, bo to wszystko idzie w złą stronę.

-Nie udawaj, że się tym martwisz-splunąłem.-Jeszcze byś mnie wsadził do tego więzienia z uśmiechem na twarzy! Ale wiesz, ciągle się zastanawiam, po cholerę ja się rodziłem?! Nie mieliście nikogo do pomiatania?

-Nigdy tak nie myśleliśmy. Chcieliśmy cię nauczyć, że w tym świecie nie ma nic za darmo i musisz sam sobie to wywalczyć, ale widzę, że do dziś tego nie umiesz docenić.

-Hmmm trudno docenić to, że w czasie gdy małe dzieci się bawiły, ja musiałem zapierdalać na treningi, które nie raz kończyły się moją kontuzją-warknąłem.

-Ale teraz przynajmniej wygrywasz walki-słabo się uśmiechnął.

-Porozmawiałeś? Teraz wyjdź!-wyrzuciłem z siebie, odwracając się.

Rozpędzony wyszedłem z salonu, by otworzyć drzwi wejściowe, gdy poczułem, jak ktoś blokuje mi drogę. Wleciałem na Mię, która zaczęła przeklinać pod nosem. Złapałem ją w pasie, patrząc, o co chodzi i przypomniałem sobie o jej kolanie. Zacisnąłem zęby, wiedząc, że to kolejny problem w tej chwili, który pogarsza sprawę.

-Przepraszam, idź do pokoju-powiedziałem szybko i cicho, jednak ona jedynie dziwnie na mnie spojrzała. Kiwnąłem jeszcze raz głową na schody, po czym znów zobaczyłem, że nawet się nie ruszyła.

-Ale po co?

-Już nie musisz. Zaraz wychodzę-usłyszałem za plecami.-Louis pamiętaj, co ci mówiłem. Wyhamuj trochę, bo nie tylko ty na tym ucierpisz-po tych słowach odwróciłem się od Mii i przywaliłem własnemu ojcu w twarz. Nigdy się nie spodziewałem, że znowu to zrobię.-Nadal się rządzisz dzieciaku. Nic się nie zmieniłeś.

-Nie chcę cię widzieć, rozumiesz?! Masz wyjść!

-Louis, uspokój się-Mia szarpnęła mnie za rękę.-Jedak chcę iść do pokoju-dodała szybko, widząc, że nawet przez myśl mi nie przeszło, żebym mu odpuścił.

-Posłuchaj jej i idź odpocząć. Tylko ci doradzałem, a ty jak zawsze musiałeś pokazać swoje ja, prawda?-złapał swoją szczękę i nią poruszył, przez co chciałem się uśmiechnąć.-Jeden wybryk i to ja załatwię ci takie samo traktowanie, jakie teraz ma Jacob.

W chwili gdy te słowa opuściły jego usta, poczułem, że wyjdę z samego siebie. Doskoczyłem do niego, pierwszy raz od dawna dając się sprowokować. Nawet nie skupiałem się, gdzie uderzam, bo jedyne czego chciałem, to pokazać mu, że nie powstrzyma mnie myśl, że to mój ojciec. Nim Liam zdołał do nas podejść i mnie odsunąć, poczułem, jak dostałem w lewą stronę klatki.

-Aż się przypomniały stare czasy, prawda? Jak obrywałeś, a i tak się niczego nie uczyłeś-zakpił.

-Stare czasy?-spytałem sarkastycznie.-Kojarzą mi się z tobą i oszukiwaniem w każdej walce. Lepiej jest walić w mój czuły punkt, niż przyznać, że jestem lepszy-uśmiechnąłem się. 

-Pamiętaj, co ci mówiłem, bo nie żartowałem.

-Dobra, już dosyć-Liam ruszył w stronę drzwi, przez które chwilę później wyszedł ten zasraniec.

Mia w tym czasie złapała moje policzki w ręce i mówiła coś, że mam się uspokoić. Spojrzałem na nią, po czym się przytuliłem, wtulając głowę w jej szyję. Mimo że nadal jeszcze trochę byłem zdenerwowany, złapałem jej rękę i poszliśmy do pokoju. Było już późno, więc tym bardziej chciałem jak najszybciej iść spać. Po szybkiej kąpieli, założyłem na siebie spodenki i wskoczyłem pod kołdrę, gdzie leżała już Mia. Ułożyłem swoją głowę na jej brzuchu, czując, jak się poprawia, żeby było nam wygodniej i poczułem, że wplata rękę w moje włosy.

-Czemu udajesz, że cię to nie ruszyło.

-A co? Mam się rozpłakać-mruknąłem.

-A jak ci powiem, że i tak już miałeś załzawione oczy? Przecież nikt się nie dowie, jesteśmy tu sami-szepnęła, przeczesując moje włosy.

Zamknąłem oczy, myśląc jedynie o śnie, który nie chciał nadejść. Zamiast tego moją głowę zaprzątała dzisiejsza sytuacja. Do czego to doszło, że biłem się z własnym ojcem? To popierdolone. Nic się nie zmienił. Nadal potrafi mi tylko grozić i straszyć. Idąc coraz bardziej w głąb wspomnień, nie zauważyłem kiedy, a na policzku poczułem coś mokrego. Płakałem. Ja nie płakałem ,odkąd ostatni raz widziałem się z rodzicami. Zawsze to oni dawali mi powody do płaczu. Ścisnąłem Mię, bardziej się do niej przytulając, przez co zauważyłem, że jeszcze nie zasnęła. Okręciła się na prawy bok, po czym sama mnie przytuliła. Ona nawet sobie nie wyobraża, jak mi teraz pomaga.

-Kocham Cię i to bardzo-szepnęła, całując mnie w policzek.

-Jak będziemy mieli dzieci, to nie dopuszczę ich do tego gówna. Mają mieć normalne dzieciństwo.

-Chcesz mieć ze mną dzieci?-zaśmiała się.

-Jak chcesz, to mogę ci się już oświadczyć.

-Nie, nie musisz. Z niczym mi się nie spieszy-odparła.-Ale już widzę ciebie, jak bierzesz na ręce taką małą wersję Louisa, która się przytula i nie chce puścić-dodała, całując mnie delikatnie po policzku.

-Nie zapędzasz się, Mia?-tym razem to ja się uśmiechnąłem.

Uniosłem się na łokciu, patrząc na dziewczynę. Nie widziałem jej za dobrze przez ciemność, która panowała w pokoju, jednak mimo to wiedziałem, że Mia na mnie patrzy, przez co przysunąłem się, jadąc opuszkami palców wzdłuż jej ręki. Gdy dotarłem do twarzy dziewczyny, złapałem jej podbródek w między palce i odchyliłem jej głowę w tył, by móc złączyć nasze usta. Muskałem je powoli, co jakiś czas delikatnie przygryzając.

-Aż tak bardzo się napaliłeś?-zaśmiała się.

-Chciałaś dzieci, to będziesz je miała-odszepnąłem.

-O nie nie nie-zaczęła się śmiać.-To ty zacząłeś ten temat.

