wtorek, 30 czerwca 2015

Rozdział 22

Mia pov*

Czy ten człowiek całkowicie oszalał? Co on mi robi? Zaczęłam z nerwów płakać, a ten debil nie reagował. Nie działało ani kopanie, ani odpychanie. Był za silny. Jak zawsze z resztą. W końcu wpadłam na pomysł. Chyba zostało mi tylko jedno.

-Niall! Pomóż mi! Niall!-zaczęłam się drzeć z całych sił.

Gdy już myślałam, że nie będzie ratunku, bo Louis zatkał mi buzię, do pokoju wszedł blondyn. Spojrzała na nas i z lekka się zdziwił. Momentalnie przepchnął Louisa, a do mnie rzucił jakąś pościel, żebym się okryła. Louis wstał, chcąc mu walnąć, ale Niall był szybszy.

-Co ci jest stary?

-Wyjdź i nas zostaw. Muszę zaliczyć tą dziwkę.

-Czy ciebie pojebało? Nie jesteś sobą!

Louis po raz kolejny wstał po czym został przyduszony do ściany. Blondyn chwilę na niego patrzyła, aż go puścił.

-Ćpałeś idioto! Ty ćpałeś!

-Ale wymyślasz. Nie robię tego, wiesz dobrze.

-Widzę wyraźnie twoje źrenice. Zachowanie też nie jest normalne.

- Bo co ? Bo chciałem ją zaliczyć?

-Tak-Niall walnął mu z pięści w twarz.

Czyli to nie jego normalne zachowanie. To jakby nie był on, ale nadal mam do niego odrazę. Siedziałam na łóżku i na nich patrzyłam. Już nie płakałam. Byłam tylko w szoku. Blondyn czekał aż Louis się podniesie, ale się nie doczekał.

-On żyje?-mruknęłam w jego stronę.

-Żyje, ale jest pod wpływem narkotyków. Kiedyś tam się obudzi. Nie wiem, co go napadło. Przecież on nie brał.......z tobą ok?

-Tak.

Chłopak wyszedł, a ja szybko się ubrałam i wyszłam z pokoju. Nie wiedziałam, czego mogę się spodziewać, gdy on się obudzi. A też nie chciałam tego sprawdzać.  Chyba się zamknę na cały dzień w pokoju kinowym. Wezmę jedzenie i nie będę nikogo oglądała.. Idealnie i perfekcyjnie. Będę miała co robić i co jeść. Zeszłam na dół i tak jak mówiłam, uszykowałam sobie jedzenie. Kurczak z warzywami. Może przesadziłam, ale mnie to nie obchodzi. To nie ja płacę. Zaniosłam wszystko do pomieszczenia. Do tego soki i luzik. Zamknęłam drzwi na klucz. Nikt mi nie będzie przeszkadzał.

Siedziałam wyluzowana, oglądając setki filmów. W głowie jednak miałam cały czas Harrego i Louisa. Dobrali się. Dwa zasrańce, bokserzy i co tam jeszcze można wymyślić. Pokiwałam głową, dalej oglądając filmy. Layla. Ciekawe co z Laylą. Pan i władca pewnie ją do czegoś zmusza. Nie dziwię się, też się go boje. W ten sposób spędziłam cały dzień. Wieczorem wystraszyło mnie walenie do drzwi.

-Otwórz je do cholery-Louis darł się na cały dom.

-Spadaj. Nie pozwolę się zgwałcić.

-Nie chciałem. Ten lokowaty pojebaniec dosypał mi narkotyków do kawy i wmówił ,że chce cię zaliczyć. To nie ja do cholery.

-Nie ufam ci. Zostaw mnie.

-Kurwa nic ci nie zrobię Mia-kolejne uderzenie.

-A skąd mam tą pewność, co?

-Mia!-ryknął, a ja pomimo że byłam za drzwiami, podskoczyłam ze strachu.

-Louis!

-Szkoda, że nie jesteś taka mądra w mojej obecności-oj, żeby on wiedział, jak ja teraz wyglądam.

-Bo mnie bijesz.

-Nie zrobiłem tego!

-Wyjebałeś mi już kilka razy, ale masz zawsze wymówkę.

-Wyłaź, bo się wkurwię-powiedział już i tak wkurzony, ale słyszałam w jego głosie znudzenie.

-Nie. Jesteś chory, lecz się.

-Mia kurwa, bo ci coś zrobię.

-Lecz się gdzieś. Nie zaufam ci.

-Wow. Sama tego nie chcesz.

-Nie chcę z tobą nic robić.

-Ja pierdolę. Jesteś pojebana.

-Tak jak ty.

Chłopak w końcu odpuścił i sobie poszedł. Niech spierdala. Nie chcę go widzieć. Raz mnie całuje i jest miły, a drugi by mnie zabił, a wcześniej pobił zapewne. Ułożyłam się wygodnie i dalej oglądałam film. Zaczęłam już przysypiać, więc wyłączyłam ekran, przewracając się na bok. Mam cholerny spokój, jak nigdy. Moje oczy się zamknęły, a ja odpłynęłam. Z rana w domu panował spokój. Byłam zdziwiona,więc niepewnie wyszłam z pokoju. Powoli otwarłam drzwi i po cichu zeszłam na dół. Albo coś się stało, albo mnie zaraz napadną. Weszłam do kuchni, gdzie siedział Styles ze swoim kumplem. Dopiero teraz się skapłam, że mam na sobie tylko dłuższą bluzkę i majtki. Chamy bez ogródek gapiły się na moje nogi. Dupek większy od drugiego.

-Louis cię szukał. Nie chcesz, go teraz widzieć-uśmiechnął się, a ja pokazałam mu fakesa.

-Odczep się i przestań tak wytrzeszczać gały.

-To, że cię nienawidzę, nie znaczy, że nie mogę się gapić, bo brzydka to ty nie jesteś.

-I co? Mam ci dziękować?

Harry uniósł jedną brew, a ja wiedziałam, o co mu chodzi. Ohyda. Skrzywiłam usta i udawałam, że wymiotuję. Obrzydził mi śniadanie, więc wzięłam tylko banana ze stołu i sobie poszłam. Im mniej go widzę, tym lepiej. Zdecydowałam iść do biura chłopaków. Chyba lepiej będzie, jak ja go znajdę niż on mnie.

-Hej. Już się ogarnąłeś?

-Pukać nie łaska?!

Wkurzona walnęłam dwa razy nogą w drzwi i się uśmiechnęłam. Chłopak podniósł na mnie oczy.

-Typowa Mia. Powiedź coś, a ona zrobi to tak, żeby cię wkurwić.

-Jestem, czego chciałeś?

-Teraz nagle chcesz gadać, a wczoraj drzwi zamykałaś.

-Gadasz czy nie? Nie będę traciła na ciebie czasu.

-A co? Wolisz się zamknąć na cały dzień?

-A żebyś wiedział-fuknęłam na niego i podeszłam do okna.

Chłopak zaczął coś pisać w laptopie, aż w końcu go zamknął. Odwróciłam się, a on na mnie spojrzał. Nad czymś myślał, a ja widziałam tylko jego rozczochrane włosy, jak po dobrze spędzonej nocy. Jezu, o czym ty myślisz-poprawiłam się w myślach.

-Sorry za wczoraj. Nie chciałem cię zgwałcić. Harry dosypał mi narkotyków do kawy, nie wiedziałem o tym. To nie była moja wina.

-Jesteś żałosny. Zawsze masz wymówkę.

-A może ja po prostu nie jestem winny?

-Jakbyś był mądrzejszy, to byś i pod wpływem tego nie zrobił. A gdyby nie Niall, ty byś mnie tam zgwałcił nie patrząc na nic.

-Mówiłem już sorry. Przecież to jego wina. Nie moja. Sam bez niczego bym nie chciał cię tak skrzywdzić-chłopak wstał z krzesła i do mnie podszedł.

Był wściekły, a ja zaczynałam się wkurzać. Harry święty nie jest, ale on tak samo.

-Jakoś ci nie wierzę. Może i to nie twoja wina, bo no ci czegoś dosypał, ale zawsze mogłeś się oprzeć pokusie. Pokazałeś jacy są faceci. Zależy wam tylko na ruchaniu-powiedziałam mu prosto w twarz i zauważyłam, jak zaczyna w nim wrzeć.

-Nie każdemu zależy na ruchaniu. Nie zależy tylko na ruchaniu, a ty gówno wiesz o tym,  jak to być pod wpływem narkotyków. Ludzie ci mogą wcisnąć najgorszy kit, a ty w to uwierzysz. Więc mi nie zarzucaj, że mogłem się powstrzymać.

-Nie jest po twojemu i od razu musisz się wykłócać. Nasza każda rozmowa jest lub kończy się kłótnią. Dzięki tobie-popchnęłam go, a Louis po prostu wbijał we mnie wzrok. Chyba przesadziłam.

-Wiesz jak się kończy każda kłótnia?-syknął do mnie, a ja już wiedziałam, że mi walnie.-Tak.

W mgnieniu oka do mnie podszedł, a ja myśląc, że mnie uderzy, odwróciłam głowę. Poczułam tylko, jak łapie moje policzki w dłoń i łączy swoje usta z moimi.
Oddałam pocałunek, bo lubiłam się z nim całować. Chłopak cały czas go pogłębiał, a ja tylko czułam, jak próbuje walczyć z moim językiem. Wplotłam moje place w jego włosy, delikatnie je pociągając. Louis mruknął mi w usta.

-Louis tu masz swoje.......-momentalnie się od siebie oderwaliśmy, gdy Liam wszedł do środka.-Coś się stało?

-Puka się kurwa-mruknął Louis, a ja stanęłam odwrócona w stronę okna.-Dzięki za papiery.

Liam wyszedł z biura, a ja się odwróciłam. Chłopak rzucił papiery na fotel. Zachowywał się, jakby nic się nie stało.

-Wiesz, że to co my robimy jest chore?

-Kto powiedział, że musimy być normalni-wzruszył ramionami.

-Najpierw się obrzucamy błotem, a później całujemy, jak najlepsza para.

-Komuś to przeszkadza?!

-Mi-powiedziałam ciszej i wyszłam.

Nie miałam ochoty z nim rozmawiać. Źle się poczułam. Nie chodzi tu o chorobę. Louis mnie uraził. Nie chcę być jego własną lalką, jak mu się zachce całować albo coś więcej. Myślałam, że one coś znaczą, ale się myliłam. Zwykły upust pożądania. Usiadłam na najwyższym schodku. Czuje się jak szmata. Całuję go, bo mi się podoba. Chyba zaczynam się w nim zakochiwać. Jeszcze bardziej chore. Zakochać się w swoim oprawcy.

-Ciota, coś się stało?

-Nie udawaj, że cię to obchodzi-mruknęłam, na co odpowiedział mi śmiechem.

Zeszłam na dół do salonu i włączyłam telewizor. Leciał jakiś serial, więc go zostawiłam. Krótko później przyszła Layla. Jakim cudem ona tu jest?

-Powiedz, że mu nie uciekłaś?

-Nie. Pozwolił mi wyjść z pokoju. A tobie co się stało.

-Znowu całowałam się z Louisem-szepnęłam, a ona się uśmiechnęła.

-Który to raz? Setny?

-To nie jest śmieszne. Myślałam, że to coś znaczy, a on powiedziała, że nikomu nie przeszkadza, to co robimy.

-Zakochujesz się w nim-Layla pisnęła do mnie, a ja spojrzałam na nią jak na debilkę.

-Chyba tak. Na nic to się nie zda. On mnie traktuje, jak własną lalkę. Najpierw zmiesza z błotem, a później całuje. Sama też nie jestem święta. Podobają mi się te pocałunki.

-Będziecie razem. Zobaczysz-mrugnęła do mnie.-Ja jak na razie żyję, jak marionetka w strachu.

-A Nialla widziałaś?

-Nie rozmawiałam, nie widziałam i nie chcę.....chyba-dodała po chwili, a tym razem ja się uśmiechnęłam.

-I kto to mówi.On próbuje, ale nie umie się postawić Harremu. 

-Oni nie są stadem psów, żeby mieć hierarchię. 

-Ale są grupą i jakby gangiem. Tam też masz takie coś, a z tego co widać Niall nie jest na samej górze.Stara się.

-I tak nie wiem, czy mu zaufam. Zrobił za dużo. 

