poniedziałek, 1 sierpnia 2016

Rozdział 48


Stałam i rozmawiałam z jakimś chłopakiem, którego imienia nawet nie pamiętam, jednak dalej myślałam o Louisie. Zmieniłam zdanie-chcę wrócić do domu i spędzić resztę dnia z chłopakiem. Mam w dupie Harrego i Liama, mam w dupie to, co ma się stać, po prostu najlepiej skończyć tę sprzeczkę, nim rozpęta się prawdziwa kłótnia między nami.

-Halo, słuchasz mnie?-szatyn pomachał mi przed twarzą ręką, a ja ocknęłam się, mrugając intensywnie oczami. Na twarzy chłopaka pojawił się duży uśmiech, po czym wypił do końca piwo ze szklanki.

-Tak, słucham-potwierdziłam skinieniem głową, jednak nie wiedziałam nawet, jakie było ostatnie słowo, które wypowiedział. Chłopak uniósł jedną brew, śmiejąc się, gdy podeszła do niego jakaś szatynka.

-Musimy lecieć-rzuciła, cmokając go w policzek.-Albo czekaj, jeszcze na chwilę pójdę do reszty-dodała szybko, znikając za drzwiami. Spojrzałam zdziwiona na chłopaka, który wzdrygnął ramionami, uśmiechając się. Czyli u nich to normalne.

-Więc może powtórzę, co mówiłem. Widzę, że między tobą a Lou jest napięcie.

-Chwilowe, po dzisiejszym poranku-tym razem to ja wzdrygnęłam ramionami.

-To was dopinguję, żeby wam minęło-mrugnął, śmiejąc się.

Chłopak odepchnął swoje ciało od blatu i po kiwnięciu mi na pożegnanie, wyszedł. Westchnęłam pod nosem z dwóch powodów. Raz-dlaczego oni tak zaczynają rozmowę i tak szybko ją kończą, dwa-zostałam sama. Z jednej strony poszłabym i poprosiła Louisa na osobność, ale z drugiej niech to on pokaże, że mu zależy. Czekałam na niego, wiedząc, że w końcu przyjdzie czas, gdy będziemy musieli jechać, a wtedy on będzie musiał zrobić pierwszy krok. Przez moje myśli, nie usłyszałam, jak brunet wszedł do pomieszczenia, całkowicie psując mój pomysł na zakończenie tego dnia. Dopiero jego słowa przywróciły mnie do rzeczywistości, która nie była już kolorowa.

-Przyzwyczajasz się do samotności?

-Ty za to bardzo starasz się mnie zdenerwować-mruknęłam.-Wiem, że będziesz zły, ale moglibyśmy już wrócić do domu?-spytałam powoli, jakbym bała się jego reakcji. Ale właściwie dlaczego?

-Bo?

-Bo mam już w dupie Harrego i Liama, chcę się w końcu usiąść i oglądnąć jakiś film-odparłam, obserwując zachowanie chłopaka.-Z tobą oczywiście. Nie chcę znów czuć tego, co czułam przez ostatni czas, gdy odszedłeś.

-Ja nie odszedłem-poprawił mnie niemal natychmiast.

-Dobra, wiadomo, o co chodzi. Wrócimy? Proszę-jęknęłam, wstając z krzesła.

Louis westchnął, jednak wyprostował się i po odszukaniu w kieszeni swoich kluczyków, zakręcił nimi na palcu i złapał w garść. Nic nie powiedział, co traktowałam jak moje małe zwycięstwo, że znów nie musieliśmy się kłócić. Powoli szłam za nim, słysząc dokładnie jego słowa, które skierował do przyjaciół na pożegnanie. Ja się nawet nie odezwałam. Wsiadłam po prostu do samochodu, zapięłam pas, po czym skierowałam swój wzrok na obraz za oknem. Nie powiedziałam już ani słowa w stronę chłopaka przez całą drogę. Myślałam, że jest dobrze, więc nie musimy rozmawiać, jednak gdy zatrzymaliśmy się na podjeździe przed domem, a ja chciałam wyjść z samochodu, Louis jednym wciśnięciem przycisku, zamknął wszystkie drzwi.