-Będzie dziwne, jeżeli cię teraz rozbiorę i to zrobimy?-wypaliłem bez zastanowienia, przesuwając się nad dziewczynę. Mia cmoknęła mnie szybko w usta, po czym pociągnęła za szyję do siebie. Położyłem swoje ręce na jej biodrach, zasysając skórę na jej obojczyku, wiedząc, że za chwilę powstanie tam fioletowy ślad, po czym pocałowałem to miejsce. Mia nadal nic nie mówiła, ale złapała koniec moich bokserek i ściągnęła je w dół, zjeżdżając pocałunkami w dół mojej klatki.-Od kiedy to ja pierwszy jestem bez ubrań?

-Odkąd jesteś ze mną.

-Na pewno tego chcesz?-złapałem je ręce, żeby przestała się ruszać.

-Louis-przerwała mi, kładąc rękę na buzię.-Niczego nie byłam bardziej pewna.

 Mia wróciła do całowania mojej szyi, a ja uśmiechnąłem się, krzyżując ręce za głową, bo w sumie żadna dotychczasowa dziewczyna nie sprawiała mi przyjemności, tylko to ja zawsze szybko zaczynałem i kończyłem. Mia była inna. Nie myślała tylko o sobie, jednak po chwili stwierdziłem, że to ja wolę dawać jej przyjemność, więc znów okręciłem nas tak, bym to ja był na górze.

-Nie raz ci już mówiłem, że masz piękne ciało-odparłem, całując dziewczynę.

-I jak tu cię nie kochać?-spytała.

Pozbyłem się z ciała dziewczyny reszty rzeczy i zacząłem robić to, co zawsze dawało mi już pierwszą satysfakcję. W ciągu kilku minut sprawiłem, że zaczęła cicho pojękiwać z przyjemności, co jakiś czas zaciskając ręce na kołdrze. Wiedząc, że już jest gotowa, odnalazłem prezerwatywę i ją założyłem.

-Kocham cię-mruknąłem, całują Mię w nos, na co odpowiedziała mi tym samym.

Denerwowałem się zapewne bardziej niż ona, bo nie chciałem, by kojarzyła to z czymś złym, jednak wszedłem w nią i zacząłem się poruszać, dając jej czas do przyzwyczajenia się. Moje ręce bez sekundy przerwy przemieszczały się po jej ciele, gdy usta zostawiały mokre ślady na ramieniu i szyi.

-Czuję się, jakbym cię z lekka wykorzystała.

-Bo?-zapytałem, przejeżdżając palcami po policzku dziewczyny.

-Bo jeszcze chwilę temu płakałeś i byłeś załamany, a teraz...no wiadomo-wydusiła, przylegając do mojego ciała jeszcze bardziej. Uśmiechnąłem się, całując dziewczynę w ramię.

-Jakbym nie chciał, to bym tego z tobą nie zrobił. Pomagasz mi, nawet o tym nie wiedząc. Wystarczy mi już to, że ze mną jesteś-wyjaśniłem, po czym poczułem, jak ręce dziewczyny wbijają się w moje plecy, przez co zassałem powietrze. Cholera. Nie przestałem się ruszać, a jeszcze bardziej mnie to nakręciło, przez co brakowało mi już niewiele by skończyć. Ponownie zacząłem całować Mię, narzucając szybsze tempo, przez co zaczęła się niemiłosiernie kręcić. Wiedząc, że i ona jest blisko, wykonałem dwa ruchy, po czym jęknąłem, wyginając się pod wpływem paznokci dziewczyny.

-Louis...-nawet nie dokończyła zdania, załamując głos. Dziewczyna opadła, rozluźniając spięte mięśnie, a ja wyrzuciłem zużytą gumkę i przyciągając do siebie Mię, nakryłem nas dokładniej kołdrą. Dziewczyna schowała głowę  moich ramionach, przez co mogłem pocałować ją w czoło i szczęśliwy wpatrywałem się w niebo za oknem.

-Serce ci nadal zasuwa-wypowiedziała powoli i cicho, leżąc głową na mojej klatce.

-Bo cię kocham. Kolejna zarwana noc-zachichotałem.-Dziękuję, że ze mną jesteś. Wiem, jaki czasami potrafię być, wiem, co mogę powiedzieć, ale cię kocham.

-Też cię kocham Louis, ale wiesz, dawno mi nie śpiewałeś.

-Shut the door. Turn the light off. I wanna be with you. I wanna feel your love. I wanna lay beside you. I can not hide this even though I try. Heart beats harder. Time escapes me.  Trembling hands touch skin. It makes this harder. And the tears stream down my face-zacząłem śpiewać szeptem, tuż obok ucha dziewczyny. Nie chciałem śpiewać, jednak dla Mii po raz kolejny to zrobiłem.-You know I'll be Your life, your voice your reason to be My love, my heart Is breathing for this Moment in time I'll find the words to say Before you leave me today. Hands are silent,Voice is numb, Try to scream out my lungs, But it makes this harder, And the tears stream down my face-ściszyłem głos prawie do zera, widząc, że Mia już zasnęła.

Sam zamknąłem oczy i przytulony do dziewczyny zacząłem powoli zasypiać, mając w głowie wizję tego, co by się dziś stało, gdyby jej tu nie było. Kto pozwolił temu durniowi tu przyjść? Co by się stało, jakby Mia była akurat sama w domu, a on by się tu zjawił? Nie ufam mu najbardziej na świecie. Każde przeprosiny, których jeszcze nie usłyszałem, może sobie wsadzić głęboko w dupę. Mógł myśleć co robi, a nie teraz będzie udawał troskliwego o to, co się ze mną dzieje. Wsadzą mnie, to wsadzą do tego zasranego więzienia i mam to gdzieś, bo prędzej czy później z niego wyjdę.

Rano obudziłem się dość wcześnie i nie mogłem znów zasnąć, przez co leżałem z nadzieją, że jednak po jakimś czasie uda mi się odpłynąć. Męczyło mnie to, tym bardziej że nie chciałem obudzić Mii, która nadal spała. W końcu odsunąłem się, nie wykonując gwałtownych ruchów i po ubraniu się, zszedłem do kuchni. Otworzywszy lodówkę, zobaczyłem, że chyba pierwszy raz od dawna trzeba iść zrobić zakupy, które były w tym momencie dla mnie zbawieniem. Poszedłem po samochód, którym dotarłem do sklepu w kilka minut. Chodząc między półkami, ciągle miałem w głowie dziewczynę i to że mogłem zostawić jakąś wiadomość, gdyby się obudziła, bo znowu będzie milion pytań, gdzie byłem. Przyspieszyłem trochę tempo, żeby szybciej wrócić, po czym stanąłem na przeciwko kasy.

-Wszystko?-kiwnąłem głową, gdy kobieta skasowała wszystkie produkty, podałem jej pieniądze i wyszedłem ze sklepu. Wsiadłem do samochodu, gdzie od razu sprawdziłem telefon, jednak nie widząc wiadomości od Mii, mogłem się spodziewać, że nawet nie wie, o moim zniknięciu.

Wróciłem do domu, gdzie od razu zabrałem się za szykowanie śniadania. Mia nadal spała, aż zacząłem podejrzewać, że nie ma jej w domu, bo z nas dwóch to ja zawsze jestem tym wiecznie śpiącym. Usiadłem na krześle, podwijając jedną nogę, po czym zacząłem jeść swoje śniadanie. W międzyczasie zdążyłem nawet rozmawiać z Harrym, który o dziwo wstał o tej godzinie po wczorajszej imprezie, nie mówiąc już o Zaynie, który ostatnio coś często znika.