W tym samym momencie Harry wydarł się na cały dom. Layla musiała wracać. Kiwnęłam jej tylko głową. Znowu zostałam sama. Sam na sam ze swoimi myślami. Czy to nie dołuje człowieka? Najpierw nienawidziłam Louisa, zaczynałam go lubić, a gdy już miało być dobrze, znowu go znienawidziłam. Teraz zaczynam coś do niego czuć. Do chorego psychola bez uczuć. 

-Jak tam wymiana śliny z Louisem?

-Co?-wydukałam w stronę rozbawionego Liama. 

-Widziałem. Weź przestań udawać. Plus Layla wygadała, że to nie pierwszy raz.

-To nie uczucie. Wyzywamy się, a na końcu całujemy. On ma mnie gdzieś, a ja zaczynam się w nim kochać. Powiedziała mi dzisiaj, że mu to nie przeszkadza. Zabolało mnie. 

-A nie myślisz, że gdyby cię nie kochał, to by nie całował ciebie? On ma po prostu problem z uczuciami.

-Jakie niby? Że ma mnie w dupie. 

-Zapytasz go w końcu sama. Po prostu jego rodzice, a już zwłaszcza ojciec mu namieszali w głowie. Wmawia sobie, że nie umie kochać, a prawda jest inna. 

-Nie chcę tego słuchać-mruknęłam odwracając głowę. 

-Ok.

Chłopak wyszedł. Zaczęłam na to patrzeć z innej strony. Nadal jednak bolało. I tak zrobił się wieczór. Bez życia poszłam do pokoju. Co ja sobie myślałam? Że on do mnie poleci? Facet, który może mieć każdą na zawołanie. Który może je zmieniać jak rękawiczki. Zabrałam ze sobą piżamę do łazienki i puściłam wodę do wanny. Gdy się napełniła, weszłam do niej. Louis, facet który praktycznie sieje postrach. Który ma na wszystko wyjebane. Ma kasę, władzę i wszystko co zechcesz,a miałby być ze mną? Pokiwałam głową na boki i wyszłam z wanny. Muszę jak najszybciej iść spać. Zagłuszę myśli. Ubrałam piżamę po czym wyszłam do pokoju. Położyłam się w łóżku. Minie noc i zacznie się kolejny zjebany dzień. Kolejny w którym będę musiała mijać Louisa jak gdyby nigdy nic. Za nim zasnęłam usłyszałam auto na podjeździe, więc wyjrzałam przez okno. Louis całował jakąś dziewczynę, a wyglądali jakby mieli się ruchać na aucie. Z resztą pewnie już to zrobili. Spojrzałam na chłopaka ostatni raz i poczułam pierwsze łzy.

-No jasne-szepnęłam do siebie. 

Po raz drugi się położyłam, ale tym razem zasnęłam. Zraniona po raz drugi. Będzie coś jeszcze raz? Tak dla kompletu? Naiwna debilka, co myśli, że ktokolwiek ją zechce. Jestem zwykłą idiotką.

 

CZYTASZ=KOMENTUJESZ

Przepraszam za błędy. Mam nadzieję, że podoba wam się fabuła, a jeśli dla kogoś jest za mało akcji, to od następnego rozdziału zacznie się dziać o wiele więcej. Od razu mówię, że będzie to związane z Laylą , jak i Louisem i Mią.

czwartek, 25 czerwca 2015

Rozdział 21

Obudziłem się przed Mią. Słońce świeciło mi w twarz, więc poszedłem zasunąć rolety i wróciłem do łóżka. W pokoju zrobiło się idealnie. Spojrzałem na dziewczynę, która spała, jak zabita. Dzisiaj jej nie odpuszczę. Odpowie mi na każde pytanie. Zamknąłem oczy i leżąc, zacząłem rozmyślać. Po co ja właściwie jestem? Diabeł miał za mało ludzi? Bo na pewno Bóg takich ludzi jak ja nie stwarza. Co innego ona. Dziewczyna aniołów. Wszystko robi idealnie, nigdy nie jest zła dla innych. Może i myśląc o tym, mam sarkazm w głowie, ale zaczynam ją lubić. Albo i nie. Przecież ja nie umiem kochać, ale Mia.....Zobaczyłem, jak dziewczyna zaczyna się ruszać. Wszystko zaczyna wskazywać jedno. Zaczynam inaczej o niej myśleć, nie wiem dlaczego ją tu trzymam, wkurza mnie zachowanie Harrego w stosunku do niej.

-Weź mnie stąd-usłyszałem jej głos.-Nie chcę tu być. Laylę też wypuście.

-Layla nie zależy ode mnie. Źle ci?

-A czy to jest dobre?!-wskazała policzek.-Jesteście najgorszym, co mnie spotkało. Niszczycie mnie i całe otoczenie.

-Czyli sama Layla-powiedziałem, unosząc brwi.

No co, nie będę kłamał. Przecież ona ma tylko Laylę.

-Widzisz. Jeden większym chamem od drugiego.

-Zawsze mogłem cię bić, gwałcić, torturować.....

-Skończ człowieku. Jestem już dość wymęczona. Mam wszystko po dziurki w nosie. Zaczynając od ciebie.

-No widzisz, ale będziesz się ze mną męczyć.  Opowiadaj słonko.

-O czym?-ruszyła na mnie, a ja się uśmiechnąłem.

-Co się wczoraj stało?

-Zostawiłeś mnie. Musiałam tu wracać i....

-No właśnie i dlaczego płakałaś?-wstałem z łóżka i uszykowałem sobie ciuchy.

-Nie interesuj się. Wróciłam po długiej drodze po czym dostałam od tego idioty w twarz. To jest dobre życie?

-I tak tu będziesz. Było nie podpadać Harremu. Nadal mi nie powiedziałaś.

-I nie powiem. Nie ufam ci.

-Nie musisz, masz tylko powiedzieć Mia. Raz te blizny, dwa co się stało,a trzy za co dostałaś?

-Dostałam, bo po wejściu do domu, byłam zmęczona, więc zdjęłam buty i nie reagując na przezwiska Harrego, olałam go. On się wkurzył, bo nie zwracałam na niego uwagi. Znów wyzwiska, przekleństwa i walnięcie w twarz. Pasuje?

-Czyli mu nic nie zrobiłaś?

-A czy ja komukolwiek z was coś zrobiłam do cholery?-znowu wybuchła.

Zacząłem chodzić po pokoju, myśląc. Nawet nie wiem kiedy, a Mia wyszła na balkon. Spojrzałem na nią. Stała oparta o barierkę, wgapiając się w trawę. Poszedłem do niej. Nawet nie zdążyłem się odezwać, a ona otwarła buzię:

-Zrobisz coś dla mnie?

-No mów, zobaczymy-mruknąłem, nie wiedząc, o co chce prosić.

-Przytulisz mnie? Dawno tego nie robiłam, brakuje mi tej bliskości z kimś.

Najpierw wziąłem to za żart, ale po chwili zrozumiałem, że ona mówi serio. Zobaczyłem jej oczy. Wyrażały żal, ale ja nic nie poradzę. Rozłożyłem ramiona i kiwnąłem ręką. Dziewczyna od razu podeszła.

-Przydałby mi się chłopak do przytulania, ale siedząc tu nic nie zrobię.

-Zawsze masz mnie, jestem wolny kociaku-zaśmiałem się, na co dziewczyna mruknęła coś pod nosem.-Powiesz mi?

-Już mówiłam.

-Odpowiedziałaś na jedno pytanie i to jeszcze to, które mnie najmniej interesuje-powiedziałem zirytowany, gdy ona w tym czasie dalej mnie przytulała.

Zrobiło mi się już trochę głupio i niezręcznie. Najchętniej bym ją puścił. Gdy to zrobiła, oparłem się o barierkę plecami. Spojrzałem na nią, czekając na odpowiedź.

-Nadal czekam Mia.

-No to czekaj. Nie powiem, bo cię to nie powinno interesować.

-A jednak interesuje-mruknąłem pod nosem.-Powiesz, co z bliznami i dam ci spokój.

Spojrzała na mnie badawczo i mruknęła coś niezrozumiałego. Czekałem, stojąc boso na betonie. Mogłaby się pospieszyć. Halo, ja tu zamarzam.

-Te blizny są głównie z okresu za nim cię poznałam. Czyli kilka miesięcy temu.

-Dalej?

-No co. Cięłam się często. Nie wytrzymywałam w domu. Przynieś, wynieś, pozamiataj, ale i tak dostaniesz, nawet gdy będzie idealnie. Oglądanie obleśnych dziwek, szykowanie dla nich jedzenia. Walające się butelki po salonie. Bijący mnie ojciec. Do dziś mam blizny.

Instynktownie spojrzałem na jej szyję. Miała tam mały ślad-blizna. Nie był mocno widoczny, ale był.

-Wtedy się wkurzył, bo się spóźniłam. Złapał butelkę i we mnie rzucił. Ale nie takie akcje były. W dzień, gdy zepchnąłeś mnie z drogi, płakałam. Powodem był on. Zamknął nas razem w kuchni i szedł na mnie z nożem. Walnęłam mu z krzesła i uciekłam, ale ty musiałeś mówić swoje, że uciekam przed tobą. Żyletka i to delikatne szczypanie było odskocznią, ulgą. Rzadko spałam całą noc. Bałam się, że on przyjdzie i mi coś zrobi, a może nawet zabije. To mi pomagało. Później porwałeś mnie ty i przestałam to robić.

-Bo?-uniosłem brwi do góry i się uśmiechnąłem.

-Bo pomijając wszystko, co mi robicie. Tu czuję się bezpieczna, a do domu nie chcę wrócić za żadne skarby. On mnie już teraz nienawidzi całkowicie. Harry mógłby być jego synem. Jak jabłko z jabłoni.

-Teraz się już nie tniesz, nie?

-Nie. Choć czasem mnie wkurzasz.

-Ale nawet jak to robię, to tego nie rób. Okaleczasz się. Ulga jest chwilowa, a niektóre blizny są wieczne.

-Już koniec? Mogę sobie iść?

-Idź-westchnąłem, podążając za nią.

Wszedłem do środka i poczułem ulgę. Ciepła podłoga. W końcu.Trochę mnie wkurza  zachowanie Mii w stosunku do mnie, ale też to jak do mnie mówi. No, ale co mam zrobić. Nie chcę, żeby Harry jej coś zrobił, ale korci mnie, żeby tak się stało. Nauczka na całe życie.

-Masz plany na dzisiaj?

-Na pewno nie ma w nich ciebie-mruknęła, a ja się uśmiechnąłem.

-Ostra Mia. A tak serio?

-A tak serio już mówiłam. Jak na razie to chcę iść się najeść.

-Chcesz kanapki?

-Może być. Jeszcze jakiś sok-dodała, maskując swój lekko fioletowy policzek.

Zszedłem do kuchni i uszykowałem sobie i Mii kanapki. Nie byłem sam. W kuchni siedział Harry. To się dziewczyna zdziwi, jak przyjdzie. Rozmawiałem z nim już kilkanaście minut, gdy do kuchni weszła Mia. Cofnęła się o krok, co skwitowałem uśmiechem. Może i ona się serio go boi, ale mnie to bawi.

-Cześć Mia. Jak tam leci?-zwrócił się do niej Harry, na co kompletnie go zignorowała.-Wiesz chyba, jak się skończyła ostatnia ignorancja, prawda? No właśnie. Dziwne, że nie ma po tym śladu.

-Kosmetyki działają cuda-zaśmiałem się.

-Takie buty.

Dziewczyna usiadła się, jak najdalej od niego i zaczęła jeść. Ja w tym czasie zająłem się rozmową z Harrym. Mia zdawała się mieć nas gdzieś, nawet nie słuchała, o czym mówimy. W sumie to dobrze. Mniej problemów. Ukradkiem kilka razy na nią spojrzałem. Nadal miałem w głowie ostatnie pytanie, które mnie najbardziej interesowało. Co się stało, jak wracała do domu?

-Ej, słuchasz mnie?-poczułem szturchnięcie w ramię i spojrzałem na chłopaka.

-Słucham, mów dalej.

-Gapisz się na nią-Styles zrobił zażenowaną minę.-Mam nadzieję, że razem jeszcze nie jesteście.

-Głupi jesteś? Ja z nią?

-Chciałabym zauważyć, że ja to słyszę i miłe to nie jest-Mia spojrzała na mnie, zakładając rękę na rękę.

