czwartek, 28 maja 2015
niedziela, 24 maja 2015
Rozdział 16
Trzy miesiące później*
Louis pov*
Stanąłem przed lustrem, poprawiając kołnierz garnituru. Razem z chłopakami zostałem zaproszony na jakiś zasrany bal maskowy. Za cholerę nie chce mi się iść, ale stwierdziłem, że będzie można się pośmiać, gdy założymy maski, a po drugie nasz szef, jest jednym z jego organizatorów. Inaczej by pewnie nie poszedł, ale już nie będę taki i się zjawię. Odwróciłem głowę w stronę półek i przypomniałem sobie jedną rzecz. Pierwszy pocałunek z Mią. Teraz jej nie ma. Krótko po tym jak wyszedłem ze szpitala, Liam powiedział mi, że ona nie żyje. Na początku nie wierzyłem i miałem ochotę coś rozwalić, ale później stwierdziłem, że jednak nic do niej nie czułem i się cieszę, że to nie ja musiałem brudzić sobie ręce z zabiciem jej. Jeden problem mniej, a i my mamy spokój, bo nie ma opcji, żeby ktoś wygadał, co się stało tego pewnego wieczoru. Na pogrzeb nie poszedłem, no bo jednak mam ją w dupie, tak. Po co miałem się tam zjawiać. W sumie nie wiem nawet, kiedy odbyło się to całe spotkanie.........Poprawiłem ostatni raz cały strój i wyszedłem na dwór, gdzie już czekał mój samochód. Czerwony Lotus Evora 400. Tak, piękne cacko, a jak potrafi zasuwać. Wyciągnąłem z kieszeni jednego papierosa i zapaliłem. To tak na rozluźnienie. Kilka minut w tą czy kilka w tamtą, co to za różnica. I tak nie chcę zabawić tam długo. Wyrzuciłem resztę papierosa na trawnik po czym przygniotłem go butem. Chwilę później już jechałem autem w znane mi strony. Tyle szych w jednym miejscu, okazja jedna na milion, żeby je zobaczyć. Większość pewnie się podciera tą zasraną kasą-zakpiła moja podświadomość. Zaparkowałem w wyznaczonym miejscu i wyszedłem. Kilka osób stało w ogrodzie, a reszta zapewne była w środku. Wziąłem głęboki wdech po czym podszedłem do drzwi.
-Nazwisko?-spojrzałem na ochroniarza, a on powtórzył pytanie.
-Tomlinson-mruknąłem ciszej, nasuwając maskę na twarz.
-Miłej zabawy życzę.
Kiwnąłem głową i wszedłem do gigantycznej sali. Nie trwało długo, a znalazłem chłopaków. Co jak co, ale loki Harrego i postawione włosy Zayna to ja znajdę wszędzie.
-O kto się zjawił?-zaśmiał się Niall, pakując do buzi kolejną przekąskę.
-Tak, śmiej się. Gdyby nie to, że on nas zaprosił, to bym nie przyszedł.
-Narzekasz, mi tam nawet pasuje-usłyszałem Liama, a reszta przyznała mu rację.-Taka odskocznia od tych wszystkich imprez w klubach.
-I laski też są-mruknął Harry, pocierając podbródek, gdy jedna z dziewczyn przeszła obok niego.
-Właśnie widzę, jak zwracają na ciebie uwagę.
Zaczęliśmy się śmiać, na co trzepnął mi ręką przez głowę. Uniosłem brwi do góry, widząc, że coś chce powiedzieć.
-No mów, czekam.
-One w porównaniu do Mii żyją, a ty powinieneś się pocieszyć-no to mu się udało.
-Po pierwsze nie byłem z nią, a po drugie jakoś nie widzę tu powodów do pocieszania.
-Skostniała Mia, łatwiej ją.......
-Trzymaj mordę na kłódkę, bo ci wyjebie-momentalnie do niego podszedłem, mierząc go wzrokiem.
-Powinieneś się cieszyć, w końcu doprowadziłeś do tego, czego chciałeś-uśmiechnął się.
-Masz w ryj id.....-już chciałem go popchnąć, gdy usłyszałem Zayna.
-Uspokójcie się, bo jeszcze zrobicie przedstawienie.
-O moi drodzy koledzy, ciesze się, że przyszliście-ostatni raz spojrzałem z pogardą na Harrego i odwróciłem się do mężczyzny.
-Przecież tobie nie odmówię-zaśmiałem się.