-Przestań się tak zachowywać-powiedział, opierając się o kierownicę.

-Niby jak?

-Raz się zachowujesz, jakbym chciała cię pobić i wyglądasz na wystraszoną, a za drugim, jakbyś mnie nie znała. I nie, nie mów mi przepraszam-wyprzedził mnie, nim zdążyłam otworzyć usta.-Harrego nie będzie w domu, reszta pewnie siedzi w swoich pokojach, jeżeli sami gdzieś nie wyszli.

Kiwnęłam jedynie głową, chociaż i tak miałam wrażenie, że  z moich ust wydobył się jęk ulgi. Teoretycznie sami w domu. W końcu dobra informacja dzisiejszego dnia. Po krótkiej wymianie zdań z chłopakiem, otwarł mi drzwi, przez co mogłam wyjść i pójść do domu. Pierwszy raz zdarzyło mi się, że wchodziłam do niego niepewnie. Nie powinnam się tak czuć, jeżeli dalej mam mieszkać tu z Louisem. Zdjąwszy buty, od razu poszłam do jego pokoju, po drodze mijają Zayna. Posłał mi spojrzenie, które jakby wyrażało przeprosiny, przez co zmarszczyłam brwi. Nie zdążyłam zadać pytania, o co chodzi, bo zniknął za drzwiami od swojej sypialni, a wiedziałam, że nie mogę tego tak zostawić. Przebrałam się w jakąś luźną bluzkę i krótkie spodenki, gdy po kilku minutach dołączył do mnie Louis. Sam zrzucił z siebie ubranie, zostawiając jedynie spodnie dresowe. Co jakiś czas na niego spoglądałam, nie widząc z jego strony jakiegokolwiek zainteresowania. Fuknęłam pod nosem, obracając się w stronę łóżka, jednocześnie wiążąc włosy w kucyka, gdy poczułam na biodrach jego ręce. Skończywszy wiązać włosy, położyłam swoje dłonie na jego i odchyliłam głowę. Louis dobrze wiedział, o co chodzi, więc złączył swoje usta z moją szyją.

-Dowiem się kiedyś, co się wydarzyło?

-Kiedyś pewnie tak-mruknęłam, zaciskając uścisk na dłoni chłopaka.

-Mia, nie mam sił na twoje zabawy. Powiem ostatni raz-co się stało?!-wyrzucił z siebie.

Odwróciłam się, żeby spojrzeć na jego twarz, która jednocześnie wyrażała zdenerwowanie i rezygnację. Przygryzając wargę, zgasiłam światło, by jedynie telewizor oświetlał pokój, po czym pociągnęłam go na łóżko.

-Przyszedł do mnie w nocy, jak ciebie nie było w pokoju-zaczęłam niepewnie, układając się obok chłopaka.-Może zacznijmy od tego, gdzie byłeś?

-Cały czas w domu. Zszedłem na dosłownie dziesięć minut do kuchni.

-O dziesięć za dużo-stwierdziłam.-W każdym razie przyszedł i powiedział, że wczorajsza sytuacja to moja wina, bo jak to stwierdził-gdybym poszła do pokoju i nie stała jak ciota, to i twój ojciec by od razu wyszedł bez żadnej bójki z tobą. Dodał jeszcze, że mam dwa dni na zniknięcie. Miło, prawda?-uniosłam brwi.-To chciałeś usłyszeć? Oczywiście mówię o skróconej wersji. Dłuższa ma trochę więcej wyzwisk i z resztą nie chcę już o tym mówić.

-Nie zawiniłaś w niczym i co najważniejsze-nie ma żadnych dwóch dni na zniknięcie, rozumiesz?-Louis złapał moje policzki i podniósł głowę tak, by była na wprost jego twarzy.-Nie on tu decyduje i nie on rządzi moimi uczuciami-dodał. Złączył nasze usta, stopniowo pogłębiając pocałunek. Czułam się dobrze, będąc z nim sama. Dawał mi poczucie bezpieczeństwa i tego, że komuś na mnie zależy bardziej, niż mi się zdaje.