-Bo ma takie być.

-No właśnie. Chcesz, żeby był miły, to sobie zapracuj-po raz kolejny zobaczyłem uśmiech Stylesa.

-Dziwne, że mówił co innego, gdy mnie dwa razy pocałował.

Dosłownie opadła mi kopara, że ona to powiedziała. Harry na mnie spojrzał, był zły, a jednocześnie widziałem, że chce się śmiać, bo Mia mnie zgasiła. Dziewczyna wyszła zadowolona z kuchni. Później się z nią policzę. Teraz trzeba wymyślić wymówkę u Harrego.

-Mam pytać, czy sam zaczniesz?

-Co mam powiedzieć? Wymyśliła sobie to, żeby mnie zatkało.

-A powiedź, dlaczego wierzę bardziej jej-przeczesał włosy i dalej wbijał we mnie wzrok.

-Skąd mam to wiedzieć? Ja jej nie całowałem. Chociaż nie. Ostatnio, jak była nawalona, to ją całowałem, ale wiadomo dlaczego.

-No dobra. Wierzę ci. No bo gdzie ona i ty.

-No właśnie-zaśmiałem się i odetchnąłem z ulgą, że tak szybko poszło.

Rozmawiałem z nim jeszcze chwilę i poszedłem do dziewczyny. Stała przy jednym z regałów z książkami. Odwróciłem ją do siebie po czym popchnąłem na poukładane książki.

-Co ci strzeliło do tego durnego łba, żeby powiedzieć to Harremu.

-Było inaczej o mnie mówić. Myślisz, że to było miłe.

-Już ci odpowiedziałem na to.

-Właśnie widzę.....że jesteś największym dupkiem na świecie-warknęła na mnie,a ja już nie wytrzymałem.

Po prostu spoliczkowałem ją z otwartej ręki. Mia złapała się za policzek i odwróciła głowę. Wiedziałem, że zaraz będzie płakać.

-Jak mi jeszcze raz puszczą nerwy, to zrobię coś gorszego. A nie chcesz tego doświadczyć.

-Zostaw mnie. Jesteś taki sam jak on. Dwaj bokserzy.

-Takie życie. Nie ma ideałów.

-Wyjdź już. Nie chcę cię widzieć.

-Ja tu decyduję. Wracając do sprawy, masz nie wyjeżdżać z takimi informacjami w jego obecności, rozumiesz?W każdej chwili mogę wsadzić cię do jakiejś komórki. Nie będziesz jadła, nie będziesz robiła co chcesz.

-Przynajmniej nie będę cię oglądała-powiedziała, ścierając łzy z policzka.

-Chyba się nie zrozumieliśmy.Nie traktuj mnie tak.

-Wyjdź albo ja to zrobię.

-Nie zrobisz tego mała suko, bo ja na to nie pozwolę-zacząłem się wydzierać.-Jesteś zależna ode mnie, więc nie dyskutuj, bo źle skończysz. Takie śmiecie jak ty nie powinny żyć.

Dziewczyna zjechała na ziemię i schowała głowę w nogach. Miałem to gdzieś, dalej na nią

krzyczałem. Nie było niczego, co by mnie powstrzymało.

-Zostaw mnie już, proszę.

-Ja dopiero zaczynam, ale tu jest za mało miejsca-szarpnąłem ją za ramię i zaprowadziłem do swojego pokoju.

Mia huknęła na łóżko. Ja zacząłem chodzić po pokoju. Nadal we mnie buzowało. Żadna dziwka nie będzie mi rozkazywała. Nie będzie kwestionować mojego zdania. Koniec z tym.

-Może zamiast ryczeć, byś coś powiedziała. Jak na razie to ja tu się tylko wysilam.

-Przepraszam. Już taka nie będę-dziewczyna zaczęła mówić przez łzy.

-Ile razy już to słyszałem. Nic nie warte słowa. I tak robisz później swoje.

W końcu udało mi się ją tak nastraszyć, że mnie słuchała, a nawet bała się. Cel zrealizowany-w końcu. Wtedy mnie coś napadło, nawet nie wiedziałem, dlaczego to robię.

-Ale wiem, jak się odwdzięczysz.

Chwilę później zacząłem całować Mię. Wyrywała się, ale była za słaba dla mnie. Nie trwało długo, a dziewczyna była w samej bieliźnie. Nie zwracałem uwagi na jej płacz, czy błagania.

-Przestań się kręcić, bo będziesz bardziej to czuła-warknąłem na nią.-Mam nadzieję, że jesteś dziewicą-szepnąłem jej na ucho.

-Louis nie rób mi tego-krzyknęła, a ja zatkałem jej buzię.

-Za późno. Możesz zamknąć oczy.

Ścisnąłem ręką jej pośladek, na co próbowała się jakoś wykręcić. Jednym ruchem zdarłem jej majtki. Była już moja, cała moja.

-Nawet nie wiesz, jak mnie podniecasz-mruknąłem, całując jej brzuch.

Jeszcze chwila, a będzie po sprawie-powiedziałem sobie w myślach. Dziewczyna już nawet nie walczyła, co jakiś czas tylko prosiła, żebym ją zostawił. Myślała głupia, że zadziała. 

 

 

 

 

 

 

 

CZYTASZ=KOMENTUJESZ 


niedziela, 21 czerwca 2015

Rozdział 20

Louis pov*

Siedziałem w salonie obok Mii.  Nie byliśmy sami.  Harry ze złą Laylą siedział po naszej prawej stronie. Po lewej miałem Nialla, który co chwila na nich patrzył. Sam sobie zasłużył na to.

-Layla przynieś mi coś do picia.

-Nie jestem twoją służącą-powiedziała,  popełniając błąd.

-Ja się nie pytam,  tylko ci każe.

-Mówię nie.

-Albo tam idziesz albo zrobię to,  co wczoraj-mogłem śmiało powiedzieć,  że oczy dziewczyny wyrażały strach.

Momentalnie wstała i tam poszła. Przyniosła mu butelkę z kolorowym napojem po czym usiadła się na swoje miejsce. On ją do cholery zastrasza.

-Co wczoraj robiłeś-usłyszałem głos Nialla,  skierowany do Harrego.

-Nie interesuj się.  Gówno cię to obchodzi.

Chłopak spojrzał na Laylę.  Oczekiwał na odpowiedź. Ona spojrzała na swoje nogi, walczyła ze sobą.

-Nie mów mu-warknął loczek.

Dziewczyna pokiwała głową,  a Niall walnął ręką o oparcie. Był zły,  na co Harry się zaśmiał.

-Grzeczna dziewczynka-cmoknął ją w czoło.

Ona już nawet się nie krzywi,  bo wie,  że dostanie.  Gdybym był normalny,  to bym ją pożałował.  Harry co chwila coś gadał. W końcu Niall nie wytrzymał. Wkurwiony wyleciał z salonu i wyszedł z domu.

-No co ty.  Ja dopiero zaczynałem-krzyknął za nim.

Uśmiechnąłem się na to,  co Mia skwitowała swoim spojrzeniem.  Nachyliłem się nad jej uchem i szepnąłem:

-Nie patrz tak na mnie, bo tego nie chcę.  A ty rządzić nie będziesz.

-Mówisz do siebie?

-Nie przeginaj-pokiwałem głową,  a ona fuknęła coś pod nosem.

Jeszcze mi tego brakowało,  żeby Mia się wtrącała. Wtedy mój wzrok padł na jej ręce.  Były na nich słabo widoczne blizny.Ona się  tnie? Wcześniej tego nie widziałem. W sumie się nie przyglądałem.  Patrzyłem na to tak długo,  aż w końcu Mia to zauważyła.  Naciągnęła sweter i dalej patrzyła na telewizor.  Zamrugałem oczami, odwracając głowę. Czemu to robi? Co jak co,  ale ludzi którzy się tną nie rozumiem.  To nie jest wyjście,  a pogłębianie bólu. Wstałem z kanapy i poszedłem do mojego auta.  Czasem potrzebuję przejażdżki. Pobyć sam i pomyśleć.  Wsiadłem do niego, zapaliłem i ruszyłem przed  siebie. Omijałem auta,  lecąc na oślep. Czego się doczekałem?  Migających świateł w lusterku.  Usłyszałem rozkaz zatrzymania się. Wiedziałem co wtedy zrobić. Nie zgasiłem całkowicie samochodu,  ale poczekałem,  aż policjant wyjdzie ze swojego.  Ledwo do mnie podszedł,  a ja dałem gazu i tyle mnie widział.  Jak zawsze zadziałało.  Może i próbowali mnie dogonić,  ale zawsze jakoś ucieknę. Wracałem już wolniej,  nie szarżując tak po ulicy.  Gdy wszedłem do domu,  nie zastałem nikogo.  Tylko Mia siedziała w kuchni,  jedząc sałatkę owocową. Usiadłem naprzeciw i  zacząłem mówić.

-Czemu się tniesz? Wiesz,  że to nie pomoże.

Spojrzała na mnie i z powrotem zaczęła jeść. Kolejny raz mnie ignoruje. Już wiem, co czuje przez to Harry.

-Dlaczego nic nie mówisz.

-Bo cokolwiek zrobię,  zawsze jest źle.

-Widocznie wszystko robisz źle .  Chcę odpowiedź.

-A co cię to. Moja sprawa.

-Jesteś w moim domu i masz odpowiadać.

-I tak wygląda nasza każda rozmowa. Zawsze jest kłótnia.

-A to moja wina? Jakbyś mnie słuchała,  to by tak nie było.

-Tsa ja zawsze winna.

-Nadal nic nie wiem.

-Masz się odczepić,  bo ci nie powiem-podniosła na mnie głos.

-Mia. Ciężko ci raz mnie posłuchać-krzyknąłem na nią, a ona tylko zmrużyła oczy.

-Tak.

Chwilę później wyszła z kuchni.  Co za dziewczyna.  Mam chęć jej tak nawalić,  że do końca życia by mnie słuchała. Odłożyłem kluczyki na swoje  miejsce. Nienawidzę, gdy mi się stawia. Drażni mnie dosłownie wszystkim, co robi. Bo najczęściej robi coś wbrew mojemu zdaniu. Z drugiej strony coś mnie zatrzymuje, żeby jej nie pobić. Inaczej już dawno ze strachu robiłaby wszystko, co każę. Ale nie zniżę się do poziomu Harrego, żeby zastraszać słabszą ode mnie dziewczynę. Chociaż ostatnio i tak czasem to robię. Dzień minął mi praktycznie na siedzeniu przed telewizorem. Wieczorem razem z chłopakami musiałem wyjechać. Zmęczony wróciłem do domu i od razu poszedłem spać.

-Louis-usłyszałem głos Mii.

Nie będę reagował,  niech spada. W międzyczasie usłyszałem grzmot pioruna. No przyznam,  że cichy to on nie był. Przynajmniej wiem, czego ode mnie chce. To się zabawimy.

-Louis do cholery-podniosła głos.

-Czego chcesz-warknąłem na nią przez to,  że mnie obudziła.

-Mogę spać z tobą?

-Hahaha teraz już nie jesteś taka mądra-zacząłem się śmiać.

-Proszę.

-Błagaj,  błagaj-ziewnąłem.

-Dupek. Nienawidzę cię.

-Mówiłaś to. Wymyśl coś nowego, James. 

-Jeden jedyny raz, a ty nie chcesz się zgodzić. 

-Nigdy nie myślałem,  że tak będziesz mi się pchać do łóżka. Chodź-podniosłem kołdrę i po chwili poczułem,  że materac się ugina.

-Ty tylko o jednym.  Nigdy nie pójdę z tobą do łóżka.

-A założysz się?

Dziewczyna już mi nie odpowiedziała,  więc dałem spokój. Jak tak na nią patrze, to muszę  przyznać, że jest ładna. Wkurwiająca, ale ładna. Zamknąłem oczy, żeby dalej iść spać i wtedy poczułem, jak dziewczyna oparła się o moje ramię. Przecież jej nie zepchnę,  nie? Poprawiłem się ostatni raz i jakoś zasnąłem.  Rano gdy się obudziłem,  świeciło już słońce.  Nie było przy mnie Mii,  ale gdy wyszedłem na balkon,  żeby zapalić,  zobaczyłem,  że razem z Laylą pływa w basenie. Zaciągnąłem się dymem z papierosa i odkaszlnąłem. Mam plany co do dzisiejszego dnia.  Spotkanie z tym dupkiem Jacobem. Nie odpuszczę mu tamtej walki. Albo ją dokończymy albo rozpowiem ludziom,  że ten frajer pienia.  Wypuściłem leniwie dym z ust i patrzyłem,  jak rozpływa się w powietrzu.