Rozmawiałem z nim kilka minut ,aż w końcu musiał iść na scenę. Tym samym przerwał grę zespołu. Stanąłem między tłumem, w tym samym czasie co dołączyli do mnie przyjaciele.
-Gdzie ten dupek-powiedziałem cicho w ich stronę.
-A jak myślisz. Nie przejmuj się nim. To idiota-usłyszałem szept Zayna.
Kiwnąłem mu głową po czym skierowałem wzrok na scenę. Krótko po tym w sali rozbrzmiały pierwsze głosy, odbijające się od ścian. Założyłem ręce na klatce i słuchałem.
-Na początek chcę podziękować wszystkim, którzy się tu zgromadzili. Ta impreza nie odbyłaby się bez was. Również dziękujemy pani Smith, że zgodziła się być jednym ze sponsorów tego balu. Oczywiście nie jest ona z nami obecna, ale na sali gościmy jej córkę Laylę Smith. Oklaski dla niej-po sali rozległy się oklaski, a na scenie pojawiła się blondynka.
Pierwsze skojarzenie-Mia. Kuźwa. Pokręciłem głową i westchnąłem. Muszę o niej zapomnieć. Layla wygłaszała jakąś przemowę, a ja spojrzałem na Nialla. Nadal patrzył na nią, jak na kawałek mięsa. Dziewczyna dalej stała, dziękując wszystkim i tak dalej. Wtedy pomiędzy mnie, a Nialla wcisnął się Harry, poprawiając garnitur.
-Czyżby któraś zwróciła na ciebie uwagę?-Zayn zaczął się śmiać.
-Widocznie tak-spojrzał na Laylę.-A jak tam zakład? Jak na razie przegrywasz.
-Ale to ja się będę śmiał ostatni.
-Jeszcze zobaczymy. Ale ci przyznam, że jest niezła.
-Już to mówiłeś i w ogóle spadaj od niej-chłopak włożył ręce w kieszenie spodni.
W końcu ta denna rozmowa się skończyła. Po raz kolejny spojrzałem na scenę, gdzie Layla kończyła mówić. Mój wzrok padł na skrawek kulis, gdzie stała jakaś dziewczyna. Przypominała mi Mię. Nie, to nie możliwe. Jej nie ma. Nie żyje. Jeszcze tego brakowało, żeby wszystkie kobiety przypominały mi Mię. Cholerna maska. To ona mi przeszkadza w rozpoznaniu. Nie miałem żadnych dowodów, każda mogła mieć włosy jak Mia. Chcąc się dowiedzieć kto to, przedarłem się szybkim krokiem między ludźmi i dotarłem na miejsce. Przeskakując co drugi stopień, znalazłem się do góry. Layla właśnie schodziła ze sceny. Zdjąłem maskę, a ona poszła w moje ślady.
-Louis? Co ty tu robisz?
-Nawet gdybyś nie zaprosiła Nialla, przyszedłby, bo jesteśmy zaproszeni przez niego-wskazałem na mężczyznę, który kierował ostatnie słowa w stronę ludzi.
-To znaczy, że jesteście tu wszyscy?
-Tak. Ymmm......radzisz sobie jakoś po....
-Nie idzie łatwo, ale jakoś żyję-mruknęła szybko i niewyraźnie.
-Nie musimy o tym gadać, sorka.
-W sumie po co tu przyszedłeś.
Spojrzałem uważnie na nią i zobaczyłem, że jest trochę zmieszana. W końcu się przełamałem i zapytałem.
-Czy ty czegoś nie ukrywasz? Jesteś spięta.
-A jak ty byś się czuł, po przemowie kierowanej do tylu ludzi?
-No dobra. Przyszedłem ci powiedzieć, żebyś uważała na Nialla.
-Czemu?
-Po prostu nie daj mu się omotać. Nie jest taki, jak myślisz.
-Debil i zadufany w sobie cham?
Zaśmiałem się na jej słowa, bo dobrze wiedziałem, że ona wie o co mi chodzi. Pokiwała głową na pożegnanie. Za nim wróciłem do chłopaków, jeszcze raz się rozejrzałem. Nigdzie nie widziałem już dziewczyny.Chyba zaczynam świrować. Usiadłem przy jednym ze stołów. Nie miałem nawet zbytnio ochoty na jedzenie, więc nalałem sobie tylko ponczu. Poczułem szarpnięcie za rękę, tym samym prawie wylewając na siebie zawartość szklanki.