-Dziewczyna ci uciekła?-mruknął zaspany.

-Śpi. Ty też powinieneś.

-Nie mogę. Wczoraj ten debil tu przyszedł, zdenerwował mnie, poszedłem do klubu, wypiłem za dużo i teraz czuję się jak gówno-jęknął, opadając na blat stołu. Zacząłem się śmiać, patrząc na chłopaka, który wyglądał jak nieszczęście.-Muszę znaleźć sobie dziewczynę.

-Nie wierzę, że to powiedziałeś-parsknąłem śmiechem.

-No to uwierz. Myślisz, że czemu Zayna co chwila nie ma? Znalazł sobie jakąś. Niall i ty już masz, Liam to tam Liam, a ja? Pewnie ludzie mnie osądzają, o bycie gejem.

-To nie przychodzi na zawołanie-odparłem.-Ale faktem jest, że by cię trochę ogarnęła.

-To że Mia zrobiła z ciebie pipę, nie znaczy, że ktoś zmieni mnie-warknął, od razu się podnosząc, gdy ja wstałem, by odłożyć talerz.-Z resztą jak pomyślę, że trafi mi się taka jak ona to...

-To dowiesz się, jak bardzo się idzie wkurwić, gdy ktoś próbuje obrazić twoją dziewczynę. Więc się zamknij-chłopak parsknął, kiwając ręką, żebym przestał już gadać.

Już kilka razy popełniłem ten błąd, nie broniąc jej. Teraz już tego nie zrobię. Harry jeszcze chwilę posiedział w ciszy, aż w końcu wstał i wyszedł, zapewne chcąc do końca wyleczyć kaca i zmęczenie z wczorajszej imprezy. Sam dokończyłem jeść swoje śniadanie, po czym poszedłem do sypialni, by zobaczyć co robi Mia. Stawiałem wszystko na to, że dziewczyna będzie spała, jednak gdy wszedłem do pomieszczenia, zobaczyłem, że łóżko jest w nieładzie i nie ma w nim Mii. Idąc dalej, usłyszałem, jak w łazience leci woda. Dziewczyna brała prysznic, a że mnie nie zauważyła, usiadłem na brzegu wanny. Byłem pewien, że wszystko jest dobrze, póki nie usłyszałem, jak pociąga nosem. Płakała. W końcu rozsunęła drzwi od prysznica, tym samym delikatnie się wzdrygając.

-Boże, nie strasz mnie-mruknęła, sięgając ręcznik.

-Co się dzieje?

-Nic. Co by miało się dziać?-odpowiedziała pytaniem.

Zmarszczyłem brwi, spoglądając na dziewczynę, która ciągle unikała kontaktu wzrokowego. W sumie unikała każdego kontaktu ze mną. Stanąłem na wyprostowanych nogach, po czym podszedłem do niej i szybko przytuliłem, żeby nie zdążyła zareagować.

-Mów, co się stało.

-Nic mi nie jest, Louis! Ty płakałeś w nocy, ja robię to teraz...

-Ajajaj tym bardziej mów, co się dzieje-przerwałem jej.-Normalnie byś mi tego nie wytknęła.

Mia przewróciła oczami, chcąc do końca się ubrać, jednak ja przerzuciłem ją sobie przez ramię i zaniosłem do pokoju, gdzie rzuciłem brunetkę na łóżko. Mimo że na początku coś do mnie warczała, w końcu zobaczyłem, jak się uśmiecha, gdy usiadłem na niej okrakiem.

-Louis, puść mnie. Proszę.

-Odpowiadaj, ja mam czas. Chodzi o wczoraj? Coś się boli? Nie chciałem ci nic zrobić.

-Nie, wczoraj było mi bardzo dobrze.

-Jesteś w ciąży? Myślałem, że to później się okazuje-zaśmiałem się.

-Nie, Boże, nie! Nic mi nie jest-odparła.

-Mój ojciec, który nie jest moim ojcem?-dalej zadawałem jej pytania, chcąc w końcu się dowiedzieć, dlaczego dziewczyna jest w takim stanie. Mia pokiwała przecząco głową, patrząc na sufit, jednak widziałem, że hamuje śmiech z powodu mojego pytania.-Harry ci coś powiedział-stwierdziłem, łapiąc jej twarz w dłonie. Spojrzała na mnie, łapiąc po raz pierwszy dzisiejszego dnia kontakt wzrokowy. Może udawać, ale oczy zdradzą wszystko.-Bingo.

-Czemu on mnie nienawidzi? Nic mu nie zrobiłam, żeby tak mnie traktował.

-Co zrobił?-mruknąłem, opadając na swoją połowę łóżka.

-Był pijany, ale to i tak go nie tłumaczy, bo nawet jak jest trzeźwy, to robi to samo.

-Mia! Co zrobił?!-podniosłem głos, żeby dziewczyna w końcu na mnie spojrzała i odpowiedziała na pytanie.Wzdrygnęła ramionami, wpatrując się w swoje ręce.-Nie wyjdziesz stąd.

-Pojedziemy zjeść śniadanie na mieście?

-Jadłem już, ale okey...z resztą nie zmieniaj tematu-otrząsnąłem się.

-Louis, nie będę na niego skarżyć. Jesteście przyjaciółmi, a ja nie będę tego psuła, rozumiesz? Gdybyś nie wchodził mi do łazienki, to byś nawet o tym nie wiedział. Powiedział, co powiedział i może nawet było w tym trochę prawdy.

-Ja stwierdzę, czy była to prawda, nie ty. I przepraszam, na następny raz będę trzy razy pukał, po czym nawet nie wejdę, żeby nie widzieć swojej dziewczyny-wyrzuciłem z siebie. Mia pokiwała głową, schodząc z łóżka, by do mnie podejść, jednak ja odsunąłem się, kiwając głową.-Jak będziesz gotowa, to przyjdź do samochodu.

Nie chciałem się z nią kłócić, tym bardzie że przypomniałem sobie, co się działo w ostatnim czasie.  Mimo to nie chcę, żeby ona kryła Stylesa, bo każdy dobrze wie, jaki on potrafi być. W dupie mam jakąkolwiek przyjaźń. Jeżeli byłby moim przyjacielem, to nie zrobiłby nic Mii, a on nawet gdy udaje, że już jest dobrze, po kryjomu nadal stara się ją męczyć. Czekając na dziewczynę, wystukiwałem powoli rytm na kierownicy. Po krótkim czasie Mia weszła do samochodu, po czym zapięła pas.

-Będziesz tak cicho przez cały czas?

-Mamy o czym gadać?-spytałem, nadal koncentrując się na tym, by dołączyć do ruchu.

-No nie wiem. Może coś koło ''nie chcę się kłócić, bo dopiero co przez to zerwaliśmy''?

-Nie chcę się kłócić, bo dopiero co przez to zerwaliśmy, ale nie jesteś ze mną szczera, więc i ja nie będę z siebie robił jakiejś cipy-wyszczerzyłem się sztucznie w stronę dziewczyny, przez co zobaczyłem, jak mruży oczy.

-Szkoda, że ci to nie przeszkadzało, gdy mnie ruchałeś-warknęła.