-Ale ja tak myślałam, że może faktycznie by było lepiej, jakbym zamieszkała w moim starym domu. Nie został przecież jeszcze sprzedany-powiedziałam, jednak nie wiedziałam, że wywoła to taką reakcję u Louisa. Odsunął się gwałtownie, jakbym go czymś poraziła i spojrzał na mnie oczami, które trochę pociemniały ze złości.

-Skończ, Mia! Nie będziesz mieszkała w żadnym jebanym domu, gdzie wszystko będzie ci przypominało o ojcu i tym co ci robił! Zostajesz tutaj-wywarczał, starając się opanować swój głos.

-Kochanie, proszę-jęknęłam, gramoląc mu się na nogi.-Przecież będziemy się widzieć codziennie.

-Nie, przestań mnie namawiać, bo nic ci to nie da. Masz nadal koszmary i słabsze dni, kto ci wtedy pomoże, co? Będziesz sama, a nikt nie chce byś sam, nie mieć się do kogo odezwać. Ześwirujesz w końcu. 

-Ale...

-Przymknij buzię-odparł chłodno, zakrywając mi usta.-Wymyślasz dzisiaj, Mia. Zaraz zacznę myśleć, czy ty nie chcesz na serio mnie zostawić.

-Jezus, nie chcę. Kocham cię cholernie mocno, ale widzę, że za dużo tu namieszałam. Daj mi tylko...

-Nie-po raz kolejny usłyszałam ostry ton głosu chłopaka.

Spojrzałam na niego z grymasem wymalowanym na twarzy, na co nie zareagował i włączył film. Oparłam głowę na poduszce, nadal myśląc, jak namówić Louisa na mój pomysł. Wiedziałam, że będzie nieugięty, ale nie, że aż tak bardzo. Przysunęłam się bliżej chłopaka, by móc się przytulić, gdy on wyprzedził mnie i zamknął moje ciało w swoich ramionach. Uśmiechnęłam się. Będę zawsze to powtarzała i nie znudzi mi się nigdy myśl, że Louis jeszcze rok temu chciał mnie dosłownie zabić, a teraz nie chce mi pozwolić opuścić tego domu.

-Mia, jesteś zła?

-Nie-odpowiedziałam zdziwiona takim pytaniem.

-Nie wiem, po co ci to potrzebne, ale...-zamilkł na kilka sekund, po czym dodał.-Jedyne gdzie możesz mieszkać to dom Layli. Nigdzie więcej ci nie pozwolę.

-Dziękuję, jesteś kochany-na mojej twarzy pojawił się chyba największy uśmiech dzisiejszego dnia, gdy przytuliłam Louisa, praktycznie się na niego rzucając. Brunet splótł swoje dłonie na moich plecach i bez słowa dalej oglądał film, który jak dla mnie był nudny. Co jakiś czas czułam, że całuje mnie w głowę lub bawi się włosami, co odrywało mnie od rzeczywistości.

-Ten film był nudny i to bardzo-stwierdziłam, widząc, jak Louis przełącza kanał.

-Był zajebisty, nie znasz się.

-Ej, to ty wybierasz filmy, które albo są horrorami, albo przypominają jakiegoś pornosa.

-Ooo na pewno nie. W tym filmie nie było ani jednej takiej sceny.

-Wow, jeden wyjątek-zaśmiałam się sarkastycznie.

Louis w jednej chwili zrzucił mnie z siebie i przygniótł do łóżka swoim ciężarem, nie dając mi przestrzeni, bym mogła się ruszyć. Zbliżył się do mnie, po czym cmoknął mnie szybko w nos i delikatniej musnął moje usta, jednak gdy ja chciałam, byśmy dalej się całowali, ciągle się odsuwał.

-Louis!-warknęłam, wywołując u niego cichy śmiech.

Gdy po raz kolejny w ostatniej chwili jego usta oddaliły się od moich, uderzyłam chłopaka w ramię. Uśmiechnął się, ciągnąc mnie za ręce tak, że usiadłam i w końcu normalnie mnie pocałował. Przeczesałam ręką włosy Louisa, po czym położyłam ją na karku chłopaka. Co jakiś czas na chwilę odrywałam się od niego, żeby nabrać powietrza, gdy on w tym czasie dalej składał na moim policzku pocałunki.