-Idziemy-warknął na mnie blondyn i zaprowadził mnie do ogrodu.
-Czego chcesz?
-Co nagadałeś Layli?
-Ja nic, a czemu-wyprostowałem garniak, zdejmując maskę.
-Nie chce ze mną rozmawiać, bo twierdzi, że nie jestem taki jak myśli. Co jej do cholery powiedziałeś?
-Hmmm....pomyślmy......,a no tak-prawdę.
-Zabiję cię idioto.
-Ogarnij się. Powiedziałem tylko, że ma na ciebie uważać, nie mówiłem nic o zakładzie.
-Prosiłem cię o to?!-krzyknął na mnie, a ja się cicho zaśmiałem.
-A czy ja muszę spełniać twoje prośby? No właśnie, więc się odwal.
-Bo co. Myślisz, że mi rozjebiesz zakład. Dla twojej świadomości to ja go wygram. Nie ten lokowaty imbecyl, który myśli, że może zaliczyć każdą dziewczynę w tym mieście. Layli nie dotknie, bo to ja będę pierwszy.
-Gdybyś chciał wygrać zakład, to byś ją zgwałcił. Jakoś tego nie robisz.
-Bo zakład jest o to, że ona ze mną pójdzie do łóżka, a nie ją zmuszę. Nie przegram tej kasy.
-Ile jest więc warta?-wywróciłem oczami i zacząłem pić resztę napoju, która została mi w szklance.
-Dziesięć tysięcy-mruknął cicho, a ja wyplułem mój poncz na trawę.
On chyba sobie żartuje. Porypany zakład za taką kasę? Chyba za długo na słońcu przebywał.
-To nie wszystko. Dziesięć tysięcy i ten który wygra, bierze ją ze sobą.
-Czy ciebie pojebało? Taka duża suma i jeszcze to? Co jak przegrasz.
-No pech, ona będzie z Harrym. Nic nie zrobię. Tyle kasy, bo raz jest ładna, dwa pyskata, co oznacza, że ciężko będzie wzbudzić w niej zaufanie, żeby to ze mną zrobiła i trzy podejrzewam, że jest dziewicą.
-Banda debili. Gdybyś był mądrzejszy, pomyślałbyś, że skoro tak ciężko wzbudzić w niej zaufanie, to od tak....-pstryknąłem palcami.-...możesz je stracić.
-Ale mnie to nie obchodzi Louis. Chcę tylko wygrać zakład. Zrozum to. Jesteś taki sam, nie liczysz się z nikim, a co najważniejsze nie wiesz co to miłość-wygarnął mi to tak po prostu w twarz.-Jeśli on jej coś zrobi, to Layla się po prostu przyzwyczai......
Nie słuchałem dalszych warknięć przyjaciela, tylko skupiłem się na tych kilku słowach. ,,Ty nie wiesz co to miłość''-ma rację, ja nie umiem kochać ani za grosz. Taki jestem i tego nie zmienię. Po co w ogóle ostrzegłem Laylę? Mam wytłumaczenie, że to była pierwsza myśl, żeby się nie wsypać, że szukałem tej dziewczyny. Machnąłem mu ręką, żeby się uciszył, po czym zobaczyłem znowu tą znajomą maskę i sukienkę. Jakaś kobieta szła ścieżką, która zakręcała za salą.
-Niall, sorry, ale muszę iść.
Ruszyłem za nią, ale żeby mi nie uciekła, trzymałem się trochę dalej. Usiadła na ławce, która stała przy małym oczku wodnym. Uważnie patrzyła na każdą pływającą rybę. Podszedłem na kilka kroków.
-Ymm....znamy się?
Nieznajoma momentalnie podskoczyła i na mnie spojrzała. Znowu przeszkadza mi ta zasrana maska.
-Nie sądzę-uśmiechnęła się, ale skupiłem swoją uwagę na głosie.
Był podobny, a może nawet taki sam jak Mii, ale nie mam żadnej pewności. Najlepszym dowodem byłoby, gdyby ściągnęła maskę. Żałuję, że nie przyglądałem się jej nigdy z większą uwagą.
-Wiesz, kogoś mi przypominasz. Jestem Louis-ściągnąłem swoją maskę i wyciągnąłem rękę.
-A ja t....to....
-To-zaśmiałem się.
-Aria-powiedziała szybko, a ja poczułem niedosyt.