Zacisnąłem pięści na kierownicy, starając się nic nie powiedzieć. Wygrałem sam ze sobą, prawie przegryzając sobie język zębami, by nic nie palnąć, aż dojechaliśmy na miejsce. Mia bez słowa poszła do środka, a ja zostałem w samochodzie. Po szybkim namyśle, sięgnąłem telefon, po czym wybrałem numer do Harrego.

-Co jest?

-Pytasz się, co jest?! Co kurwa zrobiłeś Mii, że dzisiaj rano płakała?! Ile razy mam ci mówić, żebyś się od niej odpierdolił!-wydarłem się, nie sprawdzając nawet, czy ktoś nie przechodzi.

-Przecież ja jej nawet nie wiedziałem! Niech ta mała suka przestanie kłamać, dobra? Bo dzięki niej rozjebuje się nasza przyjaźń. Jesteś z nią, to bądź, ale nie zapominaj, kto był z tobą od samego początku.

-Bardzo dziwne, że ona sama nawijała o naszej przyjaźni. Czyżby zbieg okoliczności?-syknąłem, spoglądając przez szybę, gdy dostałem olśnienia.-Byłeś wczoraj w klubie, najebałeś się, a każdy wie, że w takim stanie mówisz to, czego nie powiesz normalnie, więc może na następny raz omijaj Mię szerokim łukiem, dobra?

-Skąd ja mogłem wiedzieć, że z nią w ogóle gadałem, skoro tego nie pamiętam, co?!

-To już nie mój problem. Masz ostatnią szansę.

-Fajnie wiedzieć, kogo wybierasz-parsknął, po czym się rozłączył.

Rzuciłem telefon na tylne siedzenie, słysząc, jak się od czegoś odbija. Po serii głębokich wdechów, wysiadłem z samochodu i dołączyłem do Mii, która zdążyła już złożyć zamówienie. Usiadłem naprzeciw niej, czując, jak podąża za mną wzrokiem, jednak dalej była cicho.

-Z kim rozmawiałeś?

-Nie interesuj się-odparłem, czekając na reakcję dziewczyny. Dopiero po chwili poczułem wyrzut, że celowo chcę ją sprowokować. Ta spojrzała tylko na moją twarz, jakby chciała wyłapać moją zmianę nastroju, po czym przesiadła się obok mnie i przytuliła.

-Powiedz jej, że jak nie chce przejechać twarzą po ziemi, to ma się odjebać, bo jesteś mój.

-Nie ma żadnej innej, za to u ciebie bym się zastanawiał.

-Jak chcesz mnie sprowokować, to nadal ci to nie wychodzi. Spróbuj czegoś innego-westchnęła.

Uśmiechnąłem się pod nosem, dobrze wiedząc, że dziewczyna tego nie widzi i złapałem jej rękę, splatając nasze palce. W tym samym czasie kelner przyniósł jedzenie, więc moja osoba zeszła na dalszy plan. I jak mam do jasnej cholery pogodzić obie strony? Nie chcę stracić żadnej, a jak tak dalej pójdzie, to będę zmuszony wybierać, czego po prostu nie chcę.

-Nie chcę wracać do was.

-Co?-jęknąłem, słysząc jej kolejne życzenie dzisiejszego dnia.-Mia, nie wymyślaj.

-Nie czuję się tu dobrze. A raczej każdy chciałby czuć się akceptowanym przez resztę. Chcę tylko ten jeden dzień spędzić całkowicie poza domem. Jechać gdziekolwiek. Wieczorem wrócić i iść spać.

-I gdzie mnie chcesz wywieźć?-westchnąłem, opierając się o oparcie krzesła.

-No mówiłam, że możemy jechać wszędzie.

Gdy dziewczyna dokończyła swój posiłek, a ja zapłaciłem, razem wyszliśmy na zewnątrz. Mia od razu odnalazła wzrokiem nasz samochód, po czym prawie że do niego biegła. Ona mnie dzisiaj wykończy i wcale nie mówię tu o stanie fizycznym. Wsiadłszy na miejsce kierowcy, włożyłem kluczyki do stacyjki, by zapalić samochód, gdy nadal nie miałem pomysłu gdzie jechać. Dziewczyna zmierzwiła moje włosy, przez co strzepnąłem jej rękę, chłodno na nią patrząc.

-To nie ma sensu. Nie możemy po prostu jechać do domu?!

-Nie! Jak chcesz, to wracaj, a ja wysiadam-warknęła.

Zacisnąłem szczękę, starając się nie okazać żadnych emocji. Dzisiejszy dzień jest jakąś jebaną próbą między mną a Mią, a ja coraz bardziej czuję, że mi się nie uda. Jestem, jaki jestem i nie odpuszczę. Krążyłem przez kilka minut po okolicy, aż wpadłem na pomysł, gdzie mogę ją zawieźć. Wjeżdżając do jednej z uliczek, zobaczyłem pytające spojrzenie Mii.

-Chciałaś zasranej przejażdżki, to ją masz.

Cicho mrucząc coś pod nosem, wyszła z samochodu. Wyprzedziłem ją, wiedząc, że lepiej jak to ja pierwszy wejdę do środka budynku, bo sam nie wiem, czego mogę się spodziewać. Zadzwoniłem dwa razy dzwonkiem, po czym wszedłem przez drzwi. Do moich uszu od razu dobiegły śmiechy z głębi. 

-Nie tęskniliście za mną?!-krzyknąłem, widząc swoich znajomych.

-Tomlinson! To my myśleliśmy, że się obraziłeś-odparł Logan, po czym wymienił ze mną męski uścisk. Przywitałem się ze wszystkimi, jednak gdy usiadłem na wolnym miejscu, usłyszałem pytanie, które padło z ust chłopaka.-A to kto? 

-Mia. 

-Podobno jego dziewczyna, jednak widzę, że nie powinno mnie tu być. 

-Ouuu Louis i dziewczyna? Dopiero co mówiłeś, że jej nie chcesz, bo cię będzie ograniczała. 

-Jednak zrobiłem ten błąd-mruknąłem. Nawet nie musiałem długo czekać, by usłyszeć parsknięcie Mii. Dziewczyna przeszła obok mnie, chcąc usiąść jak najdalej. W sumie podziwiam jej odwagę, bo jest wśród obcych osób, a jej chęć dowalenia mi jest tak duża, że ze wszystkim wygrywa. Wróciłem do rozmowy z chłopakami, jednak kątem oka spoglądałem, co robi brunetka. Nie raz od rana myślałem o tym, że może nie powinniśmy być razem, ale mimo kłótni ja nie wyobrażam sobie, że ona mogłaby być z kimś innym. Z transu skutecznie wybudziło mnie szturchnięcie w ramię.

-Idziesz zapalić?-słysząc to pytanie, okręciłem się w stronę Mii, która przyglądała mi się bez słowa. 

-Idziesz zapalić?!-powtórzyła znacznie ostrzej od chłopaka. 

Wstałem z kanapy, chcąc jedynie wyjść na dwór. Skoro obiecałem jej, że już nie będę palił, to nie będę tego robił wcale. Może jednak nie chcę jej aż tak dogryźć-spytałem się w myślach. Razem z Loganem usiadłem na krzesełkach, które stały na tarasie, po czym dołączyła do nas Tessa. 

-Gadaj, co się dzieje. Ona chce cię zabić.