-Kocham cię.

-Niedosłyszałam-mruknęłam.

-Kocham cię-powtórzył, odsuwając się.-Chodź, przejdziemy się.

Louis pociągnął mnie za ręce w górę, gdy ja spojrzałam odruchowo na okno i zobaczyłam, że na dworze nie panuje pogoda, którą bym sobie życzyła i jest już ciemno. Mimo to bez marudzenia założyłam na siebie bluzę i spodnie, po czym otwarłam szafę i wyciągnęłam swoje Nike. Wsunęłam je na stopy, gdy usłyszałam, jak Louis szepcze coś na korytarzu, jednak jego głos był tak cichy, że czasami zanikał i miałam podejrzenia, że po prostu mi się zdawało. Wyszedłszy na korytarz, zobaczyłam go samego, więc utwierdziłam się w przekonaniu, że to tylko głupie wrażenie.

-Zawsze mi wszystko wybaczysz?-spytał, otwierając mi drzwi.

-Zależy co zrobisz i dlaczego o to pytasz?

-Od tak-wzdrygnął ramionami.

Zdezorientowana złapałam jego dłoń w swoją, jednak ścisnął ją bardziej niż zawsze. Odchrząknęłam, na co od razu zareagował, rzucając przepraszające spojrzenie. Nie podobało mi się to, jak Louis w ciągu kilku minut potrafił się spiąć. Wsunęłam swoją rękę całkowicie w bluzę, czując delikatny powiew wiatru, jednak nie mogłam wyrzucić z głowy szepczącego Louisa, przez co musiałam zadać to pytanie:

-Z kim szeptałeś na korytarzu?

-Z nikim, zdawało ci się-odparł, uśmiechając się.

-Nie rób ze mnie głupiej-w moim głosie wyczułam nutkę niepewności, jednak dalej męczyłam chłopaka pytaniami.-Więc dlaczego szeptałeś? Coś przede mną ukrywasz?

-Nie...dobra-westchnął.-Rozmawiałem z Harrym, nic przed tobą nie ukrywam, była to zwykła rozmowa, a to że nie darliśmy się na cały dom, nic nie znaczy.

-Jakoś myślę inaczej.

-Myślisz źle-stwierdził, całując mnie w skroń.

-A twoje zachowanie? Co chwila mówisz, jak mnie kochasz, wyciągasz mnie na spacer, a najcieplej nie jest, ściskasz jakbym miała zniknąć. Co się dzieje, Louis?!-mruknęłam, luzując trochę uścisk jego ręki na moim biodrze.

-Nic nie jest. Jak ci takie rzeczy nie pasują, to mogę przestać. Gdy się kłóciliśmy, było źle, teraz też jest źle. To co ja mam robić?-stanął i skrzyżował ręce na klatce.

-Wiesz, że nie o to chodzi. Ty coś ukrywasz.

-A ty wmawiasz sobie rzeczy, które nie mają miejsca-odgryzł się.

Przewróciłam oczami, wkładając ręce w bluzę i ruszyłam do przodu, wiedząc, że Louis idzie obok.

-Przepraszam-wyrecytował, zatrzymując mnie. Odwróciłam się i widząc, jak rozłożył ręce, przytuliłam się, po czym od razu poczułam ciepło jego ciała.-Zrobiłem się trochę natarczywy, ale ja cię kocham, Mia i chcę, żebyś o tym wiedziała. Z Harrym rozmawiałem na temat mojego ojca i tyle.

-Nie szło tak od razu?

-A mogę zadać jeszcze jedno pytanie?-powiedział z pełną powagę, na co lekko zmarszczyłam brwi, ale kiwnęłam głową, czekając, co usłyszę od chłopaka.-Ufasz mi bezgranicznie, że nigdy bym cię nie skrzywdził?

-No wiesz, chciałeś mnie zabić-zaśmiałam się, patrząc na Louisa, który sam się lekko uśmiechnął.

-Wiesz, że bym tego nie zrobił. Od początku mnie coś powstrzymywało, ale odpowiedz mi na pytanie.