Kurwa co ja myślałem, że powie-jestem Mia. Nawet gdyby była to ona, to pewnie po zobaczeniu mnie, spieprzałaby gdzie pieprz rośnie.
-Jesteś stąd?
-Nie. Przyjechałam tu z wujem-w jej głosie mogłem wyczuć nutkę strachu i zdenerwowania, co wywoływało u mnie śmiech.-Ty jesteś Louis, ale na nazwisko Tomlinson prawda?
-Tak, a co?-dziewczyna cofnęła się kilka kroków do tyłu, gdyby nie ja, już leżałaby w wodzie za nią.-Wiem, że tak reaguje na mnie większość ludzi, ale nie musisz się bać. Przecież nic mi nie zrobiłaś.
-Masz niezbyt dobrą opinię.
-A znasz powiedzenie: ''Nie oceniaj książki po okładce''.
-Do ciebie się to nie zalicza.
-Bo?-mruknąłem, na co dziewczyna znowu się cofnęła.
-Bo słyszałam co zrobiłeś.
-Jakoś tobie nic nie zrobiłem. To chyba dobrze, nie?
-Nie wiem. Zawsze możesz mnie owinąć naokoło palca i później to zrobić.
-W sumie-wzdrygnąłem ramionami.-Zdejmiesz maskę?
-Nie-powiedziała szybko, a ja zmarszczyłem brwi.
-Niby czemu.
-Bo nie chcę. Nie kazałam ci zdejmować swojej.
-Ale ja proszę, żebyś to zrobiła-zaśmiałem się i do niej podszedłem.
Dziewczyna była wystraszona, co wywoływało u mnie uśmiech. Kocham, gdy ludzie tak na mnie reagują.
-Zostaw mnie-pisnęła, ale tym bardziej mnie nakręciła.
-Dlaczego-przejechałem palcem po linii jej szczęki.-Jesteśmy tu sami. Ty jesteś wystraszona i bezbronna. Nikt cię nie usłyszy, jak będziesz krzyczeć. Mi się bardzo podoba-wymawiałem powoli każde słowo, patrząc, jak zaczyna powoli drżeć ze strachu.-Tobie nie?
-Proszę odejdź.
-Ty mi rozkazujesz.......powinnaś wiedzieć, że tego nie lubię.....
-Louis puść ją, jak ci każe-no kogo mogłem się spodziewać, jak nie Liama z Zaynem.
-Bo co? Możecie też skorzystać-zjechałem ręką po jej ramieniu i się uśmiechnąłem.
-Po prostu ją zostaw, jak prosi i idź do środka. Nie zamieniaj się w następnego Harrego.
-Sami jesteście świadomi, że ja już nim jestem. Nawet Niall mi to dzisiaj powiedział. Nie mam uczuć.
-Musisz robić przedstawienie. Odwal się od niej, co ci szkodzi-ahh drogi Zayn.
-Masz szczęście-warknąłem do dziewczyny i uwolniłem jej rękę.
Nie trwało długo, a zniknęła z mojego pola widzenia. Pomyśleć, że to wszystko przez to, że nie chciała zdjąć maski. Spojrzałem na nich i sarkastycznie się uśmiechnąłem.
-Pasuje? Nic jej nie zrobiłem-ruszyłem w stronę sali,trącając obydwu ramionami.
-Co mu odbiło-usłyszałem szept Liama.
Co? Co mi dobiło? Strata jednej jebanej osoby, która nie powinna pojawiać się w moim życiu. Ludzie nie powinni mnie poznawać, bo tylko na tym tracą, a co najgorsze cierpią. A wszystko to mam w dupie. W ostatniej chwili wyszedłem poza teren i poszedłem się przejść. Odpaliłem kolejnego papierosa. Stawiając kolejne kroki, powoli wypuszczałem obłoki dymu z ust. Obok mnie jeździły auta. W co drugim siedział jakiś młody chłopak. Udają wielkich maczo, a gdy przychodzi co do czego, chowają się po kątach. Potrafią tylko szpanować autami, które są za kasę ich starych, a sami nie mają nic. Gówno wiedzą o tym, czym jest życie. Idąc dalej, zobaczyłem jakąś parę, która szła trzymając się za ręce. Normalnie rzygam, gdy widzę te wszystkie czułości. Dziewczyna przytuliła się do niego, kładąc głowę na jego ramieniu. Odwróciłem głowę i szedłem dalej, ale chwilę później usłyszałem jej krzyk. Spojrzałem za siebie. Trójka młodych frajerów zaczęła się do nich dowalać. Nie lubię, gdy ktoś zaczepia innych za nic, tak do zabawy. Chłopak dostał w twarz, pewnie przez to, że bronił swoją dziewczynę.