-Praktycznie nic się nie stało! Dopiero co wczoraj ją odzyskałem, po tym jak sam zjebałem wszystko, co nas łączyło, a dzisiaj już nie wiem, co się dzieje. Harry musiał jej coś powiedzieć, bo rano płakała. Tyle razu mu mówiłem, nawet groziłem, a on robi swoje.

-Wszystko jak wszystko, ale jednak mógłbyś pomyśleć, że Mia w tej sytuacji jest na przegranej pozycji-westchnęła Tessa.-Styles jest kutasem, nic tego nie zmieni. 

-A co jeśli ona to wyolbrzymia? Płakała, ale to...

-Człowieku, jeżeli on doprowadził ją do płaczu, to nad czym się zastanawiasz?

-Może nad tym, że zawsze może przeżywać i tak serio chce tylko rozdzielić przyjaźń Louisa i Harrego-blondyn wypuścił dym z ust, jednak nie trwało długo, a oberwał od dziewczyny przez głowę. Złapał się w to miejsce, krzywiąc usta.

-Stul pysk Logan! A ty jeżeli ci na niej zależy, to do cholery zrób coś z Stylesem. On nie powinien jej nawet dotknąć, jeżeli ona tego nie chce. Mia to fajna dziewczyna. Jest normalna, a nie sztuczna jak większość waszych lasek do zabawy-zaakcentowała ostatnie słowo, przez co się zaśmiałem. 

-Tyle miłych słów z twoich ust? Jestem zdumiony-zaśmiał się Logan, by po chwili uciec na drugą stronę tarasu.-Weź coś z nią zrób! 

-Tobie to nawet on nie pomoże idioto-warknęła Tessa. 

Ja w tym czasie ciągle cicho się śmiałem, odkładając ich przekomarzanie się na drugi plan. W głowie miałem jedynie dzisiejszy dzień i Mię, którą chyba potraktowałem za ostro. Mogłem niektórych rzeczy nie mówić, bo mimo że ją to nie ruszyło, ja będę miał przez jakiś czas wyrzuty. Wstałem z krzesła, przeciągnąłem się i wróciłem do domu. Albo teraz pogadam z Mią albo znowu będę musiał udawać, że nie zależy mi na naszym związku.  

 

 

 

CZYTASZ=KOMENTUJESZ

Hej, wszystkim! Pojawiam się z pierwszym rozdziałem w te wakacje. Trochę musieliście się naczekać, ale miałam małe problemy z internetem i nie zawsze miałam ochotę pisać. Przepraszam za jakiekolwiek błędy w pisowni, które zapewne będę robiła do końca :D Jak widać musiałam trochę pomęczyć Mię jak i Lou + jak pojawił się pomysł w ostatnich komentarzach, by wkręcić w coś  Harrego, tak też zrobiłam. Wgl dziękuję, że ktoś komentuje te rozdziały :3


sobota, 28 maja 2016

Rozdział 46

 Mina Layli, gdy wróciłem do domu, była po prostu bezcenna. Rzuciłem w jej stronę kluczyki od samochodu Nialla, a dziewczyna już po raz kolejny próbowała coś powiedzieć, jednak kończyło się to tak samo jak wcześniej. Ostatecznie zacisnęła usta i uderzyła mnie z pięści w klatkę. Złapałem się w to miejsce, czując ból i spojrzałem pytającym wzrokiem.

-Jesteś dupkiem. Dla mnie to nie jest powód do żartowania-warknęła.

-Czy ja żartowałem?! Wjechałem wam samochodem do garażu, bo ma być zła pogoda.

-Oh, bardzo ci dziękuję, że uchroniłeś samochód przed deszczem, podczas gdy ja planowałam, jak jutro przetrwać kolejny dzień z Mią!-Layla po raz drugi mnie uderzyła, za co miałem ochotę jej oddać, jednak powstrzymywała mnie myśl, że stoję naprzeciwko dziewczyny.

Poszedłem za nią do salonu, gdzie usiadła obok Nialla, który ją objął i do siebie przytulił. Blondyn mówił mi, że nie za dobrze jest ostatnio między nimi, bo Layla coś przed nim ukrywa, więc kwestią czasu było to, iż dziewczyna zostanie ze mną sam na sam. Widząc, jednak że na razie jest dobrze, wstałem i postanowiłem iść na górę, by przynieść sobie jakąś kołdrę. Pokonałem schody, na wprost których znajdowały się drzwi od pokoju Mii. Zawahałem się, czy tam w ogóle wejść, ale w końcu nacisnąłem klamkę, a drewniana powłoka ustąpiła. W pokoju było prawie ciemno i jedynie mała lampka nocna oświetlała pomieszczenie. Ukucnąłem ze strony Mii i odgarnąłem jej włosy z twarzy. Nawet nie drgnęła. Przeniosłem spojrzenie na jej siny i jeszcze delikatnie spuchnięty policzek, krzywiąc się, jakbym sam czuł uderzenie, które od niego przyjęła. W miarę jak siedziałem tam, wpatrując się w jej niewinną twarz, słyszałem, jak na dworze zaczyna padać. Wstałem i bardziej nakryłem Mię kołdrą, po czym przeszedłem do pokoju obok, gdzie z jednej strony łóżka ściągnąłem kołdrę i poduszkę, wiedząc, że Layla z Niallem mnie za to zabiją. Zszedłem z nią do nich, mijając się z blondynem. A jednak poszło szybciej, niż myślałem-zakpiłem w myślach.

-Co ty z tym robisz?

-Szykuje sobie miejsce do spania. Chyba nie myślałaś, że pójdę spać do Mii.

-Tak, tak myślałam-fuknęła, zmieniając kanał.

-To się myliłaś. Zobaczę się z nią jutro. Teraz lepiej powiedz, co się dzieje między tobą a Niallem.

-A co ma się dziać?! Wali go ostatnio przez cały czas i zarzuca mi, że go nie chcę.

-A prawda jest jaka?-spytałem, przyciskając poduszkę do brzucha. Layla wzdrygnęła ramionami, na co sam przewróciłem oczami, robiąc głupią minę.-No mów. Nie powiem mu.

-Chcesz wiedzieć? Nawet Mia o tym nie wie.

-Będę czuł się zaszczycony-zaśmiałem się. Layla kiwnęła głową, po czym pogoniłem ją machnięciem ręki, żeby zaczęła mówić. Szło jej to opornie, ale w końcu się odezwała, zwalając mnie z nóg.

-Jestem w ciąży z Niallem, ale nie chcę mu nic mówić, bo wiem, jak zareaguje. Ty byś skakał z radości? No właśnie. Z nim będzie tak samo.

-Niekoniecznie. On może w pierwszej chwili będzie zły lub zszokowany, ale jak go znam, to na końcu będzie się cieszył-poprawiłem ją.-Na pewno cię nie zostawi-dodałem, jakby miało ją to pocieszyć.

-Zawsze jeszcze mogę być wywalona z domu przez matkę.

-Idź spać dzieciaku. Specjalnie wam zostawiłem jedną kołdrę. Miłego grzania się-zacząłem się śmiać.