-Wiesz,  że palenie papierosów zabija.

Spojrzałem na chwile na Mię,  od której usłyszałem pytanie po czym znowu spojrzałem w górę.

-Wiele rzeczy zabija. A ja wciąż żyję. Przypadek?

-Będziesz żył do czasu,  a później rak i co?

-W końcu i tak umrę,  a jak już powiedziałem, nadal żyję.

-Złego diabli nie biorą w sumie.

Po raz kolejny wypuściłem kółko dymu z ust.  Na jej tekst mimowolnie się uśmiechnąłem. Nie wiem, skąd ona je bierze.

-Dzięki za komplement. Szkoda,  że z tym

złym dzisiaj spałaś.

-Bo ten zły był całkiem inny niż zawsze.

Dziewczyna zanurkowała w wodzie i wpłynęła z drugiej strony basenu.  Przetwarzałem to co powiedziała. Mówiła to obojętnie, czy miała coś na myśli?

-Masz śniadanie w kuchni. Później musimy pogadać.

-Śniadanie? Czy to samo co z kurczakiem?

Mia się uśmiechnęła i dalej pływała,  a ja zgniotłem papierosa i poszedłem do kuchni.  Faktycznie na stole stała jajecznica z bekonem. Usiadłem przy stole i zacząłem jeść.

-Widzę,  że ci się polepszyły stosunki z Mią.

-Bo z nią rozmawiałem?

-Bo z nią spałeś-parsknął Harry.

-Nie robiłem tego gamoniu. W nocy była burza i chciała się przy mnie  położyć.

-I jej pozwoliłeś.

-Na początku nie,  ale później zmieniłem zdanie.

-Pilnuj,  żeby nic nie zrobiła,  bo może się to czasem odegrać na Layli.

-Wali mnie to,  idź z tym do Nialla.

Chłopak słabo się uśmiechnął i wyszedł, a ja dokończyłem śniadanie. Powiedziałem wszystko zgodnie z prawdą.  Nie obchodzi mnie aktualnie nikt.  Ani Layla ani Mia. Odłożyłem talerz po czym poszedłem do pokoju,  gdzie była już Mia.

-Więc o co chodzi? Streszczaj się, bo muszę wyjechać.

-No właśnie.  Chcę jechać do sklepu.

-Po co?

-Raz od dawna nie byłam nigdzie oprócz waszego ogródka. Dwa muszę kupić sobie swoje bzdety.

-Czyli?

-Podpaski, kosmetyki...

-Dobra skończ. Nie musisz jechać,  bo ja to mogę zrobić.

-No Louis ten raz na jakiś  czas,  proszę.

-Nie-powiedziałem,  zakładając buty.

-Louis kurde.  Weź nie bądź taki.

-Powiem tak. Możesz jechać,  ale mi nie przeszkadzasz,  nie gadasz,  nie....

-Dzięki-krzyknęła i poleciała do auta.

Zmrużyłem oczy i spojrzałem na Harrego. Stał ze swoim niby złym niby rozbawionym uśmiechem.

-Czy ty mnie śledzisz?

-Nie,  usłyszałem ją i przyszedłem. Dajesz się babie.

-Nie przesadzaj.

-Nie pozwalaj jej,  bo ci na głowę wejdzie.

-Zapamiętam.

Wyszedłem z domu i machając kluczykami,  dotarłem do samochodu. Mia siedziała,  bawiąc się telefonem. Tyle problemów o jedną dziewczynę.

-Gdzie je....

-Milcz-przerwałem jej. - Miałaś nie gadać.

-Ale....

Podniosłem rękę i w końcu dziewczyna się zamknęła. I tak ma być. Zacisnąłem mocniej ręce na kierownicy. Mia włączyła radio. Jak mi puści jakieś gówno, to jej coś zrobię. Dziewczyna zmieniała kanał, aż zatrzymała się na piosence Ghost Town.

-Adam Lambert?-jęknąłem, a ona na mnie spojrzała.-Możesz mówić-powiedziałem zirytowany, gdy głupio się uśmiechnęła.

-No weź, to jest fajna piosenka.

-Tak, tak-oparłem łokieć przy szybie i spojrzałem przed siebie.

-Dlaczego mnie nie wypuścisz? I tak mi nic nie robisz, bo żyję u ciebie, jak u siebie w domu.

-Bo tak lubię. Mam zacząć cię traktować inaczej?

-Nie, podziękuję. Gdzie jedziemy teraz?

-Do galerii, żebyś mogła się obkupić i w końcu zamknąć.

-Sam pozwoliłeś mi gadać.

Pominąłem jej odpowiedź i zaparkowałem samochód na parkingu. Poszedłem za dziewczyną do środka. Wstąpiła do jednego ze sklepów, ale zauważyłem, że był on z ciuchami.

-Miałaś kupić rzeczy, które o ile się nie mylę, tutaj nie są.

-Nie zrzędź. Tam możesz się usiąść, a ja idę przymierzyć kilka ubrań.

Wkurzony usiadłem się na kanapie i patrzyłem, jak dziewczyna lata po całym sklepie. Wzięła ze sobą masę ubrań po czym weszła do jednej z przebieralni. Z nudów zacząłem bawić się telefonem.

-I jak? Może być?-powoli podniosłem wzrok, a ona się okręciła.

W pierwszej chwili oderwałem się od świata, ale po chwili pokiwałem głową.

-Jest okey. Możemy iść?

-Jeszcze chw....-spojrzała za mnie i po chwili wciągnęła ze sobą do kabiny.

Zacząłem się cicho śmiać,a ona zatkała mi buzię. Słodka dziewczyna-zakpiła moja podświadomość. Oparłem się obok niej i cały czas się uśmiechałem.

-Wiem, że na mnie lecisz, ale nie chce tego robić w sklepie-szepnąłem jej na ucho.-W sumie mogę zrobić wyjątek-przejechałem ręką po jej ramieniu.

Spojrzała na mnie z pogardą, strzepując rękę. Już miała coś powiedzieć, gdy ekspedientka stanęła przed nami. W pierwszej chwili spojrzała na mnie, a później jakby złagodniała.

-Chciałabym poinformować, że może tu przebywać jedna osoba-mruknęła, a ja się uśmiechnąłem.

-Nie moja wina, że mam napaloną dziewczynę.

Wyszedłem zadowolony z siebie, zostawiając zszokowaną i zawstydzoną Mię. Kobieta zmierzyła ją wzrokiem po czym sama sobie poszła. Nie czekałem długo, a dziewczyna wyszła. Kupiła jakąś sukienkę.

-Jesteś idiotą-warknęła na mnie.

-Grzeczniej. Chyba pamiętasz, co zrobiłem ostatnio.

-Widziałeś, jak się na mnie patrzyła? Napalona do cholery?

-No właśnie. Dlaczego mnie tam wepchnęłaś.

-Nie chciałam, żeby nas zobaczyła pewna osoba.

-Mówmy po imieniu Mia. Co by zrobił nam twój ojciec, hm?

-On jest na pewno wkurzony, że.....no....., że nie robię tego co chciał i uciekłam.

-I na pewno by ci coś zrobił na środku galerii.

-Nie znasz go-szepnęła i poszła do supermarketu.

Ruszyłem po raz kolejny za nią. Kręciła się między półkami, co chwila biorąc inną rzecz. Zaraz mnie

tu szlag trafi.

-Mia rusz tą dupę, bo mi czas ucieka.

-Chwila no.

-Zaczynam żałować, że cię wziąłem.

-No widzisz, było posłuchać Harrego.

Zabrała ostatnią rzecz i ruszyła do kasy. Ja w tym czasie poszedłem już do auta. Wkurzony wystukiwałem rytm na kierownicy. Wyjąłem telefon z kieszeni i spojrzałem na godzinę. 15:39. Zabiję ją. Zabiję.

-Teraz jedziemy, żeby załatwić moją sprawę. Masz nie wychodzić z samochodu, rozumiesz?

-Okey, a co idziesz zrobić.

-Nie ważne. Co masz robić?

-Nie wychodzić z samochodu-powiedziała, śmiesznie kiwając głową.

Ukradkiem się uśmiechnąłem i dodałem trochę gazu, żeby zyskać na czasie, który straciłem przez dziewczynę. A później się dziwić, że nikt nie chce z nimi jeździć do sklepów.

-Chcesz?-wyciągnęła rękę z paczką żelek.

-Nie.

-Czemu?

-Czy ty do cholery możesz być cicho-zacisnąłem ręce na kierownicy, na co dziewczyna poprawiła się na siedzeniu.

-Wow, co ty taki nerwowy.

-Co ty taka wkurwiająca?-spojrzałem na nią ,marszcząc brwi.

Dziewczyna wzdrygnęła ramionami i oparła głowę o szybę. W końcu nastała ta błoga cisza. Rozmyślając, przypomniałem sobie o bliznach na ręce Mii. Czyli ona się tnie. Tylko czemu? Jakoś nie wierzę, że to wina mojego zachowania. Na pewno też nie sprawa Layli. Czyli zostaje jedna opcja.

-Nadal mi nie powiedziałaś, dlaczego się tniesz.

-Ja się nie tnę-mruknęła do mnie, a ja miałem ochotę się śmiać.

-A te blizny to moje zwidy, tak?

-Może.

-Słuchaj, ja nie lubię się powtarzać. Czemu to robisz. Ulgi ci to nie przyniesie.

-A co cię to obchodzi-krzyknęła na mnie, co zdziwiło nas obydwu.

Opamiętałem się jako pierwszy i wkurwiony zacząłem do niej mówić.

-Podnosić głos to możesz na swojego popapranego ojca, a nie na mnie. Jak się ciebie o coś pytam, to mi odpowiadasz. Jak na razie mnie tylko denerwujesz, a ja po raz kolejny się pytam. Dlaczego się tniesz?

-Gówno cię to obchodzi człowieku. Odczep się-powiedziała i krótko po tym po prostu wyszła z samochodu.

Miałem ją w dupie. Biegać za nią nie będę. Niech sobie nie myśli. Dojechałem do swojego celu i poszedłem do środka klubu. Jak mogłem się spodziewać, Jacob opieprzał jakiegoś gościa.

-Chce rewanżu-powiedziałem w jego stronę.

Chłopak powoli się odwrócił i uśmiechnął. No nie powiem, trochę mnie to wkurzyło.

-Kogo moje oczy widzą? Wielki przegrany czy może uciekinier? Którą ksywkę wolisz?

-Pierdol się. Chcę dokończyć walkę.

-Chyba pokazać, że możesz się bardziej pogrążyć-zaśmiał się, ale po chwili odchrząknął.-Dobra, to kiedy?

-Obojętne mi to. Żadna różnica.

-To cię jeszcze jakoś poinformuję. Teraz sorka, ale obowiązki wzywają-wskazał na jakiego gościa, który był trzymany przez pracowników Jacoba.

Wyszedłem z budynku w innym humorze. Myślałem, że nam to dłużej zajmie. A tu nawet nie musiałem się wysilać. Poszło jak po maśle. Wsiadłem do auta, coś sobie przypominając. Ciekawe czy ta debilka doszła już do domu. Mając to w głębokim poważaniu, pojechałem pooglądać walki innych facetów. Przesiedziałem tam całe popołudnie, a po pizzy z kumplami wróciłem do domu. Zaraz po wjechaniu autem do garażu, poszedłem do domu. Zdjąłem buty i skierowałem się do kuchni. Miałem ochotę się napić.

-Możemy wiedzieć dlaczego Mia wracała pieszo?-jako pierwszy odezwał się Liam.

-Bo jest głupia. Gdzie ona w ogóle teraz poszła.

-Siedzi w pokoju, chyba śpi.

-Czyli wszytko ok i czego wy ode mnie chcecie?-nalałem sobie soku i usiadłem naprzeciw nich.

-Zależy, co oznacza dla ciebie ok.

Spojrzałem na Zayna, który podniósł wzrok na mnie, na chwilę odkładając swój telefon.

-Czyli? Wróżką nie jestem.

-No, jak przyszła to płakała. Nie chciała powiedzieć czemu, więc coś się musiało stać.