-Na co się gapisz?-usłyszałem głos i się uśmiechnąłem.
-Na trójkę frajerów, którzy myślą, że są fajni.
-Co ty powiedziałeś?-uważaj, bo się przestraszę.
-To co słyszałeś.
Podszedłem do nich i wyrzuciłem papierosa na chodnik. Wszyscy na mnie patrzyli, jakbym był nie z tej planety. Stanąłem, mierząc ich wzrokiem.
-Widzę, że chcesz się bawić. Popełniasz błąd.
-Uważaj, bo zesram się ze strachu. To chyba ty nie wiesz, z kim gadasz-stanąłem przed nim do tego stopnia, że nasze twarze prawie się stykały.
-Wisi mi to z kim. Powiesz słowo, a dostaniesz w ryj. Będziesz bronił takie gówno?-wskazał na ziemię.
-Ja tam widzę zakochanych nastolatków, a gówna stoją przede mną.
Chłopak na mnie ruszył, ale schyliłem się i uderzyłem go w brzuch. Zaraz po tym jak się zgiął, walnąłem mu z kolana w twarz. Zobaczyłem, jak upada na ziemię. Chamstwo w państwie. Chwilę później obok niego leżał drugi, bo myślał, że mi coś zrobi.
-Ty też?-trzeci pokiwał przerażony głową.
-Czyżbyś wiedział kim jestem? Wzruszyłem się.
-Tak-pokiwał nerwowo głową i przełknął ślinę.
-Oświecisz swoich zasranych towarzyszy-skierowałem wzrok na chodnik.
-Ty jesteś Louis Tomlinson.
Zacząłem się śmiać i bić brawo. Ah to piękne uczucie, gdy ludzie zauważają kim jestem i zaczynają się bać. Władza totalna. Spojrzałem na ziemię i przykucnąłem.
-Widzisz twój kolega się zna.
-Sorry, ja nie chciałem im nic zrobić. Tylko żartowaliśmy-zaczął się jąkać, jak małe dziecko.
-Milcz.....masz iść i ich przeprosić....już.
Patrzyłem uważnie, jak wykonują mój rozkaz. Ani jeden się nie zawahał.
-Teraz nie chcę was widzieć. Jesteście pizdami, a nie postrachem ulic-warknąłem.
Chwilę później ich nie było. Spojrzałem ostatni raz na dziewczynę, która wycierała krew z nosa chłopaka. Kiwnęła mi tylko głową, na co się uśmiechnąłem. Może nie jestem aż taki zły-pomyślałem sobie, ale momentalnie zaśmiałem się w duchu. W co ja wierzę. Nigdy nie będę nawet kapkę mniej zły. Skierowałem się w przeciwną stronę. W końcu i tak muszę wrócić na ten bal. Droga powrotna strasznie mi się dłużyła. Nie wierzę, że tyle zdołałem przejść w pierwszą stronę. Przechodząc przez bramę ogrodu, usłyszałem głos Liama.
-Widzę, że spacer się przedłużył?
-Tak. Miałem powody.
-Biłeś się. Masz krew na knykciach.
-Jezu to trochę. Nawet nie mam ich zdartych, to nie moja krew.
Wszedłem na salę i tym samym usłyszałem głos, który kończył dzisiejszy bal.
-Jeszcze raz serdecznie dziękuję za przybycie. Tym samym zapraszam na drugą imprezę, która odbędzie się za trzy dni. Mam nadzieję, że w tym samym składzie, a może i większym.......
Czyli wiem co będę robił za trzy dni. Nie odpuszczę tej dziewczynie i wrócę tu. Ja muszę się upewnić, że to nie była Mia. Może to i chore,ale jak coś postanawiam, to to robię. Pewnie i tak nie robiłbym nic ciekawego.Pożegnałem się z kilkoma osobami i ruszyłem w stronę swojego samochodu. Po kilku minutach mojej jazdy, byłem już u siebie w domu. Marzyłem tylko o tym, by iść się umyć i położyć w swoim łóżku. Rzuciłem ciuchy na fotel po czym zrobiłem tak, jak mówiłem. Nie trwało długo, a leżałem już na łóżku, odpływając do krainy snów.