Layla zachichotała pod nosem, wychodząc z salonu, a ja wyrzuciłem poduszki z kanapy, żeby mieć więcej miejsca i po wyłączeniu telewizora, wskoczyłem pod kołdrę. Z jednej strony żałuję, że nie zdecydowałem się iść spać z Mią, ale z drugiej strony...nie wiem, czy zareagowałaby szczęściem. Zacisnąłem pięść na kołdrze, naciągając ją po szyję i wsłuchując się w spokojne stukanie kropel deszczu o szybę, zasypiałem.

W nocy obudziłem się przez huk, który wyrwał mnie ze snu w ułamku sekundy. Podparty na łokciach nasłuchiwałem, co się dzieje. Nie usłyszałem jednak nic, przez co wstałem z kanapy. Moja natura jest taka, że w takich sytuacjach muszę iść sprawdzić, co to było. Skrzywiłem się, czując, jak zimna podłoga drażni moje nogi i ruszyłem dalej. Powoli stawiałem krok za krokiem, aż stanąłem w wejściu i zobaczyłem, że Mia siedzi oparta o wysepkę na środku kuchni, cicho płacząc. Rzuciłem szybko okiem na pomieszczenie. Szafka u góry była otwarta, a obok stał mały taboret, obok którego były porozrzucane opakowania z tabletkami. Nie chcąc panikować, po prostu do niej podszedłem.

-Coś ci się stało?-wyrzuciłem z siebie, kucając przy niej

-Co ty tu robisz?-odpowiedziała pytaniem na pytanie, po czym znowu zaczęła płakać. Wiedziałem, że tak się skończy, gdy mnie zobaczy. Po prostu to wiedziałem.

-Co cię boli?

-Zostaw mnie-mruknęła pod nosem. Przewróciłem oczami, wstając na wyprostowane nogi i wyciągnąłem do niej rękę, żeby wstała.-Nie mogę ruszać nogą w kolanie, bo mnie boli-odparła po jakimś czasie.-Ale weź mnie zostaw, proszę.

-Nie-wyrzuciłem z siebie po raz kolejny, kładąc rękę na jej plecy. Drugą delikatnie włożyłem pod kolana, starając się nie sprawić jej bólu. Dziewczyna syknęła, zaciskając rękę na moim ramieniu, ale nic nie odpowiedziałem, powoli idąc na górę. Muszę znowu zacząć chodzić na siłownie, bo nie przychodzi mi to już tak łatwo jak kiedyś. Gdy dotarłem do pokoju, położyłem ją na łóżko, znowu słysząc, że mruknęła coś pod nosem z bólu.-Nie jest złamana. Jak już może być zbite lub skręcone.

-Nie prosiłam cię o pomoc. Po cholerę to robisz?!

-Zaraz wrócę-pominąłem pytanie i szybko zbiegłem na dół do kuchni, żeby wyjąc z zamrażarki jakiś zimny obkład i jakoś ogarnąć podłogę. Zgasiwszy światło w pomieszczeniu, wróciłem na górę, gdzie Mia wpatrywała się w szybę, na której co chwila pojawiały się nowe krople deszczu.-Nie ruszaj nią. Powinna być usztywniona, jeżeli ją skręciłaś.

-Nie odpowiedziałeś mi na...

-Jak wolałaś tam siedzieć do samego rana, to było mi powiedzieć-przerwałem jej, marszcząc brwi.-Ja też się pytałem. Co tam robiłaś?! I też nie odpowiedziałaś.

-Chciałam wziąć coś na sen, bo nie mogłam spać, a tabletki uspokajające przestały działać. To wszystko do mnie wróciło, Louis-dziewczyna zmieniła ton głosu, zwracając tym bardziej moją uwagę na to, co mówi. Trzymając woreczek na jej kolanie, spojrzałem prosto w jej oczy, które odkąd ją zobaczyłem, były ciągle załzawione. Po cholerę ją zostawiłem?

-Co wróciło? Wspomnienia?

-Wszystko. Wczoraj spotkałam Jacoba i...

-Wiem o tym. Nie ma go już. Siedzi w jakimś pierdlu i boi się wyjść z celi. Dopilnowałem, żeby nie miał tam łatwo. Nic już nie zrobi, Mia. Tak samo jak twój ojciec-mówiłem z powagą.-Przepraszam, że cię zostawiłem, ale myślałem, że tak będzie lepiej. Od początku nie chciałem tego zrobić na zawsze, ale jak usłyszałem o tobie i Kevinie, to mnie poniosło. Byłem zazdrosny, że wolisz jego.

-Jak mogło mi być lepiej bez ciebie?! Kto by mnie tu obronił?! Z nikim nie czuję się tak bezpiecznie, jak z tobą debilu, a ty od tak ze mną zrywasz! Umiesz mnie choć raz nie zawieść?

-Wiem, rozumiem cię Mia. Jesteś na mnie wściekła.

-A może mam się cieszyć, co? Nie umiałam normalnie funkcjonować, bo chciałam zobaczyć ciebie, ale oczywiście gdy cię potrzebuje, to nigdy się nie zjawiasz. I do cholery ja nie wolę Kevina, durniu-uśmiechnąłem się, patrząc na Mię, która odchodziła od zmysłów, nie mogąc wyrzucić z siebie odpowiednich słów, by przeszła jej złość.-I co cię tak bawi?

-Brakowało mi twojego niewyparzonego języka. Nie miał mnie kto obrażać.

-Teraz będziesz to słyszał co chwila, ale zeszliśmy z tematu-westchnęła. Nim dziewczyna zdążyła cokolwiek powiedzieć, poszedłem wrzucić do zlewu w łazience resztę lodu, która nie zdążyła się roztopić i bez pytania rzuciłem się obok dziewczyny na łóżko.-Chodziło mi o to, że przez to jak potraktował mnie Jacob, wróciło wszystko, co było związane z moim ojcem. Każde krycie się przed nim, to jak obrywałam, każde przezwiska i inne rzeczy. To nie daje mi spać, bo za każdym razem gdy zamknę oczy, widzę go, jakby znowu tu był.

-Przez to ciągle płaczesz, nie licząc mojej winy?-Mia kiwnęła głową.

-Od jakiegoś czasu znowu mam koszmary, więc nawet jak zasnę, to po jakimś czasie budzę się spocona, wystraszona i ze łzami na policzkach. Nim się uspokoję, mija sporo czasu-Mia opowiadała wszystko powoli, co jakiś czas przełykając ślinę. Przypomniałem sobie te parę razy, gdy na początku spała u mnie w pokoju i budziła się z krzykiem. Uspokojenie jej było trudne, bo ciągle wmawiała sobie coś innego, przez co dopiero teraz zrozumiałem co miała na myśli Layla, mówiąc, że ''planowała, jak przeżyć kolejny dzień z Mią''.-Przytulisz mnie w końcu? Czy jeszcze długo mam czekać?-spytała półszeptem.

Bez wahań przesunąłem się bliżej dziewczyny i ścisnąłem ją, jednocześnie składając całusa na jej policzku. Mój nos podrażniły jej perfumy, które znam bardzo dobrze. Nie chciałem już jej puszczać, jednak musiałem to zrobić z powodu jej nogi. Mimo tego nadal leżała na moim ramieniu, wpatrując się w sufit. Nie jest między nami tak, jak było wcześniej. Czuję to nawet teraz.

-Nie jesteśmy normalni. Jest prawie czwarta.