-Jezus, Louis, tak ufam ci, że mi nic nie zrobisz. Kocham cię i ci wybaczę każde głupstwo, jeżeli będzie na odpowiednim poziomie-uśmiechnęłam się i podeszłam do chłopaka.

Louis przyciągnął mnie do siebie i pocałował po raz kolejny tak, jakbym miała zniknąć. Oderwałam się od niego praktycznie siłą, bo ciągle mnie przy sobie trzymał, ale nic nie powiedziałam, tylko złapałam jego rękę i odwróciłam się, by wracać już do domu. Leniwie stawiałam krok za krokiem, patrząc w dół i wciskając dłonie jak najgłębiej w kieszenie, gdy nawet nie wiem kiedy, a zorientowałam się, że Louis gdzieś zniknął, a zamiast tego przede mną stanął Harry.

-Czemu Louis mnie zostawił?-powiedziałam, czując niepokój, jednak na twarzy lokowatego debila zobaczyłam tylko uśmiech.-O czym rozmawialiście na korytarzu?

-Wiesz, to że Louis cię nie zabił na początku, nie znaczy, że nie zrezygnował z tego całkowicie.

-Co to miało...-nim dokończyłam zdanie, ktoś złapał mnie od tyłu i przycisnął do twarzy jakiś materiał.

Zaczęłam się szarpać, jak tylko mogłam, a najgorsze było to, że Harry nadal stał przede mną i bawił się tą sytuacją. Ja za to zdębiałam tym bardziej, gdy zobaczyłam podwinięte rękawy bluzy osoby za mną, przez co widziałam idealnie każdy tatuaż Louisa. W tym samym momencie przestałam się opierać i wzięłam wdech, przed którym opierałam się tyle czasu.

-Oj, Louis się znalazł-zakpił ze mnie, widząc, że powoli odpływam. Mój wzrok się zamazał do tego stopnia, że widziałam jedynie plamę przed sobą, jednak dobrze słyszałam, co Harry dodał na koniec.-On cię nigdy nie kochał, pogódź się z tym wreszcie.

Uścisk na moim ciele powoli się rozluźnił, a ja zamknęłam oczy i przestałam słyszeć cokolwiek, co działo się przy mnie. Nie mogłam tylko zrozumieć, dlaczego Louis mi to zrobił. Te wszystkie głupie pytania o zaufaniu i kochaniu mnie przestały mieć momentalnie dla mnie sens. Po raz kolejny się na nim zawiodłam, a miałam dziwne wrażenie, że był to jednocześnie ostatni raz. Czyli tak się dzieje, gdy zakochujemy się w nieodpowiedniej osobie i wybaczamy o raz za dużo. Dobra nauczka na przyszłość-nie wchodzić milion razy do tej samej rzeki, bo nawet znając już na pamięć jej głębokość, w końcu się utopisz.


6 komentarzy:

  1. Wszystko ładnie,pięknie, wręcz idealnie...ALE TO ZAKOŃCZENIE! Matko,jak on mógł?! -.-/Monia

    OdpowiedzUsuń
  2. To ostatnie zdanie jest świetne *.*

    OdpowiedzUsuń
  3. Nawet nie wiesz jak się ciesze, że dodałaś rozdział, ale... CO?! DLACZEGO?! ŁAMIESZ MI SERCE :'( KĄPLETNIE NIE ROZUMIEM TEGO CO PRZED CHWILĄ SIĘ "WYDARZYŁO"...

    Czy naprawdę Louis nigdy jej nie pokochał? Czy może mimo tego, że ją kochał to zachował się tak, a nie inaczej bo Harry maczał w tym palce?? Ehh...

    Czekam z o wiele większą niecierpliwością niż zwykle na następny

    OdpowiedzUsuń
  4. Perfect ���� ale Lou przeszedl samego siebie ��/Larry69

    OdpowiedzUsuń
  5. Ooo matko, Lou psycholu ty xd ale i tak wiemy, że nic jej nie zrobi, bo nie wierzę,że ciągle by udawał i się w niej nie zakochał ^^/Horanowa

    OdpowiedzUsuń
  6. Megaa sie dzieje ���� ale konczyc w takim momencie ����

    OdpowiedzUsuń