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
Przepraszam, że długo nie dodawałam, postaram się częściej.
P.S. Sorka za błędy.
niedziela, 10 maja 2015
Rozdział 15
Powoli zaczynałem się wybudzać. Gdzie ja do cholery jestem? W miarę wracania mojej świadomości, jakiś ból narastał. Przy każdym przekręceniu się, czułem cały brzuch. Otwarłem powoli oczy i zobaczyłem biały sufit. Krótko po tym do moich uszu dotarło pikanie. Szpital. Zabiję tych debili, zabiję. Ucieczka z walki. Super. W czasie gdy rozmyślałem o opinii innych ludzi, poczułem, że coś leży na materacu. Mia spała, trzymając moją dłoń. Jednak nie zdawało mi się, że ona tam jest. Wyswobodziłem swoją rękę i położyłem znowu głowę na poduszce. Nie mam w sobie ani grama sił. Wszystko mnie boli. Dotknąłem swojej wargi i momentalnie syknąłem. Szczypało w kit. W tym samym czasie dziewczyna zaczęła się budzić. Mruknęła coś niezrozumiałego, a sekundy później podniosła głowę.
-Boli cię coś?-szepnęła, gdy zobaczyła, że się obudziłem.
-Nie udawaj, że cię to obchodzi. Robisz ze mnie pipe.
-Za co znowu tak na mnie jedziesz? Zrobiłam ci coś, to mi powiedz.
-Całowaliśmy się, a ty za każdym razem zrywasz kontakt.
-To ty mnie całujesz, a nie ja-mruknęła, a ja zacząłem się śmiać.
Proszę, proszę nie róbcie sobie ze mnie żartów.
-Tak, ale ty nie protestowałaś. Podoba ci się.
-Bo ja nie wiem co robić, już ci to mówiłam. Za każdym razem gdy myślę, że nic między nami nie ma, ty mnie całujesz.
-Może to coś znaczy sieroto-podniosłem głos, a dziewczyna na mnie spojrzała.
-Nie obrażaj mnie.
-Bo co mi zrobisz? Oj, uprzedzę twoją odpowiedź-gówno.
-Z tego co widzę, to ja mam przewagę.
-Chcesz się przekonać?-syknąłem, a ona się zamknęła. I tak ma być.
Nie trwało długo, a znowu się odezwała. Zaraz przez nią zwariuję.
-Nienawidzę cię dupku. Umiesz tylko mnie obrażać i mi grozić.
-No widzisz. Jestem sobą kotek-cmoknąłem do dziewczyny.
-I na co ja liczyłam.
Zaczęła chodzić po sali, zakrywając twarz dłońmi. Niech powtórzy zdanie, bo nie uwierzę.
-A czy ty na coś liczyłaś? Nie pasujemy do siebie. Jesteśmy jak ogień i woda. Zrozum to w końcu. Nigdy nie będziemy razem.
-To czemu mnie całowałeś, co? Czemu obroniłeś przed Harrym i czemu mnie nie zabiłeś. Sama do siebie mówiłam te zasrane słówka?
-Widocznie się myliłem, każdy popełnia błędy, ja właśnie go zrobiłem.
-Wiesz co? Jesteś zasranym chamem. Takiego dupka ziemia nie widziała-krzyknęła, a moje oczy momentalnie pociemniały.
Poczułem falę ciepła, która spowodowała w moim ciele spustoszenie. Zrobiło mi się jeszcze słabiej. Chwilę później maszyna zaczęła głośniej pikać. Do pomieszczenia wleciał lekarz, a ja zdążyłem spojrzeć na Mię. Była wystraszona. Opadłem głową na poduszkę.
-Mówiłem, żeby go nie denerwować, on ma odpoczywać-krzyknął na nią.
Facet założył mi jakąś maskę na twarz po czym poczułem ukłucie w rękę. Coś mi wstrzyknął. Kilka minut później znowu czułem się dobrze. Sam zdjąłem maskę i wziąłem głęboki wdech. Chyba mam poobijane żebra, bo mnie mocno bolą.
-Nie chcia....
Mia zaczęła płakać, a lekarz dalej na nią jechał. Nie przerwę tego, niech ma za swoje. Patrzyłem na dziewczynę i faceta. Mogła myśleć, co robi, a nie doprowadzać mnie do tego stanu.