-No i co?-wzdrygnąłem ramionami.-To pośpimy też do czwartej po południu. Nadal cię boli?-spojrzałem na jej kolano, które przybrało fioletowy kolor i trochę spuchnęło.

-Mogę już bardziej nią ruszać, ale nadal mocno mnie ogranicza.

-Czyli nie jest skręcone tylko zbite-stwierdziłem i znowu pocałowałem dziewczynę w policzek.

Uśmiechnęła się, łapiąc moją dłoń, którą splotła ze swoją, zamykając oczy. Jednak jest zmęczona-zaśmiałem się w myślach. Gdy już myślałem, że dziewczyna zasnęła, chciałem wysunąć rękę z jej uścisku i wyjść, jednak poczułem, jak w ostatniej chwili znowu mocniej mnie trzyma, mrucząc coś pod nosem. Narzuciłem na nią kołdrę, kładąc się obok niej, aż sam zasnąłem, nie widząc innego wyjścia z tej sytuacji.




 

 Mia POV*

Przebudziłam się z lekkim bólem głowy i od razu przypomniałam sobie wspomnienia z nocy. Ja w kuchni, Louis, rozmowa przez długi czas...zacisnęłam mocniej ręce na kołdrze, po czym zorientowałam się, że leżę sama. Otwarłam oczy, po czym nie zobaczyłam nikogo prócz samej siebie w pokoju. Kolano miałam nadal fioletowe, z tym że miałam na nim jakiś obkład.

-Przecież nie mógł mi się śnić-szepnęłam do siebie, odrzucając kołdrę.

Spuściłam powoli nogi na podłogę, by sprawdzić czy mogę w ogóle się poruszać. Zdecydowałam, że jakoś zejdę na dół, nawet jeżeli ryzykuję kolejnym upadkiem. Podpierając się o to, co miałam zawsze pod rękę, powoli szłam do przodu. Im bliżej byłam, tym głośniej słyszałam rozmowę z kuchni, jednak słyszałam głównie Laylę. A co jeżeli to tylko Niall, a Lou sobie ubzdurałam? Stanęłam w kuchni i podparłam się ściany, czując, jak kamień spada mi z serca. Tomlinson stał przy blacie i kroił jakieś sery, a gdy mnie zobaczył, uśmiechnął się. Jego radość nie trwała długo, bo po chwili zjechał wzrokiem na moje kolano i od razu wiedziałam, że nie powinno mnie tu być.

-Miałaś go nie nadwyrężać, Mia.

-Przepraszam. Musiałam...-zaczęłam mówić, jednak nie miałam dobrego zakończenia zdania. Mam mu powiedzieć, że chciałam się upewnić, czy jest tu naprawdę czy mi się przyśnił? To chore.

-Siadaj już-wskazał nożem na krzesło obok Layli.

-Chcę wiedzieć, co zrobiłaś?

-Zleciałam z taboretu, jak sięgałam tabletki na sen-powiedziałam bez owijania.

-Miałaś już żadnych nie brać, ćpunie-westchnęła pół-żartem, pół-serio. Wzdrygnęłam ramionami, bo ja na końcu i tak wszystko robię po swojemu. Louis uniósł kącik ust, słysząc zdanie Layli.

-Coś ostatnio macie za dobry kontakt-powiedziałam, patrząc to na Louisa, to na przyjaciółkę, która zaczęła się śmiać, aż na końcu zaczęła udawać, że wymiotuje, za co chłopak rzucił w nią ścierką.

-On po prostu wie o jedną rzecz za dużo-wyjaśniła.

-A czemu ja jej nie wiem?!

-Bo nie chciałam cię tym męczyć. Miałaś swoje problemy-jęknęła, jednak widząc, że naciskam na nią spojrzeniem, przygryzła wargę zębami, zastanawiając się, czy mi odpowiedzieć.-Po prostu jestem w ciąży z Niallem, a boję się mu powiedzieć-spojrzałam na nią z lekka wytrzeszczając oczy.-Odezwij się, bo mnie stresujesz.

-No przecież się cieszę-wydusiłam z siebie, przytulając dziewczynę.-Nie masz się czego bać, on też się ucieszy-zaczęłam, jednak od razu zamilknęłam, widząc jak blondyn wchodzi do kuchni. Spojrzał na mnie i na Laylę, po czym skrzyżował ręce na klatce.

-No już, z czego się ucieszę?-spytał. Dziewczyna spojrzała na mnie, więc kiwnęłam głową w stronę Nialla, żeby do niego poszła i mu powiedziała.-Zdradziłaś mnie? Dlatego nie dajesz się nawet przytulać?-spytał.-Chociaż nie, bo z tego bym się nie cieszył.

-Co?-z ust Layli wydobył się jęk rezygnacji i zdziwienia.-Ja cię nie zdradzam młotku. Boże, choć się przejść chociaż do ogrodu. Musimy porozmawiać-blondynka pociągnęła chłopaka za rękę, prowadząc go za sobą. Okręciłam głowę z powrotem na Louisa, zauważając, że zostaliśmy sami.

Chłopak wyciągnął w moją stronę talerz z kanapkami, sugerując, żebym coś zjadła.
Wzięłam jedną do siebie i zaczęłam jeść, gdy on jeszcze zrobił sobie kawę, po czym usiadł naprzeciw. Jadłam w ciszy, aż Louis zaczął się śmiać pod nosem.

-Nigdy nie sądziłem, że kiedykolwiek zrobi się tak niezręcznie między nami.

-No, nawet nie wiem, co mam ci teraz odpowiedzieć. Wczoraj było łatwiej, jak nie do końca ogarniałam co się dzieje-zaśmiałam się.

-To może ja zacznę, skoro już jesteśmy sami-zaproponował, po czym odchrząknął.-Mógłbym cię po raz setny przeprosić, ale to i tak nic nie da. Stało się, co się stało, czasu nie cofnę. W sumie ode mnie się zaczęło, mimo że nie ja chciałem całować tamtą dziewczynę. Później szła jedna kłótnia za drugą, co doprowadziło do tego, że cię zostawiłem, a nie do końca to przemyślałem. Brakowało mi ciebie przez cały czas, jednocześnie nie miał mnie kto temperować, co doprowadziło do tego, że wleciałem Kevinowi do domu i zacząłem celować w niego pistoletem. Nie będę ukrywał, że dumny z tego nie jestem i żałuję, tym bardziej że był z dziewczyną. Wolałem, żebyś dowiedziała się tego ode mnie mimo wszystko-kiwnął głową, a ja dalej wsłuchiwałam się w jego głos.-Żyje, co pewnie wiesz. Nic mu poważnego nie zrobiłem. Chciałbym tylko wiedzieć, co czułaś, jak się z nim całowałaś, ale nie kłam, Mia. Cokolwiek teraz między nami jest, nadal cię kocham i nie chcę stracić.