-A i trzeba zaznaczyć, że twój kochany przyjaciel Harry zdzielił jej znowu w twarz.

-Za co?-wstałem i poszedłem odłożyć szklankę.

Czyli mam więcej pytań niż odpowiedzi. Będzie trzeba przepytać Mię.

-Nie wiem, zapytaj się jej.

-Albo Harrego-zaśmiał się Liam.

Uśmiechnąłem się sarkastycznie i dużymi susami pokonałem schody, które dzieliły mnie od dziewczyny. Wszedłem do pokoju.  Mia spała na swoim ''łóżku''. Była cała pozawijana w kołdrze. Przebrałem się w moje spodenki od piżamy i na nią spojrzałem. Akurat przekręcała się na drugi bok, tym samym krzywiąc się. Wiem, że jest tam niewygodnie, ale zwisa mi to. Położyłem się na swoim łóżku i tak samo zawinąłem się w kołdrze. Jednak nie mogłem zasnąć. A wszystko przez jedną osobę. Co ona do cholery ze mną robi. Nigdy się o nikogo nie martwiłem, a teraz co? Wstałem i do niej podszedłem.

-Mia-szepnąłem w jej stronę,czekając na reakcję.

-Zostaw mnie, chcę spać.

-Chodź. Będziesz spała, obiecuję-pociągnąłem ją za rękę.

Zaspana poszła powoli za mną. Chyba za bardzo nie kontaktowała, o co chodzi. Położyła się na mojej białej pościeli i od razu zasnęła. Przykryłem ją kołdrą i w końcu sam mogłem iść spać. Jeszcze chwila, a zacznę pomagać każdemu napotkanemu człowiekowi. Nie no bez przesady. Moje sumie włącza się jeśli chodzi o Mię. A i tak nie zawsze. Coś mnie przy niej trzyma. Nie mam odpowiedzi na jej pytanie, dlaczego ją tu trzymam. Tak po prostu mi pasuje, pomijając fakt, że mnie co chwila wkurza. 

 

 

 

 

 

CZYTASZ=KOMENTUJESZ

Przepraszam za błędy, jeśli się pojawiły. Była to najdłuższa przerwa między rozdziałami, bo  z dwa tygodnie. Jednak wcześniej uprzedzałam, że mogą się pojawiać rzadziej. Zostawcie po sobie jakiś ślad na dole :D

poniedziałek, 8 czerwca 2015

Rozdział 19

Mia pov*



Siedziałam w pokoju, pocieszając Laylę. W ciągu dwóch dni napłakała za całe swoje  życie. Oczywiście znowu z powodu Nialla. Podałam jej kolejną chusteczkę, a ona i tak po chwili ją wyrzuciła.

-Nie wierzę, że mi to zrobił. Ostatnio zaczęłam mu ufać i tu kurwa takie coś.

-Nie przejmuj się dupkiem. Oni tacy są.

-Mówiłam od początku, że chce mnie zaliczyć-pociągnęła nosem.

-Layla sorry, ja nie chciałem. Odpuściłem ten zakład. Już Cię  nie chcę zaliczyć-do pokoju wszedł Niall, a dziewczyna wstała z łóżka i zaczęła go bić.

-Nie wierzę ci idioto. Jesteś nic niewart.

-Layla no weź. Zapłacę mu tą kasę, ale nie chcę cię stracić.

-Już to zrobiłeś-krzyknęła na niego.

Siedziałam na łóżku, patrząc na ich dwójkę. Dziwne, że jeszcze tu nikt nie przyleciał.

-Wali mnie to, że odpuściłeś. Wyżaliłam ci się wczoraj, nawet się całowaliśmy, a ty do cholery zrobiłeś takie coś. Zaufałam ci.

-Wiem,wiem, wiem. Sorry.

-W dupę sobie wsadź to sorry. Sam fakt, że to zrobiłeś mnie rani.

-Wiesz, to nie wszystko.

-Jak nie-warknęła i zaczęła do niego podchodzić.

-No zakład nie był tylko o kasę-powiedział cicho, a ja wiedziałam, że zaraz będzie jeszcze gorzej.-Ten który wygra, ma ciebie.

Po tych słowach zachłysnęłam się powietrzem. On chyba żartuje. Harry nie może......

-Ale ty przegrałeś zakład, bo odpuściłeś-szepnęła.

-Wiem, właśnie o to chodzi.

-To żart-dziewczyna usiadła na ziemi i podkuliła nogi.-Ja się zaraz obudzę-zaczęła bardziej płakać.

Spojrzałam na Niall i zaczęłam sztucznie bić brawo. Chłopak mruknął coś pod nosem. Przykucnął przy dziewczynie, coś do niej mówiąc. Nie słyszałam co, a postanowiłam ich zostawić samych i wyjść z pokoju. Zeszłam na dół. Przed telewizorem siedział Louis.

-Wiedziałeś o zakładzie?!

-Tak, zejdź z ekranu-pokiwał ręką.

-I nic nie powiedziałeś, nic nie zrobiłeś?

-A co miałem robić, to sprawa Nialla i Harrego.

-Mam rozumieć, że Layla się nie liczy.

-Nie wiem. O co ci w ogóle chodzi. Mógł się nie zakładać, a nie teraz wielkie halo-na chwilę na mnie spojrzał i dalej gapił się w telewizor.

-Harry jej nic nie zrobi, prawda?

-Nie wiem-jeszcze raz powie nie wiem i mu coś zrobię.-Wisi mi to. Jest plus, będziesz z nią mieszkać.

-Możesz nie gapić się w to pudło?!

-Nie, tobie radzę nie wtrącać się w ich sprawy.

-Bo co? To moja przyjaciółka.

-Głodny jestem, idź coś zrób na obiad-spojrzała na mnie z miną, która sugerowała, że mam się odwalić.

-Sam sobie zrób. Służącą nie jestem.

-Ale nic nie robisz i masz mnie słuchać. Idziesz albo ja idę po Harrego, tylko, że tym razem go nie powstrzymam.

-Nie zrobisz tego-stanęłam naprzeciw chłopaka, a on się uśmiechnął.

-A chcesz się przekonać?

-Jebany dupek-szepnęłam do siebie i poszłam w kierunku kuchni.

Chce jedzenie, to mu zrobię takie, że mnie popamięta. Wyciągnęłam wszytko i zaczęłam szykować kurczaka. Po tym ja uszykowałam panierkę, pokroiłam całego kurczaka na części. Wiedziałam, że Louis zawsze je najchętniej skrzydełka, więc nawaliłam do nich pełno przypraw. Nie wiem, jaki to osiągnie smak, ale mi to zwisa. Wsadziłam uszykowane jedzenie do piekarnika.

-I co, rąk ci nie urwało, nie?-Louis wszedł do kuchni.

-Odwal się.

-Kocham tą twoją pyskatą mordkę.

-Szkoda, że ją straszysz lokowatym debilem.

-Skoro tylko to działa, no to trzeba to wykorzystać.

-A nie pomyślałeś, że jak ty się zmienisz, to ja będę inaczej się do ciebie odzywała?

-Hmmmmm.....nie-wzdrygnął ramionami i usiadł przy stole.

Zdenerwowana oparłam się o szafki. Nie będę siedziała obok niego. Próbowałam patrzeć wszędzie, byle nie na niego. W końcu nie wytrzymałam.

-Czy z łaski swojej możesz na mnie nie patrzeć?!

-Nie. Jesteś za ładna.

-Weź sobie daruj, co-parsknęłam, kiwając głową.

-Jestem dla ciebie miły, a ty co robisz.

-Mówisz to z sarkazmem. Jestem tu dzień, a mam cię dosyć człowieku.

-A ja tam ciebie kocham-zaczął się śmiać.

Wyciągnęłam kurczaka z piekarnika i podałam chłopakowi. Z uśmiechem zaczęłam jeść swoją część. Nie trwało długo, a wypluł wszystko co miał w buzi i wyrzucił do kosza. Dalej jadłam, jak gdyby nigdy nic.

-Zrobiłaś to specjalnie mała szmato.

-Nie nazywaj mnie tak-podniosłam rękę do góry.

-Wyczerpujesz moją cierpliwość. Jak się skończy, będziesz biedna.

-Czy ty mi grozisz? Muszę zacząć się bać.

-Szkoda, że nie byłaś taka mądra, jak był z tobą Harry. Nagle ci język urywa, gdy go widzisz.

-Może, a może nie.

Kłóciłam się z nim jeszcze chwilę po czym odłożyłam pusty talerz. W pewnym momencie przesadziłam. Chłopak pchnął mnie na ścianę. Poczułam dosłownie każdą część mojego ciała. Moje oczy same się zaszkliły. Bolało, a chłopak na dodatek ściskał mi nadgarstki.

-Słuchaj dziwko, mam cię powoli dosyć, więc masz mnie nie wkurwiać. Teraz idziesz do pokoju i nie chcę cię tu widzieć, bo pogadamy jeszcze inaczej. Rozumiesz-ostatnie słowo dosłownie wysyczał.

Pokiwałam głową i poszłam powoli po schodach na górę. Musiałam rozmasować nadgarstki. Weszłam do środka po czym położyłam się na swoim dawnym posłaniu. Leżałam chwilę, gdy usłyszałam otwieranie drzwi.

-Hejka-zobaczyłam Laylę i słabo się uśmiechnęłam.

-Coś się stało?

-To co zawsze, ty lepiej powiedz, czy wszystko ok.

-Nic nie jest dobrze. Mam dość tego dnia. Boję się Harrego, on mi coś zrobi.

-Nic się nie stanie. Spokojnie.

-Ja muszę teraz być jego jakby dziewczyną. Zmusi mnie.

-A....

-Nie mów o nim, proszę.

-Chcesz coś oglądnąć?-wskazałam na telewizor, a dziewczyna kiwnęła głową.

Wstałam z łóżka i poszłam szperać w szafce, żeby znaleźć jakiś film. Wróciłam do Layli. Niby oglądałyśmy film, ale i tak cały czas o czymś gadałyśmy. Nawet nie wiem kiedy, a zrobił się wieczór. Zostawiłam Laylę i poszłam się umyć. Weszłam do kabiny prysznica, puszczając wodę ze słuchawki. Dokładnie namydliłam całe ciało. Przez szampon po pomieszczeniu rozszedł się zapach truskawek. Spłukałam z siebie całą pianę. W między czasie zauważyłam jedną rzecz. Wzięłam ze sobą spodenki, ale nie mam bluzki. Jedyna jaka była w łazience, to Louisa, która wisiała na suszarce. Zajebiście kurde. Mrucząc przekleństwa pod nosem, założyłam ją na siebie. Wyszłam z łazienki i zobaczyłam, że nie ma już Layli, ale Louis ogląda telewizor.

-Gdzie ona jest?

-Harry przyszedł-wzdrygnął ramionami.

-On jej nic nie zrobi, prawda?

Chłopak mi nie odpowiedział, a ja wkurzona się położyłam. Co za cham jeden. Cholernie zależy mi na odpowiedzi, a nawet słowa nie umie powiedzieć.  Nakryłam się kołdrą, bo poczułam chłodne powietrze.

-Louis zamkniesz okno?

-Nie, bo mi ciepło.

-Ja tu się zamieniam w lód debilu.

Spojrzał na mnie wkurzony i momentalnie zamilknęłam. Wyglądał, jak ojciec, gdy się na mnie wkurzał. Ta sama mina i wkurzone oczy. Z powrotem się nakryłam. Nie mogłam, jednak spać. I tu nie chodzi o grający telewizor, ale raz o Laylę, a dwa okno. Niby pod kołdrą jest ciepło, ale to nie to samo. Krótko później usłyszałam krople deszczu na szybie. Chyba nic gorszego się już nie stanie, nie? Louis wstał i zamknął okno, a ja odetchnęłam. W końcu. Chłopak poszedł się umyć, a ja cały czas myślałam o Layli. Nie zrobi jej nic, nie zrobi. W telewizji leciał cały czas mecz. Jakoś przestał mi przeszkadzać. Zamknęłam oczy, starając się zasnąć. Ta sztuka mi się udała, jeszcze za nim Louis wrócił do pokoju. Spało mi się bardzo dobrze, a na szczęście Louis mnie rano nie obudził. Mogłam spać ile chcę. Przetarłam swoje zaspane oczy i zobaczyłam, że chłopak siedzi, robiąc coś na laptopie. Po sprawdzeniu godziny, okazało się, że jest 10:00. No to sobie pospałam. Przeciągnęłam się, prostując swoje nogi.