-Ma Pani wyjść-wskazał na drzwi, a ona pokiwała głową.
Ouu błąd złotko. Uśmiechnąłem się pod nosem i założyłem ręce na klatce. Słuchając dalszego opierdalania Mii, w końcu zmięknąłem. Dam już jej spokój.
-Gościu weź już ją zostaw-powiedziałem obojętnie.
-To ma się nie powtórzyć.
Wyszedł ,mrucząc pod nosem. Mia do mnie podeszła.
-Louis ja nie chc....
-Jesteś zadowolona?
-Przepraszam. Ja bym cię nie skrzywdziła.
-Już to zrobiłaś, ale mi minęło, więc można powiedzieć, że się nie liczy. Teraz chcę, żebyś wyszła.
-Louis proszę, ty się mścisz za to, że odeszłam.
-Hahah nie, masz po prostu wyjść-zaśmiałem się wkurzony, przez to co powiedziała.
-Czemu nie liczysz się ze mną. Wygląda to tak, że będziesz szczęśliwy, jeśli zostanę u was wbrew mojej woli.
-A więc teraz twierdzisz, że ze mną ci nie pasuje? Było się ze mną nie całować, teraz wypad-warknąłem na dziewczynę.
-Ale....
-Wypad albo pójdę po lekarza, jesteś tu z mojej woli.
Mia pokiwała bezradnie głową i chwilę później zniknęła za drzwiami. Ta rozmowa mnie zmęczyła. Dziewczyna mnie wkurwiła, a ja nie mam sił, żeby jej dać nauczkę. Chwilę po niej do środka wszedł Liam.
-Może mnie oświecisz, dlaczego tu jestem?
-No, nie było to w planach, ale Mia się uparła, że masz tu przyjechać. W sumie dobrze zrobiła-w końcu wydukał, a ja myślałem, że za chwilę wstanę i po prostu za nią pójdę.
-A wy się jej słuchaliście.
-Człowieku, miałeś poobijane żebra i jakieś wewnętrzne krwawienie. Ty byś nie dożył dzisiejszego dnia.
-Pierdolisz. Zawsze żyłem.
-Ale nie miałeś takich obrażeń. Jak ci z Zaynem mówimy, że masz odpuścić, to to robisz-warknął, a ja się uśmiechnąłem.
-Wasze niedoczekanie. Dosyć, że jestem fra...
-Nie jesteś. Wszyscy uciekli,bo zjawiły się psy. Nikt nawet na ciebie nie patrzył.
-Sranie w banie. Jedno słowo kogokolwiek i macie przesrane.
-Dobra, dobra. Nie wkurwiaj się tak. Jak z Mią-zaakcentował ostatnie słowo.
-Nie mów mi o niej. Przed chwilą ją wywaliłem stąd.
-Jak to wywaliłeś?-chłopak się trochę zmieszał.-Nie widziałem jej jeszcze od wczoraj.
Spojrzałem na niego z uwagą, obserwując czy sobie nie żartuje. Złapałem się za włosy i westchnąłem. W co ta debilka znowu się wpakowała.
-Wyszła z tej sali jakieś dziesięć minut temu. Nie mów, że jej nie widziałeś.
-No nie. Myślałem, że ty wiesz, gdzie poszła.
-Jezu, cały czas tylko mnie denerwuje-fuknąłem sobie pod nosem, ale w środku poczułem nieprzyjemny ból brzucha i to nie z powodu operacji.
-Martwisz się o nią. Zaraz jej poszukam.
-Rób co chcesz. Przyjdź później-chłopak wstał i już miał wyjść, gdy ja w końcu wydukałem te kilka słów, które nie chciały wyjść z moich ust.-Powiedz mi, jak ją ją znajdziesz.
Liam kiwnął głową i po prostu wyszedł. Zasrana dziewczyna, która namąciła mi w moim poukładanym życiu. Z jednej strony mam ochotę się jej pozbyć, a z drugiej najchętniej sam bym ją teraz poszukał. Jak na ten moment wygrywa pierwsze uczucie, mam ochotę ją wysłać na drugi koniec świata, żebym tylko o niej nie myślał.