-Nie wiem, co ty robisz, ale przestań, bo nawet nie umiem ci teraz na nic odpowiedzieć i nie umiem ci wytłumaczyć tamtej sytuacji. Pamiętam, że on wrócił poobijany, okazało się, że to ty go tak pobiłeś, a ja do końca nie wierzyłam, że jesteś do tego zdolny. Przez cały dzień leżałam sama w pokoju, gdy Kevin po prostu robił to co zawsze. Wieczorem poszłam do niego, żeby sprawdzić jak się czuje i usiadłam obok na łóżku. Zrobiło mi się jakoś źle, zamyśliłam się o tobie i zaczęłam płakać przez to wszystko. Chciałam wtedy ciebie obok siebie, nie jego, ale jak zaczął mnie całować, poczułam, że komuś na mnie zależy. Nie całował jak ty, ten pocałunek był przeciwieństwem, ale czułam się potrzebna, może trochę bezpieczna. Otrząsnęłam się, jak poczułam jego dotyk na mojej skórze. Wyszłam z jego pokoju, po jakimś czasie postanowiłam przyjechać tutaj i przez resztę dni obwiniałam się, że jestem zwykłą szmatą, bo się z nim pocałowałam. Całując jego, chciałam ciebie. Tęskniłam za tobą Louis. Nie umiałam normalnie jeść, spać, nie robiłam nic. Na dodatek ciągle kłócę się z moją matką, która twierdzi, że bez ciebie zaczynam być chamska.

-O jakim dotyku mówisz? Złapał cię za rękę?-wtrącił, opierając się o szafki.

-Nie do końca-pokiwałam przecząco głową, jeżdżąc palcem po rańcie szklanki.

-Chcę wiedzieć wszystko, Mia.

-Przeczesał moje włosy, zaczął całować i wsunął ręce pod bluzkę, co mnie ocuciło. To chciałeś wiedzieć?-warknęłam w stronę Louisa, który uporczywie się mi przyglądał. Chłopak odstawił kubek na szafkę i przeniósł ciężar z lewej na prawą nogę.

-A później się dziwisz, że jestem przesadnie zazdrosny. Przyznaj, że nie jesteś bez winy. Głównie ja zjebałem, ale ty też dołożyłaś swoje-uniosłam brwi, sarkastycznie śmiejąc się pod nosem. Powoli przestawałam się hamować.

-Masz zamiar zrzucić wszystko na mnie?! To nie ja ciebie zostawiłam! To wszystko jest z twojej zasranej winy, a nie mojej.

-Nie chcę cię obwiniać-powiedział spokojnie.-Wiem, że to z mojej winy, ale masz przyznać, że dołożyłaś swoje-powtórzył, idąc w moją stronę. Spojrzałam przed siebie, dając wrażenie obojętnej, jednak w duchu cieszyłam się, że chłopak w końcu jest bliżej mnie. Teraz chciałam tylko, żeby mnie przytulił i pocałował.-Więc?

-Jezu, każde z nas ma coś na sumieniu. Nie możemy o tym zapomnieć i zacząć od nowa? Proszę cię.

-Jestem za-uśmiechnął się, smyrając opuszkami palców moją dłoń. Drażniło mnie to niemiłosiernie, co chyba zauważył, mając z tego jeszcze większy ubaw. Przymknęłam na chwilę oczy, myśląc, że to uczucie minie.

-Louis, pocałuj mnie-okręciłam się w jego stronę, widząc, że nadal się uśmiecha.

Chłopak pociągnął mnie na swoje nogi, dając mi to, czego nie miałam przez dłuższy czas. Brakowało mi bliskości z nim, a tym bardziej tego jak mnie przytulał. Louis poszedł krok dalej i zaczął całować mnie po szyi, kierując się pocałunkami w stronę ust.

-Ale skoro mamy zacząć od nowa, to nie sądzę, że pocałowałabyś mnie po kilku minutach znajomości-zaśmiał się, jednak po chwili już czułam jego usta na swoich. Położyłam swoją rękę na policzku chłopaka, a drugą ułożyłam na jego karku, ciesząc się tą chwilą. Mimo to pierwsza przerwałam pocałunek, dając Louisowi szybkiego całusa i się przytuliłam jak dziecko do mamy.-Znowu jesteś moją dziewczyną?

-Ciągle nią byłam.

-To się cholernie cieszę-odparł, specjalnie ściskając mnie, najbardziej jak tylko mógł.-Wracamy?

-Ale ja nic nie powiedziałam mamie i... nie chcę tak bez słowa znikać-zaczęłam się jąkać. Sama nie wiedziałam, czy w ogóle by się tym przejęła, bo ostatnio za dużo nie rozmawiałyśmy.

-Poczekamy, aż wrócą. Nie śpieszy mi się-wzdrygnął ramionami.-Mam po prostu co do ciebie plany-dodał, muskając moją szyję. Uniosłam kącik ust, odchylając głowę, gdy z obecnego stanu wyrwał mnie trzask drzwi. Spojrzałam z Louisem w stronę korytarza, w którym po chwili pojawiła się Layla. Nie płakała, nie cieszyła się, była jakaś dziwnie obojętna.

-Co się stało?

-Powiedziałam mu. Jeszcze nigdy nie był tak roztargniony i spokojny jednocześnie. Ze trzy razy chciał coś powiedzieć, aż machnął ręką i zamknął się w garażu-nawijała jak szalona.

-To i tak dobrze zareagował. Jego życie się zmieni, nie będzie czasu na zachcianki, na imprezy w każdej chwili i na inne rzeczy, bo będzie się zajmował dzieckiem. Daj mu trochę spokoju, to wszystko sobie przemyśli.

-Chyba uzmysłowi, że ja nie żartowałam. Za pierwszym razem zaczął się śmiać, ale później ogarnął, że jestem poważna-jęknęła.-Mam dziewiętnaście lat, jak dziecko się urodzi, będę miała dwadzieścia. Co ja zrobiłam ze swoim życiem?

-Może zamiast przeżywać, patrz na plusy tej sytuacji-odezwał się Louis.-Niall już ci nie spierdzieli, będziecie mogły się rozczulać nas małym bobasem, a co równie ważne-dowiesz się, jakie to uczucie przytulać swoje dziecko i nie każ mi mówić więcej, bo to dla mnie niezręczne.

-Będziesz przechodził to samo-warknęła w jego stronę-A wtedy ja zacznę się śmiać z ciebie.

-Ale ja się nie śmieję-oburzył się, kryjąc uśmiech.-Stwierdzam, że mam takie zdanie jak ty. Zjebałaś sobie młodość, ale jakbyś kiedyś chciała wyjść na imprezę, Mia popilnuje ci dziecka.

Blondynka pokiwała bezradnie głową i wyszła szybciej, niż weszła, a ja mogłam bez problemu zdzielić Louisa w głowę. Chłopak potarł miejsce, w które dostał, patrząc na mnie pytającym wzrokiem. Niewiniątko się znalazło.

-Byłeś chamski.

-Ja pierdolę, jak?! To moje pieprzone zdanie, na następny raz się nie odezwę.

-Jej nie jest łatwo, a ty ją dołujesz-westchnęłam.-Teraz zanieś mnie na górę, bo jak powiedziałeś, mam nie nadwyrężać kolana, a muszę się przebrać-powiedziałam melodyjnym głosem, splatając ręce na karku chłopaka.

Louis wstał z krzesła i zaniósł mnie do sypialni, gdzie po drodze mogłam mu dogryzać, że jego forma znacznie spadła. Rzuciłam krótkie ''dzięki'', siadając na łóżku, po czym się przebrałam, sto razy mówiąc mu, by nie podglądał i z pomocą Louisa zaczęłam się pakować. Teraz będzie dobrze, nie może być inaczej.  








CZYTASZ=KOMENTUJESZ