-W kuchni masz śniadanie.

-A co to się stało, że mi je zrobiłeś?

-Przy okazji swojego-mruknął i znowu patrzył na ekran laptopa.

Wstałam z łóżka po czym poszłam do kuchni. Jak to ja, musiałam coś zrobić. Wyciągając szklankę, upuściłam ją na ziemię. Rozbiła się na kawałki. Fuknęłam pod nosem przekleństwo, zaczynając sprzątać. Wzięłam dwa pierwsze kawałki, ale przy trzecim za mocno złapałam i rozcięłam sobie rękę. No zajebiście. Zobaczyłam, jak zaczyna lecieć mi krew, plamiąc podłogę. Znalazłam szybko bandaż i owinęłam nim rękę. W tym samym czasie do kuchni wszedł Louis.

-Co ty robisz?

-Nic-powiedziałam szybko, chowając rękę.

-Mam rozumieć, że ta krew to miesiączka?-zaczął się śmiać, a ja poczułam ból w ręce.-Pokaż.

Powoli pokazałam mu rękę. Chłopak odwinął ją, a mnie coś trafiało. Bolało w cholerę.

-To trzeba przemyć. Chodź.

-Nie trzeba-szepnęłam.

-Kurwa Mia, ty  będziesz miała to szyte, więc się rusz.

Poszłam zdenerwowana za nim do łazienki. Usiadłam się na rogu wanny. Louis w tym czasie wyciągnął apteczkę. Chwilę później wydarłam się na cały dom, wyszarpując rękę.

-To bolało-starłam łzy z policzka.

-No co ty powiesz-przechylił głowę i uniósł brwi.-Było sobie nie przecinać ręki.

-Bo to moja wina-podałam mu ją z powrotem, a on delikatnie owinął bandaż dookoła.

-No przecież nie moja.

-Ja nigdzie nie jadę. Ona sama się zrośnie-mruknęłam cicho.

-Nie wkurzaj mnie, tylko się zbieraj. Już dosyć, że muszę marnować czas na ciebie.

-Dzięki-szepnęłam bardziej do siebie niż do niego.

Przez całe dwie godziny zdążyliśmy pojechać do szpitala, zszyto mi rękę i wróciliśmy. Nie zamieniliśmy ani jednego słowa, pomimo moich prób. A po co ja się staram. Weszłam do domu, a dokładniej do salonu. Layla siedziała na kanapie obok Harrego. Ohyda w pewnym sensie. Widziałam, że ona tego nie chce. Wyglądała jakby miała zacząć płakać. Z resztą się nie dziwię. Poczułam za sobą obecność czyjejś osoby. Wiedziałam, że to Louis.

-Taka szczęśliwa-szepnął mi nad uchem.-Harry lubi takie jak ona.

Odwróciłam się do chłopaka, a on się uśmiechnął. Miałam chęć mu walnąć, ale sobie darowałam.

-Śmieszy cię coś?

-Nie-odpowiedział, opierając się o ścianę.-Wiesz co chciałbym teraz zrobić?

-Nie wiem, wisi mi to.

-Iść po Nialla, żeby na to patrzył.

Pokiwałam głową i poszłam do kuchni, zjeść moje śniadanie, a w sumie już jakby obiad. Usiadłam do stołu po czym zaczęłam jeść. Może i nie jest tak źle żyć tutaj. Lepiej się czuję niż w domu. Bardziej bezpieczna, tak myślę w każdym razie. Jakoś to przeżyję. No chyba, że mam tu żyć do końca. A miałam takie plany.

-Masz wolny dom, bo idę na imprezę wieczorem.

-Dobra-powiedziałam.

-Nie uciekniesz od razu mówię. Nie uda ci się.

-A czy ja coś mówiłam.

-Nie wiem, na jaki głupi pomysł jeszcze wpadniesz.

Louis wyszedł, tym samym zostawiając mnie samą. Nie miałam co robić, więc poszłam do ich biblioteki. Wzięłam jedną z książek i zaczęłam czytać. Wciągnęła mnie tak,  że przesiedziałam tam prawie cały dzień. Nawet nie wiem,  kiedy Louis wyszedł.  Miałam to głęboko w dupie.  Nie chcę widzieć tego człowieka. W sumie to nie człowiek.  Jakaś pomyłka chyba.  Jestem ciekawa, jacy są jego rodzice. Gdy przewróciłam już ostatnią kartkę,  poszłam do łazienki się umyć. Miałam kilka problemów,  ze względu na rękę,  ale jakoś dałam radę. Wyszłam ubrana z mokrymi włosami.  Wtedy Louis wrócił, ale był dziwny. Waliło alkoholem.

-Wiesz, co bym teraz zrobił?-oparł się obok mnie.

-No nie wiem, zawołał Harrego albo Nialla do Layli.

-Nie-pokiwał palcem.-Chcę cię pocałować.

Moment później złączył nasze usta. Nie chciałam, żeby to tak wyglądało, więc odwróciłam głowę.

-Nie udawaj, że nie chcesz-siłą znowu zaczął mnie całować.

Przez jego palce moje policzki zaczęły boleć. Nie chciałam go całować, ale nie wiedziałam,  co robić. Był silniejszy. Trzymał mnie.

-Zajebiście całujesz-szepnął do mnie.

-Szkoda, że tylko ty tego chciałeś-mruknęłam, odwracając się.

Zaczęłam płakać. Jak on to mógł zrobić. Nie usprawiedliwa go nawet alkohol.  Dobrze że się skończyło na tym i nic więcej . Zwinęłam się  kłębek i ryczałam jak małe  dziecko. Ciekawe czy będzie cokolwiek pamiętał .  Zapewne nic bo jest zalany w trzy dupy.  A to niby ja ostatnio się tak nawaliłam. On chyba siebie nie widzi. Całą noc nie spałam. Nie wiem w sumie czemu.

-Czego ryczysz-odezwał się nad ranem.

-Nie ważne.

-Mów, a nie...... ręka  cię boli,  to dam ci tabletki.

-Odczep się.

-Mia do cholery gadaj.

-Zmusiłeś mnie do całowania.

Stanął i na mnie spojrzał. Chyba próbował sobie przypomnieć.

-I o to płaczesz? Już się całowaliśmy.

-Ah tak,  czyli dobrze że mnie zmuszałeś.

Było  mnie zgwałcić,  masz rację.

-Jezu nie chciałem. Sorry.

Super, to jego sorry aka odwal się już.

-Co mam zrobić,  żebyś się uspokoiła.

-Przytul-parsknęłam na niego.

Ku mojemu zdziwieniu,  on to zrobił. Owinął ręce naokoło mojego ciała. Trochę mnie to ruszyło. Jednak nie jest z nim tak źle.  W końcu to zrobił,  nie?

-Już?

-Nie wiem. Zraniłeś mnie.

-Nie pierwszy,  nie ostatni.

Czyli wrócił stary Louis i jego super teksty. Chociaż na chwilę był inny. Puścił mnie,  a ja poszłam jeszcze na chwilę,  położyć się do łóżka. Musiałam przetrawić to,  co się stało. 

 

 

 

 

 

 

 

CZYTASZ=KOMETUJESZ

Przepraszam za błędy, jeśli się jakieś pojawiły. Nie wiem, kiedy będzie następny rozdział, bo jak wiadomo, zbliżają się wakacje. Wyjazdy, plany itd. 



poniedziałek, 1 czerwca 2015

Rozdział 18


Zdenerwowana weszłam na salę balową. Plan na dzisiejszy wieczór? Przeżyć go i nie spotkać Louisa. Specjalnie założyłam inną  sukienkę, żeby ułatwić sobie plan. W sumie mogłam w ogóle nie iść, ale chciałam być tu z Laylą. No właśnie. Dziewczyna co chwila z kimś rozmawia, a jednocześnie co jakiś czas nerwowo odrywa wzrok. W końcu wkurzona postanowiłam do niej iść.

-Przepraszam, ale na chwilę ją porwę-uśmiechnęłam się do jakiejś kobiety i pociągnęłam dziewczynę za rękę.-Weź się opanuj.

-Aż tak źle?

-Wyglądasz jakbyś miała zaraz uciec.

-No, to nie moja wina-zaczęła się usprawiedliwiać, a ja miałam wrażenie, że najchętniej zaczęłaby tupać nogą.

-Przestań się martwić. On nic ci tu nie zrobi. Nawet nie wiesz, czy jest.

-Jest. Widziałam go, jak wchodził na taras.

-I co, nadal żyjesz. Nie panikuj-poklepałam dziewczynę po ramieniu.

Chwilę później jej nie było, a ja rozbawiona pokiwałam głową. Okręciłam się i chciałam iść do miejsca z napojami, ale tym samym wpadłam na jakiegoś chłopaka.

-Przepraszam, mogłam uważać-powiedziałam i wyprostowałam sukienkę.

-Nic się nie stało, spokojnie. Jak masz na imię?

-Mia-chłopak zmarszczył brwi, ale dalej się uśmiechał.

-James? Mia James-pokiwałam zmieszana głową, a on zaczął się śmiać.-Nie martw się. Nie śledzę cię. Jesteś przyjaciółką Layli, wszyscy cię pewnie znają.

-Nie wiedziałam, że jestem taka sławna.

-Zdajesz się fajna. Chcesz się napić?-spojrzałam na niego, a on dalej stał, czekając na odpowiedź.

-Pewnie.

Ruszyłam za nim w stronę, gdzie nas prowadził. Nie wiem czemu, ale dzięki niemu zapomniałam o Louisie. Zaraz, chwila......nawet mi się nie przedstawił.

-A ty jak masz na imię-powiedziałam, przekrzykując muzykę.

-Jacob, piękna.

Uśmiechnęłam się na jego ostatnie słowa. Jeden wyraz, a od razu poprawia humor o dwieście procent. Przyspieszyłam trochę korku, żeby za nim nadążyć.

-Jesteś stąd?

-Tak. Mieszkam tu do dziecka. A ty?-uśmiechnęłam się ,siadając na krześle.

-Ja raczej jestem wędrownikiem. Mieszkałem tu, gdy byłem mały, później wyjechałem i znowu jestem.

-Światowy jesteś-mruknęłam i rozejrzałam się po sali.

Chłopak podsunął mi napój po czym zaczął mi się przyglądać. Nie powiem, trochę dziwnie.

-Co ty taka spięta?

-Ahh nie chcę spotkać jednej osoby.

-Mogę wiedzieć kogo? Oczywiście jeśli to nie problem-dodał, wyciągając swój telefon.

-Wolę to zatrzymać dla siebie. Jak ktoś ważny, to odbierz.

Spojrzałam na jego telefon, który cały czas wibrował. Chłopak machnął ręką i dalej zaczął o sobie opowiadać. W końcu wibrowanie ustało. Nie wiecie, jaka ulga, bo zaczynało mnie wkurzać. W szybkim czasie minęły mi dwie godziny na rozmowie z Jacobem. Co najważniejsze. Przestałam myśleć o Louisie.

-Ja już zmykam mała, ale dałabyś mi swój numer?

Wyciągnęłam swój telefon i po podaniu numeru, pożegnałam się z chłopakiem. Muszę się jeszcze kiedyś z nim spotkać. Odeszłam od stolika i poszłam szukać Layli. Wyobraźcie sobie moje zdziwienie, gdy znalazłam ją, jak całuje się z Niallem. Na dodatek od razu poznałam, że ona płakała. Nie wnikam w to. Postanowiłam dać im spokój.  Skoro tak wybrała, jej sprawa. Wyszłam na dwór i poszłam w to miejsce co ostatnio. Nim pomyślałam, jaki błąd robię, usłyszałam za sobą głos.

-Wróciłaś słonko-Louis zaczął się śmiać.

Wyglądał, jak zawsze, choć na co dzień nie nosi takich cuchów. Stał z rękoma w kieszeniach spodni. Jego uśmiech też nadal wywoływał u mnie to samo uczucie.

-Mam wrażenie, że mnie unikałaś.

-To nie było wrażenie-mruknęłam, na co cicho się zaśmiał.

-Ostatnio nie byłaś taka odważna. Choć nadal w sumie nie jesteś.

-Czego chcesz człowieku?

-Ja nic. Nie mogę pogadać.