Mia pov*
Nie miałam się gdzie podziać, a nie będę wkurzała Liama od samego rana. Wyszłam na korytarz i ruszyłam w przeciwną stronę tak, by nie natknąć się na żadnego z chłopaków lub lekarza. I tak już dosyć namieszałam. Przeszłam jeszcze kilka kroków, aż moim oczom rzuciła się tabliczka ,,WYJŚCIE NA DACH''. Idealne miejsce. Spojrzałam głową w prawo i w lewo, żeby popatrzeć czy nikt mnie nie obserwuje. Gdy nikt nie zwracał na mnie uwagi, przeszłam przez drzwi. Po pokonaniu schodów, zobaczyłam kolejne, ale tym razem metalowe drzwi. Oby były otwarte. Szarpnęłam klamkę, a one ustąpiły. Na szczęście. Ledwo wyszłam na zewnątrz, moje ciało owiał delikatny podmuch wiatru. Z góry było widać pełno samochodów, które jeździły pode mną. Szkoda, że to nie wieczór, bo na pewno widok świateł byłby piękny. Usiadłam się na brzegu. Fajne miejsce do przemyśleń. O czym? Zbędne pytanie. Ten chłopak mnie niszczy od środka. Sama nie wiem, co o tym myśleć. Raz by mi nieba uchylił, a drugi wpakował do najgorszego miejsca na ziemi. Nadal wiem o nim jedno. Jest najbardziej tajemniczym chłopakiem na świecie. Zarówno on jak i Liam, zostawili mi pełno pytań bez odpowiedzi. Co się go o coś pytam, on mówi, że mam się nie interesować. Czy nie szłoby dostać szału? Siedziałam już jakiś czas, gdy usłyszałam otwieranie drzwi.
-Łoł, Mia co ty robisz-powiedział zdenerwowany i szybko do mnie podszedł.
-Zluzuj-zaśmiałam się, machając nogami.-Nie chcę się zabijać, tylko sobie rozmyślam, a to jest wspaniałe miejsce do tego.
-Wspaniałe? Wiesz ile cię szukałem. Dopiero na sam koniec, gdy nie miałem pomysłu, do głowy przyszedł mi dach.
-Po co mnie szukałeś? Louis nie ma się na kim wyżyć.
-Akurat nie. Jesteście siebie warci.
-Dzięki.
-Raz na siebie jedziecie, a drugi jakbyście byli parą. Wsadzić was w jeden worek.
-Ja po nim jadę? On mnie po prostu wkurza. To jest cham i dupek.
-Ale, gdy usłyszał, że cię nie widziałem, nie był już taki zły.
-Nie chcę o tym słuchać.
Przez kilka minut nic do siebie nie mówiliśmy. Nie miałam ochoty, a on może nie chciał mnie bardziej wkurzać.
-Mam z nim problem-szepnęłam cicho.
-Ojciec to twój problem. Layla wygadała się Niallowi, o tych twoich koszmarach.
-Ja ją zabiję. Cały czas coś wygada-powiedziałam zła i wstałam, żeby trochę pochodzić.
-Ona chce dobrze. Jakoś ich nie miałaś, gdy spałaś w pokoju z Louisem.
-To nic nie znaczy. Zrobisz coś dla mnie?
-Zależy......-wzdrygnął ramionami.
-Okłam go, że nie żyję.
W pierwszej chwili chłopak zachłysnął się powietrzem, a później zaczął się śmiać.
-Ty ze mnie żartujesz, nie. Porąbało cię.
-Liam no weź. Nie będzie problemu. Jakby on mnie nie spotkał.
-Nie, spadaj. Nie zgodzę się. Kobieto pomyśl.
-Liam proszę cię. Dla mnie to zrób. Każdy będzie żył swoim życiem, jak kiedyś.
-Nie, nie......
-Proszę najbardziej na świecie. Zgódź się-złączyłam ręce, jak do modlitwy i spojrzałam w oczy chłopaka.
Włożył ręce w kieszenie i zaczął kręcić się dookoła. On po prostu myślał co robić. Mam tylko nadzieję, że się zgodzi.
-I co? Pomożesz?
-Co mam zrobić-westchnął.
-Okłam, że skoczyłam albo miałam wypadek, bo wybiegłam ze szpitala.
-Jesteś głupia-syknął na mnie.-Jeszcze będziesz tego żałowała.
Chwilę później zniknął z mojego pola widzenia. Może i będą przez to problemy, ale nie myślę o tym teraz. Tylko wrócimy do swoich spraw i nikt nie będzie nikomu przeszkadzał.Czyli tak, jak powinno być. Nie powinnam go wtedy spotkać.....
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
Przepraszam za błędy :D
Subskrybuj:
Posty (Atom)