-Nie, bo nie chcę-powiedziałam, cofając się o kilka kroków.

-Wiesz, zmiana sukienki to dobry pomysł, ale byłem krok przed tobą. Domyśliłem się, że znowu tu przyjdziesz. Dziewczyna którą znałem, była tak samo naiwna.

-A co ja mam do tej dziewczyny-wywróciłam oczami.

-Cholernie mi ją przypominasz Aria.

-Czy to powoduje, że masz mnie prześladować?

Louis się uśmiechnął i w kilka sekund znalazł się przy mnie. Stanowczo za blisko.

-Lubię takie małe, niewinne i zadziorne jednocześnie dziewczyny-szepnął mi nad uchem, a po moim ciele przeszły dreszcze strachu.-No co ty ,chyba się nie boisz, nie?

-Zostaw mnie, jesteś chory-chciałam go wyminąć, ale złapał mnie za rękę, a ja wiedziałam, że to mój koniec.

-Aria, Aria, Aria, moja koleżanka Mia wie, że jestem chory. Już jej na to odpowiadałem,a dobrze się składa, że tu jest-Louis złapał szybko za moją maskę i ściągnął ją z głowy, za nim zdążyłam zareagować.-Prawda Mia.

Spojrzałam na swoje buty i założyłam ręce na klatce. Kurwa, a przez te trzy miesiące było tak dobrze. Może za dobrze.

-Zadałem ci pytanie do cholery-krzyknął na mnie.-Czy ty byłaś tak głupia, że wierzyłaś w niewydanie się tego kłamstwa. Prędzej czy później bym to odkrył.

-No i co? Zadowolony? Pan Louis dopiął swego po raz kolejny.

-Jak nigdy. Masz tak pusto, żeby wymyślać takie coś? Po co ci to było?

-Chciałam zerwać z tobą wszelki kontakt, pasuje?

-Ja nie chciałem cię widzieć od początku. Nie wiem, czym sobie zawiniłem, że się na ciebie natknąłem, ale nie wpadłem an tak porypany pomysł, żeby wymyślać swoją śmierć.

-Było mnie wypuścić-mruknęłam.

-Wypuścić? Nie, bo ja nigdy nie odpuszczam. A za to co zrobiłaś, ja się jeszcze zemszczę. Nie powinienem się na ciebie natknąć ani razu. Zmarnowałem tylko swój czas, czekając z zabiciem ciebie......-chłopak dalej się na mnie darł, a ja czułam, że w kącikach oczu zbierają mi się łzy, które za chwilę zaczną spływać po policzku.

-Odwal się ode mnie. Ranisz mnie od samego początku. Nie wiesz, jak to boli, gdy słyszę, że spotkanie mnie było błędem-moje nerwy puściły i poczułam łzy na policzkach.

Role się odwróciły, teraz ja wydzierałam się na chłopaka. Jak szło się spodziewać, nie dał za wygraną.

-A co? Może mam być z tego powodu szczęśliwy. Sprowadzasz same kłopoty i mnie wkurwiasz. Jesteś małą szmatą.

-Przestań tak do mnie mówić idioto. Było mnie zabić, bym się teraz nie męczyła z tobą.

-Błędy się popełnia, już to mówiłem.

-Wiesz co, miałam wiele okazji, żeby cię wykończyć bez brudzenia sobie rąk. Teraz żałuję, że ich nie wykorzystałam.

-Życie kochana. Życie. Teraz znowu zamieszkasz z nami.

-Co? Ja nigdzie nie idę.

-Było myśleć wcześniej. Odpłacę ci się za ten posrany pomysł i oszukanie mnie, bo tego się mi nie robi. Będziesz mogła przybliżyć się z Harrym-zaśmiał się,a ja starłam resztę łez z policzka.

-Jesteś zasranym dupkiem, frajerem, kutasem, chamem i cię po prostu nienawidzę. Myślisz, że możesz wszystko, a to gówno prawda.

-Mnie to nie rusza, a ty tylko pogarszasz swoją sytuację-warknął na mnie, a ja się głupio uśmiechnęłam.

-A co to za różnica, co? Już mam zjebane przez ciebie życie....

-Jak się nie uspokoisz, to ci je zniszczę do końca, aż będziesz mnie błagała, żebym cię zabił, więc się zamknij.

-Wali mnie to. Rozumiesz?

-Walić to mogę ciebie-uniósł brwi, a ja parsknęłam.

-Ty tylko ruchasz dziwki.

-No właśnie. Więc mogę?

-Mam chęć ci tak przywalić, że będziesz łaził przed kilka dni z obolałym kroczem.

-Więc co cię powstrzymuje?-zrobił krok w przód tak, że dzieliła nas mała odległość.

-To, że byś mi oddał, bo jesteś taki porąbany,że bijesz nawet kobiety.

-A co to za sprawiedliwość, że wy nas możecie bić, a my was nie? Trochę równouprawnień.

-Odjeb się ode mnie. Jesteś śmieciem i nie masz żadnej wartości.

-A ty naciągasz cieniutką granicę. Chwila, a ją przerwiesz.

Usiadłam bezradna na ławce i spuściłam głowę. Mam go dosyć. Mówiłam, że nawet czasem tęsknie za nim, ale teraz wiem, że się myliłam. Zaczęłam bawić się moimi palcami. Nie odzywałam się do niego słowem, a on dalej stał i się gapił.

-Dlaczego mnie nie zostawisz, co?-pociągnęłam nosem, jak małe dziecko.-Nie chcę cię już widzieć.

-Sto razy mam mówić? Mnie się w konia nie robi. W najbliższym czasie zobaczysz dlaczego-powiedział po czym wolnym krokiem ode mnie odszedł.

Dalej siedziałam, patrząc na ryby w małym stawku. Jednak mogłam nie przychodzić. Ile bym sobie zaoszczędziła.

-Masz, to ci pomoże-zobaczyłam przed sobą Jacoba, który stał z butelką jakiegoś alkoholu.

-Dzięki-odmruknęłam do niego.

Pokiwała głową i sobie poszedł. Nie myślałam, o skutkach wypicia całej butelki. W sumie obstawiam, że źle się to skończy, ale cóż.......nie pierwszy, nie ostatni raz. Otwarłam ją i wzięłam łyk. Ciecz przelała się przez moje gardło, na co się trochę skrzywiłam. I tak raz za razem wypiłam całą butelkę. Dokładnie mówiąc, ścięło mnie całkowicie. Praktycznie nie miałam kontaktu ze światem, ale zdążyłam usłyszeć te kilka słów Louisa, gdy brał mnie na ręce.

-Kurwa, jak ty mnie dziewczyno denerwujesz.

Później już wcale nie wiem, co się ze mną działo. O dziwo nie denerwowałam się, a miałam co do tego powodu, przez groźby chłopaka. Jednak strona, która mówiła mi, że Louis mi nic nie zrobi, wygrała.





Louis pov*

Gdy zobaczyłem zalaną w trzy dupy Mię, po prostu ręce mi opadły. I jak masz się nie wkurwiać na taką dziewczynę. Zabrałem ją na ręce i wpakowałem do swojego auta. Zasnęła. Super, przynajmniej nie będę musiał się z nią użerać. Wsiadłem na swoje miejsce po czym ruszyłem do domu. Powiedziałem jej, że będzie z nami mieszkała i tak zrobię. Spojrzałem w lusterko, gdzie zobaczyłem, jak dziewczyna śpi, skulona w kłębek. W sumie, jak tak teraz na nią patrzę, to moja złość mija.....dobra, co ja gadam. Wkurzyła mnie i nic tego nie zmieni. Nawet jakieś zjebane łzy, czy zasrane błagania. Wjechałem swoim autem na podjazd. Ciekawe co by powiedziała, na spanie w samochodzie-zakpiła moja podświadomość.

-Mia, wstawaj-zacząłem ją szturchać, co przyniosło efekt dopiero po jakimś czasie.

Przetarła oczy i po chwili wstała ,chwiejąc się. Pierwszy raz wiedzę ją pijaną.

-A może z łaski swojej, byś mnie znowu zaniósł-mruknęła.

-Widzę, że nawet tak pijana, próbujesz mnie wkurzyć.

Wzdrygnęła ramionami po czym ruszyła w stronę schodów. Dziewczyna szła po schodach, normalnie trzymając się ścian. Nie wierząc, że nic nie wywinie, poszedłem za nią. Pomijając fakt, że kilka razy by leżała, nie było z czego się pośmiać. Otwarłem jej drzwi. Zdjęła z szpilki z nóg i trochę je rozmasowała.

-Czy ty się dobrze czujesz?-zaśmiałem się do niej, gdy zobaczyłem, że otwarła szufladę i wyciągnęła sobie moją bluzkę.

-W sumie nie. Mam cię dosyć, wkurwiłeś mnie....

-Ty też-odburknąłem pod nosem.

Mia zrzuciła z siebie sukienkę i założyła T-shirt. Uśmiechnięty stanąłem przy szafie i wrzuciłem tam garnitur. Ciekawe co stwierdzi jutro, gdy jej to opowiem. Nie zdążyłem nawet krzyknąć nie, a ona już władowała się do mojego łóżka.

-Mówiłem ci do cholery, że nie lubię, gdy ktoś śpi na moim łóżku-warknąłem, ale nawet jej to nie ruszyło.-Szkoda, że nie jesteś taka mądra, gdy jesteś trzeźwa.

-Szkoda, że jakoś cię nie ruszało, gdy ostatnio tu spałam. Wtedy nie byłeś aż takim dupkiem.

-Ciesz się, że jesteś pijana, bo mam chęć ci wpierdolić.

-Ja mam chęć cię pocałować.

Spojrzałem na nią by sprawdzić ,czy jest świadoma, tego co powiedziała. Nie wiedziałem, co sam mam odpowiedzieć, więc stałem cicho przy łóżku. Po dłuższej chwili zmieszania, do głowy wpadł mi pomysł. Na mojej twarzy pojawił się uśmiech.

-Nic nam nie przeszkadza-szepnąłem nad jej uchem.

Szybkim ruchem przeniosłem się nad nią i złączyłem nasze usta. Może i ona mnie denerwuje, ale cholernie dobrze całuje. Mia oplotła ręce naokoło mojej szyi. Jest pijana, mogę to wykorzystać. Zjechałem pocałunkami na jej szyję, co wywołało u niej ciche mruknięcia.

-Nie przestawaj-szepnęłam, a ja ucieszyłem się, że mój plan na dzisiaj działa.

Zrobiłem jej malinkę na szyi, przez co trochę syknęła. No, ale chciała, żebym nie przestawał. Zacząłem dalej zjeżdżać ustami po ręce. W końcu znalazłem się na jej brzuchu. Trzeźwa Mia już dawno by mnie zabiła, a tak mogę całować ją tuż przy końcu brzucha. Na koniec mojego dzisiejszego działania, zrobiłem jej kolejną malinkę na brzuchu. To się dziewczyna jutro zdziwi. Położyłem się obok niej na łóżku i nakryłem się kołdrą.Noc była spokojna, ale dziewczyna przez sen powiedziała trzy słowa, które mnie niby wkurzyły, a z drugiej strony poczułem się fajnie. Pominę to. Długo zajęło mi zaśnięcie, ale rano i tak obudziłem się wyspany. O ile godzinę dziesiątą można nazwać rankiem. Przeciągnąłem się na łóżku, by zaraz później iść do łazienki. Wziąłem długą i gorącą kąpiel. Tego mi brakowało. Ubrany w tank top i bokserki wyszedłem z łazienki. Okazało się, że Mia zaczyna się wybudzać.

-Co słoneczko chce na śniadanie?

-Nie słoneczkuj mi tu-dziewczyna złapała się za głowę, co wywołało u mnie uśmiech.

-Czyżby ktoś się tu nawalił i nic nie pamiętał?

-Spadaj. Pamiętam, że mnie tu wziąłeś. Zaniosłeś mnie do auta, a później nie chciałeś i ci zaczęłam dogryzać.

-Szkoda, że nie wiesz, co było później.

Mia spojrzała na mnie pytającym wzrokiem, ale ja podniosłem ręce do góry. Wiedziała, że jej nie odpowiem. Niech sama do tego dojdzie. Poszła do łazienki,a ja w tym czasie zrobiłem porządek w pokoju. Za dużo rzeczy walało się po ziemi. Chwilę później usłyszałem przekleństwo Mii i zobaczyłem, jak wściekła idzie w moją stronę.

-Słuchaj dupku. Akceptuję słowne ataki, ale te jebane malinki to przesada. Pozwoliłam ci się obmacywać i robić takie coś? Nie pacanie-w tym momencie przyłożyła mi z otwartej ręki w twarz.

Zmrużyłem oczy i wściekły, ścisnąłem jej nadgarstek, przysuwając ją do siebie.

-Ty mała szmato. Słuchaj mnie uważnie. Nie dotkniesz mnie już, bo ci oddam. Malinki są początkiem zemsty. Raz, sama wjebałaś mi się do łóżka, a ja tego nie chciałem, dwa, sama powiedziałaś, że chcesz mnie pocałować, trzy, gdy zacząłem cię całować, powiedziałaś, że mam nie przestawać. Więc z łaski swojej, pomyśl za nim coś zrobisz.

-Byłam pijana, nawet nie wiedziałam co robię.

-A znasz przysłowie, że słowa pijanych to myśli trzeźwych. Co do obmacywania. Jestem facetem, więc to wykorzystałem. Ciesz się, że nie zrobiłem czegoś więcej. Za pół godziny masz być na dole.

Zadowolony z siebie zszedłem na dół. W kuchni siedział Niall. Grzebał nożem w desce. Widać było, że coś go drażni, ale nie wnikałem co. Do czasu. Wyciągnąłem talerze z szafki,żebym mógł od razu nałożyć na nie jajecznicę.

-Co ci jest?-w końcu go zapytałem, widząc, że sam się nie odezwie.

-Zakład-mruknął.

-Wygrałeś? Powinieneś się cieszyć.

-Nie wygrałem. Już chyba nie wygram.

-Niby czemu. Mów-usiadłem po drugiej stronie stołu.

-Wczoraj na balu, znalazłem ją z tyłu sceny. Najpierw zacząłem ją opierdalać wiesz za co. Nawet nie zwracałem uwagi na to, że była zapłakana. Dalej się wydzierałem, a gdy skończyłem ona mruknęła tylko przepraszam. Zdziwiło mnie to, że się nie kłóci, więc usiadłem z nią i na spokojnie zapytałem, dlaczego tak ryczy. Okazało się, że matka Layli poznała jakiegoś fagasa na tym wyjeździe i dlatego nadal nie wraca. Layla się załamała, bo wierzyła, że matka jej tego nie zrobi. Że tylko ojciec był taki posrany, że zniszczył rodzinę. Zachowywała się, jakby między nami nie było kłótni. Przytuliła się i dalej wyżalała. Mnie to nie ruszało oczywiście, ale to wykorzystałem i zacząłem ją całować. Oddała pocałunek, więc wiedziałem, że to jest ten moment, w którym mogę wygrać zakład. Chwilę posiedzieliśmy, aż w końcu zabrałem ją do nas. Zaprowadziłem ją do pokoju. Każde z nas się wykąpało. Zachowywałem się normalnie, żeby nie nabrała podejrzeń, bo i tak już mi nie ufała zbytnio. Położyłem się i znowu zacząłem ją całować. Chwilę później ona leżała już w samej bieliźnie. Byłem w cholerę nakręcony, żeby wygrać ten zakład. Wtedy zasrany Harry do mnie zadzwonił, żeby się spytać jak mi idzie. Wkurwiony, że mi przerwał wróciłem do pokoju. I się zaczęło. Zobaczyłem Laylę, jakiej jeszcze nie widziałem. Siedziała z podkulonymi nogami, cała zalana łzami. Rozumiesz to-kiwnąłem mu głową i pokazałem, żeby kontynuował.-Wyglądała jakby rozpadła się na milion kawałków. Była całkowicie załamana. Poczułem się dziwnie, nie mogłem jej tego zrobić. Odpuściłem sobie. Założyłem jej z powrotem bluzkę, a później się położyłem obok niej. Cały czas słyszałem, jak pociąga nosem, ale byłem takim hujem, że jej nawet nie przytuliłem. W nocy poczułem, jak się do mnie przytula. Znowu z samego rana, gdy się obudziłem. Była przy mnie i gdy na nią spojrzałem, chęć wygrania zakładu minęła. Już nie chcę tego robić. Nie umiem.

-A gdzie jest teraz Layla?

-Śpi jeszcze, późno zasnęła. Cały czas płakała.

-Mówiłem ci, że ten zakład to gówno.

I wtedy się zaczęło. Do kuchni wszedł roześmiany Harry. Od razu wiedziałem, o co mu chodzi.

-Czyli biedny blondasek nie zaliczył Layli-zaczął się śmiać, na co Niall wywrócił oczami.

-Spierdalaj człowieku.

-Równa się to temu, że przegrałeś zakład. Więc kasa i ona są moje.

-Dostaniesz ją po moim trupie-Niall wstał i podszedł do Harrego.

-Nie mój kochany. Był zakład, przegrałeś. Taka kolej rzeczy. Słyszałem całą rozmowę, więc mnie nie okłamiesz. Prawda Louis?

-Sorry Niall, ale on ma rację. Był zakład, przegrałeś. Teraz musisz zapłacić-powiedziałem, ze słabym uśmiechem.

Harry wyszedł z kuchni, jedząc jabłko, a blondyn kopnął zły w krzesło. Zacząłem pukać palcami w blat.

-Mówiłem ci, żebyś się wycofał zawczasu. Teraz radzę ci pilnować Layli. Wiesz, jaki jest Harry.

-I co mam zrobić? Znowu się ode mnie oddali.

-Twoja zasługa stary. Poszukaj luki w tym zakładzie.

-Nie ma luki, wszystko sobie wyjaśniliśmy na początku, żeby nie było niedomówień.

-No to sorry, ale to już twój problem.

Niall chwilę stał, pocierając rękę, ale nie trwało długo, a poszedł w stronę schodów. Ja wstałem i zacząłem robić to śniadanie. Rozbiłem skorupkę jajka, którego zawartość wyleciała na patelnię. W międzyczasie, wsadziłem chleb do tostera. Sięgnąłem dwie szklanki, żeby nalać do nich soku. Po chwili stały już na stole, a ja mogłem nałożyć jajecznicę na talerze. W tym samym momencie do stołu dosiadła się Mia.

-Widzę, że kac nadal trzyma-powiedziałem, widząc, że wypiła już całą szklankę soku.-Ale spokojnie, sok z cytrusów, jest na to dobry.

-Znawca się znalazł. Dla twojej wiadomości, dzisiaj z tobą nie śpię,a ty masz mnie nawet nie dotykać.

-Już ci mówiłem, że sama tego chciałaś-zaśmiałem się, patrząc na jej malinkę.

-A ja już mówiłam, że byłam pijana, a nadal mądrzejsza od ciebie.

Pchnąłem talerz w jej stronę, a ona zmrużyła na mnie oczy. Znowu chce wojny? To proszę bardzo.

-Mądra? Niezbyt, jeśli mówisz, że mnie nienawidzisz, a równocześnie się na mnie napalasz.

-Przynajmniej ja się nie ślinię, gdy się przebieram.

-Kochasz mnie-cmoknąłem do niej, na co się bardziej wkurzyła.

-Chyba cię coś boli w tym momencie.

-Co innego mówiłaś w nocy, gadałaś przez sen słonko.

-Co ja powiedziałam?-jej oczy się powiększyły, a ja miałem satysfakcję, że znowu wygrałem.

-Nie ważne. Ciekawe rzeczy ci powiem.

-Masz mi do cholery powiedzieć, co ja mówiłam-fuknęła na mnie i ścisnęła widelec w ręce.

-Spokojnie, bo mi poniszczysz sztućce. Ja ci na pewno tego nie powiem, więc się nawet nie staraj.

Włożyłem sobie do buzi jedzenie, dalej patrząc na Mię. Próbowała mrozić mnie wzrokiem.

-A ty się dziwisz, że mówię na ciebie dupek. Jesteś nim.

-No widzisz. A jak tam twój tatuś?

-Nie wiem, mam gdzieś co się z nim dzieje.

-Co ty taty nie kochasz? Ale jesteś bez uczuć-powiedziałem z udawanym odrzuceniem po czym się uśmiechnąłem.

-Nie mam taty. Ja miałam innego tatę, ten jest jakimś pomylonym potworem, jak ty.

-Matka też cię nie chciała-uniosłem brwi, a ona zaniemówiła i na mnie spojrzała.

-Spierdalaj-szepnęła.-Ciekawa jestem, gdzie są twoi rodzice. Czyżby nie chcieli, tak perfekcyjnego syna?

Mia odsunęła się od stołu i wyszła, powstrzymując płacz. Nikt mi nie powie, że przesadziłem, bo to ona mnie wkurwiła. Nienawidzę, gdy ktoś zaczyna mówić,o moich rodzicach. Zabiję ją. Normalnie zabiję. Odłożyłem talerze i poszedłem jej szukać. Znalazłem ją w sali, jak my to mówimy zabaw czy gier. Grała w bilarda, pociągając nosem.

-Źle to robisz-mruknąłem, gdy krzywo trafiła w bilę.

-Doprawdy? Dobrze, że ty umiesz-spojrzała z wyrzutem,a ja z trudem jej odpuściłem, żeby znowu nie zaczynać kłótni.

-Rękę układasz tak-objąłem ją od tyłu i ułożyłem odpowiednio lewą rękę.

Dziewczyna cofnęła swoją rękę, tym samym waląc mi w brzuch. Skrzywiłem się, przeklinając pod nosem.

-O patrz. Wleciała-uśmiechnęła się.

-Rozumiem kurwa, że cie uraziłem w kuchni, ale jeszcze raz mi takie coś zrobisz, a ci oddam-warknąłem na nią.

-Dupek, dupek, dupek...-obeszła stół i cały czas na mnie patrzyła.

-Koniec, wkurwiłaś mnie-powiedziałem wkurzony.-Harry!

Obstawiam, że mój krzyk było słychać w całym domu. Dziewczyna na mnie spojrzała, a ja nie wyraziłem, żadnych emocji, oprócz złości. Lokowaty wszedł do pomieszczenia.

-Czy ja coś zrobi.......zaraz, czy ona nie powinna gryźć ziemi?

-Nic nie zrobiłeś. Okłamała mnie, a przed chwilą wkurzyła.

-Taka sprytna dziewucha.

Chłopak zaczął iść w jej stronę, a ona zaczęła się cofać. Nie zdało się to na dużo,bo po chwili zatrzymała się na ścianie. Harry oparł się ręką obok jej głowy i złapał brodę w palce.

-Wiesz jak się stęskniłem? Nawet sobie nie wyobrażasz.

-Louis?!

-Louis nie tęsknił, więc go nie mieszajmy-uśmiechnął się.-Ale mi możesz wynagrodzić tą tęsknotę.

-Louis proszę-pisnęła, a ja nie reagowałem.

Mówiłem, żeby mnie nie wkurzała. To teraz ma.

-No więc kiedy słonko? Bo ja mogę nawet teraz, tutaj, masz stół do wyboru,  albo podłogę.....

-Louis proszę do cholery. 

Zauważyłem, że jej oczy się znowu zaszkliły. Podszedłem powoli do ich dwójki.

-Więc jak? Będziesz mnie słuchała?

Dziewczyna pokiwała głową, strzepując rękę Harrego.

-Dobra, zostaw ją. Dzięki-kiwnąłem mu.

-Spoko, ale pamiętaj, jesteś u mnie dłużna-cmoknął do niej.

Zostaliśmy z Mią sami. Nadal stała przy tej samej ścianie.

-A tobie co? Skostniałaś?

-Nie wierzę,że to zrobiłeś. Wiesz, że się go boję.

-Właśnie dlatego to zrobiłem. Masz mnie słuchać, rozumiesz?

-A może to ty choć raz posłuchałbyś kogoś innego.

Mia wyszła, trzaskając drzwiami. Zostałem sam w pomieszczeniu, by po chwili słyszeć krzyki Nialla. Czyli spotkał Harrego, ewentualnie Harry poszedł do Nialla. Jedyne co mnie ciekawi, to reakcja Layli, gdy się dowie, co ją jeszcze czeka. 










CZYTASZ=KOMENTUJESZ
Przepraszam za błędy, mam nadzieję, że za dużo ich nie ma. Rozdział nie do końca taki, jaki bym chciała, no ale.......